Zawierzyć Miłosierdziu - rekolekcje zimowe, 4-6 stycznia 2021

Maryja wzorem otwarcia na Pana Boga

 .

https://www.niedziela.pl/gifs/portaln/624x400/1537388034.jpg

.

Konferencja ks. Kazimierza Sztajerwalda, 4 stycznia 2021

.

Zawierzyć – to ważne słowo. Ważne jest komu zawierzamy siebie i swoje sprawy. Zawierzamy siebie tylko osobie, którą dobrze poznaliśmy, zaufanej, która nas nie zawiodła, nie okłamała, i wielokrotnie doświadczyliśmy, że można na niej polegać.

Maryja była prowadzona przez Boga przez całe życie, dosłownie od chwili poczęcia. Zwiastowanie nastąpiło po wcześniejszym przygotowaniu Jej przez Boga. Od dzieciństwa była oddana na służbę Panu, poznawała i rozważała Słowo Boże, poznawała dobroć Boga w historii jej narodu i zapewne także w jej osobistym życiu.

Bóg objawia się każdemu człowiekowi na różny sposób, niekiedy w sposób bardzo wyraźny, kiedy chce pociągnąć nas w szczególnym kierunku w różnych okresach życia. Kiedy w wierze spojrzymy wstecz naszego życia to poznajemy, że tak naprawdę On prowadził i chronił nas przez całe życie.

Jezus przeszedł przez swoje życie dobrze czyniąc, nauczając o Bogu, uzdrawiając chorych, karmiąc zgłodniałych, nawracając grzeszących i wskrzeszając umarłych. Dotykał ludzkich serc, znał potrzeby duchowe swoich słuchaczy. Ludzie obdarzali Go zaufaniem i powierzali Mu siebie, swoich bliskich i swoje sprawy. Słuchano Go uważnie, gdyż poruszał serca i pociągał do gorącej miłości Boga. Chociaż, kiedy mówił trudne rzeczy wielu ludzi odwróciło się od Niego, w tym nawet uczniowie.

W ostatnich tygodniach do parafii zgłaszają się osoby, które chcą zrezygnować formalnie ze swojej przynależności do Kościoła. W czasie rozmowy ujawnia się, że już dawno porzucili modlitwę, przestali się spowiadać, chodzić do kościoła. Jak to się mogło stać? Można tę sytuację porównać do młodego człowieka, którego rodzice karmią, ubierają, dbają o jego potrzeby, kupują mu prezenty. Aż przychodzi taki dzień, kiedy ktoś obcy mówi temu człowiekowi, że rodzice nie zasługują na zaufanie, że zabraniają, że ograniczają jego wolność. Wskutek złych podszeptów wzbudzana jest w młodym człowieku podejrzliwość, a czasem pewność, że rodzice nie zasługują na zaufanie, ani na szacunek. Młody człowiek może nawet stać się wrogiem swojej rodziny, która go wychowała i obdarzyła miłością.

Podobnie w raju - zły duch powiedział do pierwszych ludzi, że Bóg ich nie kocha, bo nie pozwala wszystko, nie zasługuje na ich zaufanie, i nie muszą Go słuchać i będą wtedy wolni, a nawet będą tacy, jak Bóg. Pierwsi ludzie obdarzeni przez Boga wspaniałymi darami i Jego zaufaniem, tak łatwo nastawili ucho na podstępne złe słowo, bez refleksji, że dlaczego mieliby nie ufać Temu, kto jest godny zaufania i z obfitości Jego dobroci do tej pory korzystali. W jednej chwili odwrócili się od dobrego Boga, a zaufali temu, wobec którego nie ma żadnych podstaw, żeby mu ufać, który nic dobrego dla nich nie zrobił. Jest tylko jego słowo, które w złym świetle stawia dobrego Boga, który ich nie kocha i ich okłamuje.

Postawa Maryi jest przeciwieństwem postawy pierwszych rodziców. Bóg przygotowywał Maryję do zwiastowania i przygotował Ją do udzielenia najdoskonalszej odpowiedzi na Jego Słowo, jakim było – Fiat – "Oto ja Służebnica Pańska, niech mi się stanie według Słowa Twego". Powiedziała, że zgadza się, aby Bóg zrobił z Jej życiem, to co zechce. Bóg dał Jej wolność i Ona tę wolność Jemu oddała. Później życie przyniosło wydarzenia, na które Maryja godziła się mówiąc, niech mi się stanie według Słowa Twego, niech tak będzie.

