Nie ważne, co nas spotyka w życiu. Ważne, co z tym robimy. Konf. 22.05.2018

Konferencja ks. Adama Kurowskiego

Zacisze, 22 maja 2018

Podobny obraz

Dzisiaj Kościół wspomina św. Ritę z Cascii, której życie było naznaczone trudem, cierpieniem i bólem. Swoje życie przeżyła w sposób niezwykły. Wszystko, co ją spotkało w życiu odnosiła do Boga.

Już w dzieciństwie chciała poświęcić się Bogu, ale na polecenie rodziców wyszła za mąż. W małżeństwie żyła duchem zakonnym, modląc się za męża i za siebie. Skuteczność jej modlitw uwidoczniła się w chwili śmierci męża, wtedy wyraził skruchę. Gdy dowiedziała się o planowanej przez synów zemście na mordercach ojca, modliła się „zabierz ich Panie, jeśli mają uczynić zło”. To była modlitwa miłującej żony i matki, która wybierała większe dobro dla swoich najbliższych.

Chcąc wstąpić do zakonu, spotykała się z wielokrotną odmową ze strony siostry przełożonej. Dopiero jej cudowne znalezienie się w kaplicy klasztornej pomimo zamkniętych drzwi skłoniło siostrę przełożoną do zaakceptowania jej jako siostry. Na wstępie przełożona poleciła, jak mają się odnosić do Rity inne zakonnice: „nigdy dość jej się sprzeciwiać”. W nowicjacie była źle traktowana, choć była od nowicjuszek starsza. W czasie modlitwy prosiła Jezusa: „Pozwól mi cierpieć, tak jak Ty”. Wtedy jeden z cierniowych kolców Jezusa wbił się jej w czoło. Otrzymała stygmat w postaci ciągle ropiejącej rany.

Co myślimy o stygmatykach? Może uważamy ich za wybrańców Bożych, którzy współcierpią z Jezusem i wstawiają się za nami? Co myślimy o swoim cierpieniu? Nas też dotykają trudne doświadczenia. Jeśli ofiarujemy za kogoś nasze niedogodności, trudności i bóle i złączymy się z cierpiącym Chrystusem, patrząc na wszystko, co nas dotyka z wdzięcznością i z nadzieją, to jesteśmy, jak stygmatycy.

Cierpienie może nas prowadzić do Boga, albo do narzekania i pretensji. Pewna młoda kobieta przebywała w szpitalu. Była umierająca i bardzo cierpiała. Prosiła by przyszedł do niej ksiądz i udzielił jej sakramentu chorych, ale zaznaczyła, by nie brał ze sobą stuły, by nie drażnić rodziny. Ksiądz myślał, że rodzina jest niewierząca. Okazało się, że jej bliscy byli pobożni, ale nie mieli takiej postawy wobec Boga, jak chora. Jej śmierć zrobiła niezwykłe wrażenie nawet na pielęgniarce, która miała dyżur w dniu jej odejścia z tego świata. Skrajne cierpienie i śmierć przeżywała tak, że inni byli zadziwieni.

Czy przeżywając smutek jesteśmy zmotywowani, by zwracać się do Jezusa? Czy potrafimy się wtedy modlić? Chodzi o to, by przyjmować Bożą łaskę. Bez niej nie jesteśmy w stanie wyzwolić się od światowego myślenia. Ojciec Pio nie chciał być znieczulony w czasie operacji, bo miał polecenie przełożonego, by nikt nie oglądał jego stygmatów. Jednak w czasie operacji zemdlał z bólu. Później płakał, zwracając się do Jezusa, że nie był w stanie przyjąć cierpienia. Chodzi o to, byśmy autentycznie zwracali się do Jezusa i otwierali serca na Jego bliskość.

Zapisana konferencja nie stanowi całości wypowiedzi i jest zapisem z notatek własnych E. Myśliwiec