Podobnie i my jesteśmy zaproszeni, by udzielać Bogu odpowiedź na miarę maryjnego Fiat. Odpowiedzieć na Jego pytanie: czy się zgadzasz na mój plan? Nie rozumiemy, dlaczego nasze życie w określony sposób przebiega, nie rozumiemy sensu wielu wydarzeń, ale mówimy: zgadzam się na Twoją wolę. Nie rozumiem, dlaczego dzieci odeszły od wiary, ale otwieram swoje serce, bo chcę z Tobą przeżywać tę trudność. Maryja powiedziała Bogu – TAK – i Bóg przyszedł na świat.

Bóg nie zostawił pierwszych ludzi bez nadziei. Obiecał, że przyjdzie Niewiasta, która zdepcze głowę węża. Obiecał że „wszyscy, którzy przyjmą Jezusa, Słowo Boże, da moc, aby się stali dziećmi Bożymi” (J 1, 18). Obiecał, że „Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, napełni nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym.” (Ef 1, 3-6)

Św. Augustyn w komentarzu do Psalmów pisał: "Bóg obiecał i zobowiązał się na Piśmie, że da nam wieczne zbawienie, wieczną szczęśliwość niekończącego się życia w społeczności aniołów i nieśmiertelną chwałę, słodycz oglądania Jego oblicza, swoje święte mieszkanie w niebie, a po naszym zmartwychwstaniu wyzwolenie z wszelkiej obawy śmierci. ... Obiecał ludziom udział w swoim bóstwie, śmiertelnym nieśmiertelność, grzesznym usprawiedliwienie, a nędznym stworzeniom uwielbienie. ... Ludzie nie mogli uwierzyć, że oni, poddani śmierci i zagładzie, oni, tak nędzni i słabi, oni którzy są prochem i pyłem mieli się stać w przyszłości równi aniołom Boga."

"Mnie grzesznika Bóg wybiera i gwarantuje wypełnienie wobec mnie obietnic. Ustanowił Pośrednika - swojego jedynego Syna, aby uwierzono Jego słowom, i abyśmy przez Niego mogli dojść do przyrzeczonego nam celu."

W Chrystusie mogę zaufać Bogu. Jezus przyszedł do grzeszników, do tych, co się źle mają, aby być z nimi, aby ich obmyć w swojej Przenajświętszej Krwi i zrealizować wobec nich Bożą obietnicę. Eucharystia pobudza mnie na nowo do zawierzenia się Bogu, gdyż Jezus obmywa mnie z grzechów, abym w wolności i z radością podejmował Jego wolę, aby On we mnie i przeze mnie mógł działać.

Tak, jak Maryja mamy żyć wiarą. Dotykamy obietnicy, którą Bóg już realizuje w naszym życiu. Choć grzech nas powala, osłabia i zawstydza, jednocześnie pomaga nam być pokorniejszymi przed Bogiem i pozwala zadziwiać się coraz bardziej Jego dobrocią gdy wracamy do Niego. Człowiek samotny żyje dla siebie, żyje sprawami bieżącymi i nie ma sensownej perspektywy. Gdy jednak spotyka kogoś kto się w nim zakochał, i którego on pokochał, wtedy wszystko się zmienia w jego życiu. Życie jego nabiera nowej jakości, staje się sensowne, i wartościowe, ma dla kogo żyć i poświęcać się.

Wierzymy, że jesteśmy dziećmi Bożymi powołanymi do świętości, do chwały jak to ukazał nam wyżej św. Augustyn. Jednakże, abyśmy nie wbili się w pychę poznając tak wielkie i niewiarygodne obietnice Boże nie możemy zapomnieć kim jesteśmy sami z siebie. Powinniśmy uczyć się od Maryi postawy pokory i jednocześnie pełnego zaufania Bogu. Ona "pełna łaski, … błogosławiona między niewiastami" mówiła o sobie, że jest służebnicą, dosłownie niewolnicą Pańską. I my także świadomi swojej wolności i godności wypływającej z wybrania przez Boga, powinniśmy w pełni Mu ufać i w postawie uniżenia służyć Mu, jak Maryja - Służebnica Pańska.

Mamy wielką godność, której nie umniejsza postawa uniżenia. Postawa uniżenia i pokory jest najlepszą postawą, przez którą Bóg może zrealizować swój zamysł prowadzenia nas w świętości, do pełni zjednoczenia z Nim, do nieba. Maryja udzieliła świadomej odpowiedzi na zwiastowanie anioła i w swej postawie uniżenia - uznania własnej nicości oddała wszystko Bogu. Postawa pokory uniżenia pozwala, by Boża łaska i miłość przez nas promieniowała. Łaska pochodzi od Boga, a my rodzimy się dla Boga. Od Niego wszystko pochodzi i jest dla Jego chwały. Mamy pozwolić Bogu, abyśmy z Niego się narodzili i przez Niego i do Niego byli prowadzeni. Trzeba prosić Maryję, abyśmy nie ustawiali się w poprzek planom Jezusa przez przywiązania, miłość własną, lęki starego człowieka. Zadaniem dziecka przy porodzie jest nie stawiać oporu matce, aby ułatwić jej jego narodzenie. Analogicznie i my powinniśmy pozwolić Maryi, aby była naszą Matką, a także akuszerką, która pomoże dziecku ukierunkować się na Chrystusa, aby dla Niego się narodziło.

Bóg często łamie nasze schematy, według których żyjemy, nasze plany, zaskakuje nas, jednocześnie zapraszając, byśmy się dali Jemu zadziwić i poprowadzić, abyśmy puścili siebie - oddali swoje plany, przywiązania, zabezpieczenia i oparcia i poszli za Nim na wzór Maryi i zawierzając się Jej.

 .

Postawa dziecięctwa Samarytanki

 .

WSZYSTKO JEST GRĄ MIŁOŚCI – Samarytanka « Krzysztof OSUCH, SJ – Szukać i  znajdować Boga we wszystkim

 .

Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego, 5 stycznia 2021

.

 

Biblijnym przykładem dziecka, które przyjmuje w sposób szczególnie owocny miłość Boga, jest

Samarytanka, którą Pan Jezus spotkał, kiedy odpoczywał przy studni Jakubowej.

Była w tej kobiecie szczególna prostota i otwartość, która pociagała Pana Jezusa do okazania

jej szczególnej łaski, właściwie kolejnych łask: najpierw samej rozmowy, obietnicy daru

tajemniczej "wody żywej", wreszcie objawienia prawdy o Sobie - oczekiwanym od wieków

Mesjaszu. Uderzające jest, że tak wielkie łaski stają się udziałem grzesznicy, która zresztą, na

pytanie Pana Jezusa, nie kryje faktu, że prowadzi grzeszne życie z mężczyzną, który nie jest

jej mężem; Pan Jezus to potwierdza, "słusznie powiedziałaś" - aprobuje jej szczerość...

Nie mamy tu zatem do czynienia tylko z grzesznością tej kobiety: Samarytanka trwała

w postawie grzechu, była grzesznicą. A jednak otrzymuje kolejne łaski, można powiedzieć za

św. Janem, otrzymuje "łaskę po łasce", w miarę jak rozwija się jej dialog, spotkanie z Panem

Jezusem.

.

      Chiara i Enrico Petrillo

 .

Chiara Petrillo: Żyjemy, by kochać i być kochani – Miłujcie się!

 .

Współczesnym przykładem życia w podobnej postawie dziecka jest poruszajaca historia Chiary

i Enrico Petrillo, szczególnie w okresie ich małżeństwa, które trwało w latach 2008 - 2012.

Można powiedzieć, że to również byli grzesznicy, podobni do Samarytanki, zwłaszcza

w okresie swojej młodości i burzliwego narzeczeństwa. Kiedy się poznali, na pielgrzymce

w Medjugorie, ona miała 18 lat, a on 23, i od razu pojawiła się między nimi miłość. Jednak ich

relacja przez kilka kolejnych lat była trudna, często kłócili się, rozstawali, znowu godzili się...

On po rozstaniu z inną dziewczyną zmagał się ze swoimi problemami, kompleksami, ona

z kolei była bardzo wymagająca, żądająca wiele od innych... Wtedy na ich drodze Pan Bóg

postawił franciszkanina ojca Vito d' Amato. Przez jego duchową posługę już w czasie

przygotowania do małżeństwa stopniowo zaczęli inaczej rozumieć i patrzeć na swoje zycie.

I tak, zniechęcony wcześniej do życia Enrico odkrył w pewnej chwili, że warto żyć, gdy człowiek

naprawdę pragnie kochać. Z kolei Chiara nauczyła się ufać Bogu i odkryła, że druga osoba jest

darem Pana Boga, a nie kimś, kto jej się po prostu należy. Ojciec d' Amato formował

narzeczonych w duchu św. Franciszka, który nauczał, że "Miłość trzeba oczyszczać przede

wszystkim z pokusy posiadania". Ta myśl towarzyszyła im, była drogowskazem w wielu

sytuacjach, które ich później spotykały w życiu małżeńskim.

.

      Maria Gratia Letizia

.

Wkrótce po ślubie otrzymali dar dziecka. Była to dziewczynka, którą nazwali Maria Gratia

Letizia. Jednak w czasie badania zdiagnozowano u niej wadę, nie miała wykształconej czaszki,

co oznaczało brak szans na przeżycie po porodzie. Chiara odrzuciła wszelkie sugestie

dotyczace możliwości aborcji dziecka. Pomimo diagnozy, że dziecko umrze zaraz po

urodzeniu, była przekonana, że jest ono darem Pana Boga, który Pan Bóg jej powierza i jej

zadaniem jest zapewnić mu jak najlepszy rozwój. Podobnie uważał Enrico, mówił:

„Maria Grazia Letizia otworzyła nasze serca. Otwórz drzwi, a wejdzie łaska, wejdą prawdziwa

miłość, sens życia, wieczność. Tego właśnie dokonała Maria Grazia Letizia. Bóg kazał nam

postępować krok za krokiem i powoli wszystko stawało się dla nas coraz jaśniejsze. A kiedy

odkrywamy rzeczywistą obecność Boga, potrafimy bardziej kochać”. Ten dar, który został

przyjęty przez małżonków, pociągał za sobą kolejne dary, które otrzymywali: "łaskę po łasce".

Chiara i Enrico kochali swoją córkę coraz bardziej. Nie wstydzili się dziewczynki i z dumą o niej

opowiadali. Jej życie nie było dla nich błędem i nie nosili w sobie myśli, że byłoby lepiej, gdyby

ich córka była inna. Chiara mówiła: „Każde kopnięcie Marii było darem. Tak bardzo chciała,

bym naprawdę ją czuła… Jak gdyby chciała przypomnieć nam, że jest tam dla nas”. Maria

Grazia Letizia przyszła na świat 10 czerwca 2009 r. i w ciągu pół godziny swego ziemskiego

życia zdążyła ucieszyć sobą rodziców i bliskich oraz przyjąć chrzest, który Chiara nazwała

„największym darem, jaki Bóg mógł nam ofiarować”. Młoda matka wyznała też później: „Nigdy

nie zapomnę chwili, kiedy ją zobaczyłam po raz pierwszy. Zrozumiałam wtedy, że jesteśmy

złączone na zawsze. Nie myślałam, że będzie z nami tylko przez chwilę. To było

niezapomniane pół godziny. Gdybym usunęła ciążę, aborcji z pewnością nie mogłabym

wspominać jako radosnego dnia, w którym pozbyłam się problemu. Chciałabym o nim

zapomnieć, bo byłby to dzień ogromnego cierpienia. Tymczasem dzień narodzin Marii będę

mogła wspominać jako jeden z najpiękniejszych w moim życiu i będę mogła opowiadać

dzieciom, że Bóg chciał, żeby miały niezwykłą siostrzyczkę, która się za nich modli w niebie.

Matkom, które straciły dzieci, chciałabym powiedzieć, że zostałyśmy matkami, otrzymując

w darze dziecko. Nie liczy się, na jak długo zostało ono nam dane: na miesiąc, na dwa

miesiące czy tylko na kilka godzin… Liczy się tylko to, że otrzymaliśmy je w darze… I tego

nie da się zapomnieć”. Zapomnieć nie dało się także pogrzebu dziewczynki. Ku zdumieniu

obecnych rodzice dziecka ubrani byli na biało i w czasie nabożeństwa – grając na skrzypcach

(Chiara) oraz na gitarze (Enrico) – wielbili Boga za Marię Grazię Letizię. Przygotowali też

obrazki z wizerunkiem Matki Bożej, na których odwrocie zamieścili wzruszający list do córki,

zawierający m.in. takie słowa: „Możemy obyć się bez wszystkiego, potrzeba nam tylko poznać

Ojca i przygotować się na to spotkanie. Ty urodziłaś się gotowa na nie, a ja nie znajduję słów,

by ci powiedzieć, jak bardzo jesteśmy z ciebie dumni”.

.

 

      David Giovanni

.

Kilka miesięcy później przyjęta łaska przyciągnęła nastepną łaskę. Dar kolejnego dziecka.

Tym razem Chiara oczekiwała chłopca Davida Giovanniego. On także, podobnie jak jego

siostra, okazał się dla rodziców zaproszeniem do większej miłości. Podczas jednego z badań

prenatalnych stało się jasne, że dziecko nie ma jednej nogi i tylko kikut drugiej. „Za pierwszym

razem – relacjonowała Chiara – Bóg zapytał nas: »Czy jesteście gotowi towarzyszyć dziecku

tam, dokąd was zaprowadzę?«. Zgodziliśmy się i było to przepiękne. Za drugim razem,

w przypadku Davida, Bóg zapytał: »Czy jesteście gotowi przyjąć do waszej rodziny dziecko

niepełnosprawne, nawet jeśli będzie miało poważne wady?«. W tym przypadku nasza

odpowiedź również brzmiała: tak. Byliśmy gotowi przyjąć dar łaski”. Dar łaski w miarę rozwoju

chłopca objawił nowe oblicze. Z powodu braku wód płodowych matki w organizmie Davida

nie wykształcił się szereg narządów wewnętrznych, co oznaczało, że i jego czeka rychła

śmierć po porodzie. W kościele św. Anastazji, do którego oboje rodzice weszli po wizycie

u lekarza, Chiara raz jeszcze powtórzyła: „Nie rozumiem, ale się zgadzam”. Podobnie myślał

Enrico: „My nie powinniśmy posiadać. Nie mamy prawa do życia innych i tyle. Pan daje mi

krzyż i ja muszę go nieść. Bo idąc z krzyżem, dowiem się, co Bóg pragnie mi powiedzieć”.

Małżonkowie w czasie ciąży Chiary znów imponowali czułą miłością do swego dziecka,

pokojem, pogodą ducha oraz niekoncentrowaniem się na sobie, lecz na innych. Wraz

z przyjaciółmi pojechali na pielgrzymkę do Turynu, ażeby – jak przyznała Chiara – modlić

się tam przed Całunem „o uzdrowienie dziecka, ale przede wszystkim o łaskę, by również

i tym razem z otwartym sercem przyjąć ten wielki dar”. Dawid żył 38 minut, uradowawszy

najbliższych i przyjąwszy chrzest, tak jak jego siostra żegnany był przy akompaniamencie

muzyki oraz śpiewu Chiary i Enrica. Jemu także poświęcono obrazek ze znamiennym

wyznaniem jego rodziców: „Nauczyłeś nas, że miłość nie tworzy żadnych dzieł niedoskonałych.

Ty jesteś cudem jedynym, niepowtarzalnym i wyjątkowym. Ileż miłości nam dałeś! […] twoje

przeznaczenie to chwała większa od naszej”.

.

      Francesco

.

Boda católica de Paco Roig y Mara Vidagany tras 40 años de matrimonio  civil: Su hijo jugaba a ser cura, él y su padre se encontraron con Cristo y  todos viven la

.

Małżonkowie otrzymali nastepnie kolejny dar łaski. Pojawia się Franciszek, trzecie dziecko.

Chłopiec od początku rozwijał się prawidłowo i nic nie wskazywało na to, że podzieli los

swojego rodzeństwa. Cios dla rodziny przyszedł z zupełnie nieoczekiwanej strony. Zaczęło się

od afty na języku Chiary. Pomimo przyjmowanych przez pacjentkę leków zmiana ta nie znikała,

lecz się powiększała. Po serii badań, kiedy kobieta była w szóstym miesiącu ciąży, nie było już

wątpliwości: 27-letnią Włoszkę zaatakował jeden z najbardziej agresywnych nowotworów. Co

więcej, zabieg polegający na usunięciu sporej części języka Chiary nie rozwiązał problemu.

Konieczna była operacja wycięcia węzłów chłonnych oraz radioterapia i chemioterapia. Tym

zaś Chiara nie chciała się poddać, kierując się dobrem dziecka. Sprzeciwiła się też propozycji

wywołania przedwczesnego porodu, uważając, że jej obowiązkiem jest zapewnić Franciszkowi

jak najlepszy rozwój, a nie narażać życie chłopca na ryzyko. Po urodzeniu dziecka była gotowa

poddać się nawet najbardziej inwazyjnemu leczeniu, wykluczała je jednak w czasie ciąży.

Zdanie żony podzielał jej mąż. Małżonkowie, których spotkała za tę decyzję fala krytyki,

postanowili szukać umocnienia nie u ludzi, lecz u Boga. W czasie swego pobytu w Asyżu

modlili się, czytali Pismo Święte i wzrastali w ufności. O ich wielkiej wierze i posłuszeństwie

woli Bożej świadczą słowa Enrica: „Nie jesteśmy zagniewani na Boga, bo wiemy, że to On stoi

za wszystkim. A zrozumieć, że za wszystkim stoi Bóg, jest czymś najwspanialszym na

świecie”. Ostatecznie Franciszek urodził się kilka dni przed terminem, 30 maja 2011 r. Chiara

na nacieszenie się trzecim, tym razem zdrowym, dzieckiem miała na razie dwa dni, po nich

bowiem przeniesiona została na oddział onkologiczny i poddana operacji, a w kolejnych

tygodniach intensywnemu naświetlaniu i chemioterapii. Po okresie leczenia, który – jak się

wydawało – przyniósł zatrzymanie choroby, kobieta poświęciła się macierzyństwu. Niepokojące

objawy pojawiły się w jej organizmie pod koniec roku, a przypieczętowane zostały wynikami

medycznymi 28 marca 2012 r. Wykazały one przerzuty nowotworowe na płuca, oko, wątrobę

oraz piersi. Dla Chiary rozpoczął się ostatni, dwuipółmiesięczny, etap ziemskiej wędrówki.

Chiara bardzo świadomie przygotowywała się do pożegnania z bliskimi i do spotkania

z Bogiem. Przede wszystkim dokonała kolejnej ofiary z siebie, rezygnując z całkowitego

oddania się dziecku, wiedząc, że byłoby to zabójcze nie tylko dla niej i dla Franciszka, który

nagle znalazłby się bez matki. Uczyła więc Enrica samodzielnego rodzicielstwa,

a przyjaciołom oddała większość obowiązków macierzyńskich. Do końca myślała o potrzebach

innych, nie swoich. Ciesząc się małymi radościami, Chiara coraz bardziej wybiegała ku

wieczności. Żyła sakramentami pojednania i Eucharystii, adoracją Najświętszego Sakramentu

i codzienną modlitwą. Póki miała siły, grała na skrzypcach na cotygodniowym nabożeństwie

różańcowym. Imponowała spokojem i radosną ufnością. Powierzała się Maryi specjalną

modlitwą: "O Dziewico Maryjo, Ty, która jesteś moją Matką, która tak bardzo mnie kochasz ze

strony Boga, przyjmij dzisiaj moje pragnienie całkowitej konsekracji Tobie. Oddaję Ci całą

swoją osobę i całe swoje życie, oddaję Ci swoje ciało, swoje myśli i uczucia, swoją głęboką

zdolność do miłości i do poznania prawdy. Wszystko, co jest moje, niech będzie Twoje i do

Ciebie przynależy. Wszystko Ci oddaję, abym mógł (mogła) całkowicie należeć do Chrystusa,

który jest życiem mojego życia. Z ufnością i miłością powtarzam Ci: „Gwiazdo Poranna,

prowadź mnie do Jezusa”. Totus Tuus!"

30 maja rodzina Petrillich świętowała roczek Franciszka. W liście-testamencie Chiara napisała

wówczas do synka m.in. takie słowa: „Z tego, co udało mi się zrozumieć przez te wszystkie

lata, mogę tylko ci powiedzieć, że Miłość stanowi centrum naszego życia. Przychodzimy na

świat z miłości, żyjemy, by kochać i być kochani, i umieramy, by poznać prawdziwą miłość

Boga. Celem naszego życia jest kochać i być zawsze gotowym kochać innych tak, jak tylko

Bóg może nas tego nauczyć. […] Pan zawsze cię kocha i zawsze wskaże ci drogę, którą iść,

jeśli otworzysz przed Nim swe serce… Zaufaj, bo warto”. Na cztery dni przed śmiercią

podczas modlitwy wiernych prosiła o ufność w plany Boże, dodając, że one „nigdy nas

nie rozczarują”. Pełna pokory postawa Chiary, tak daleka od buntu, szła w parze

z posłuszeństwem woli Bożej jej męża. „Jeżeli moja żona idzie ku Temu, kto miłuje ją bardziej

niż ja, dlaczegóż miałbym się z tego nie cieszyć?” – pytał Enrico. Od swej żony usłyszał też

niezwykłe pytanie: „Enrico, gdybyś wiedział, że twoja ofiara może zbawić dziesięć osób,

zgodziłbyś się?”. „Tak, ale tylko z pomocą łaski” – odpowiedział. „Ja też, Enrico. Dlatego

modlę się o cud wyzdrowienia, ale tak naprawdę nie pragnę go”.

.

Canonization Cause for Chiara Corbella & Peace in Ethiopia and Eritrea |  EWTN Vaticano Full Episode - YouTube

.

W internecie jest dostępne ich zdjęcie ze spotkania z Papieżem Benedyktem XVI: Chiara

trzyma na rękach kilkumiesięczne dziecko, ma zasłonięte prawe oko, utracone w wyniku

choroby, obok mąż Enrico, Papież im błogosławi... Chiara Petrillo zmarła 13 czerwca 2012 r.

w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa. Uderzające jest w tej historii, jak wiele może

dokonać Pan Jezus swoją łaską w kimś, kto jest grzesznikiem, podobnym do Samarytanki.

Taki grzesznik może otrzymywać "łaskę po łasce", o ile ma postawę dziecka, stałą gotowość

do przyjmowania darów Boga. Małżonkowie Petrillo świadomie, konsekwentnie odrzucali

pokusę traktowania dzieci jak swoją własność, dzięki temu mogli doświadczyć tak wielu

darów miłości Pana Boga.

 .

Postawa dziecięctwa niewidomego od urodzenia

.

warsztaty ikonopisania / The Way of Icon - Iconography workshop: Ikona  Uzdrowienia niewidomego od urodzenia - DROGA IKONY

.

Konferencja ks. Mieczysława Jerzaka, 6 stycznia 2021

.

Bóg ma dla człowieka plan zbawienia, dobroci i miłości, który chciałby zrealizować. Plan, wtedy będzie zrealizowany, jeśli człowiek przyjmie postawę ewangelicznego dziecka. Przeszkodą realizacji planu Bożego są ludzkie plany, które nie zawsze są spójne z planami Boga. Pan Bóg powiedział do ludzi narodu wybranego: „Jestem bowiem świadomy zamiarów, jakie zamyślam co do was - wyrocznia Pana - zamiarów pełnych pokoju, a nie zguby, by zapewnić wam przyszłość, jakiej oczekujecie”(Jr 29,11).

Wszystkie wydarzenia opisane w Ewangeliach mają swój cel, ponieważ zostały wybrane spośród innych, niezliczonych wydarzeń, cudów, czy wypowiedzi Jezusa, które zapamiętali i zapisali Jego uczniowie. Ewangeliści wybrali tylko część z nich. Św. Jan kończąc swoją Ewangelię zapisał: „Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać”. (J 21, 25)

Bóg miał ciekawy plan miłości wobec człowieka niewidomego od urodzenia, którego historię tak opisał św. Jan Apostoł i Ewangelista. Jezus, ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: «Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomy – on czy jego rodzice?» Jezus odpowiedział: «Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże. Trzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata». To powiedziawszy, splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego; i rzekł do niego: «Idź, obmyj się w sadzawce Siloam» – co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił, widząc (J 9,1-7).

Niewidomy był w szczególnej sytuacji, bo Boży plan miłości był ciekawy dla niego, dla jego rodziców oraz dla uczonych w Piśmie i faryzeuszów, którzy z urzędu zajmowali się cudem uzdrowienia. (Cud jest to religijne określenie zjawiska lub zdarzenia, którego nie da się racjonalnie wyjaśnić przez odwołanie do przyczyn naturalnych, a które będąc niepojętym i niewyjaśnionym przez znane człowiekowi prawa natury, uważane bywa za znak ingerencji Boga).

W tamtym czasie ludzie uważali, że wszelkie cierpienie jest karą Bożą za grzechy osoby, którą dotknęło nieszczęście albo za grzechy jego najbliższych, w tym wypadku rodziców. Niewidomy zmagał się ze swoim kalectwem od początku swojego życia, a od chwili kiedy zaczął rozumieć swoją sytuację, miał poczucie, że jest osobą gorszą, winną, naznaczoną odrzuceniem przez swoje środowisko i przez Boga (myślał, że Pan Bóg go i jego rodziców pokarał). Często dotykało go upokorzenie. Kiedy spotyka Jezusa i rozmawia z Nim, to przyjmuje wszystko, co On mówi i robi. Jezus czyni błoto, nakłada je na jego oczy i poleca, aby poszedł do sadzawki. Czy Jezus nie mógł od razu uczynić cudu? Niewidomy nie buntuje się, przyjmuje polecenie i je spełnia. Ma postawę dziecka ewangelicznego. Ufa i wierzy, że tylko Jezus może go uratować.

Ciekawa jest reakcja rodziców niewidomego wobec cudu, jakiego doznał ich syn. Od kiedy odkryli, że ich dziecko nie widzi, przeżywali nie tylko nieszczęście syna, ale mieli poczucie własnej winy, choć nie wiedzieli jakiej. Żyli w stresie i doznawali upokorzeń przez wiele lat. Dodatkowo wiedzieli, że syn jest skazany na przegraną, że nic w życiu nie osiągnie i będzie musiał liczyć na opiekę innych osób. Po uzdrowieniu swojego dziecka mają trudne zadanie, gdyż mają się wypowiedzieć przed uczonymi w Piśmie na temat syna, a przede wszystkim na temat Jezusa, który go uzdrowił, ponieważ faryzeusze nie tyle pytają o ich syna, ile o Syna Bożego. Byli w trudnej sytuacji, gdyż faryzeusze wszystkich zwolenników Jezusa postanowili wyłączyć z Synagogi. Łatwo było ich zastraszyć, ponieważ już wcześniej czuli się wykluczeni, naznaczeni winą. W takiej sytuacji nie wiadomo, czy się cieszyli czy martwili z uzdrowienia swojego dziecka? Rodzice wybrali drogę kompromisu. Nie chcą potwierdzić, że to Jezus go uzdrowił. Nie wyznali publicznie wiary w cud Jezusa. Dyplomatycznie odesłali swoich rozmówców do syna „ma swoje lata, niech mówi”.

Trudne zadanie przyjęli na siebie faryzeusze i uczeni w Piśmie. Mieli udowodnić, że nieprawdziwym jest cud, którego naocznymi świadkami byli sami i wielu ludzi, w tym uzdrowiony, jego rodzice i sąsiedzi. Jeśli rodziców prawie udało się uciszyć, to z uzdrowionym mieli problem. Nie pomogły żadne środki nacisku, ani groźba odrzucenia, ani nawet samo wyrzucenie z Synagogi. Uzdrowiony nie poszedł na kompromis, jak rodzice, nie wyparł się ani cudu, ani Jezusa. Dlaczego faryzeusze nie byli w stanie przyjąć Jezusa? Dlaczego zaprzeczali oczywistym faktom, których byli świadkami? Sami nie potrafili przyjąć planu miłości Boga i utrudniali przyjęcie takiego planu innym ludziom.

Niewidomy, główny bohater tej ewangelicznej opowieści, doznał uzdrowienia, ale to nie on jest główną postacią tego wydarzenia. Najważniejszą osobą jest Jezus Chrystus, który się objawia człowiekowi poprzez dokonany cud. Objawia się, aby w Niego uwierzyć i przyjąć jako Syna Bożego, tak jak objawił się trzem mędrcom ze Wschodu, którzy uwierzyli w Niego i oddali Mu hołd jako nowo narodzonemu królowi Izraela. Zakończenie tej opowieści jest ciekawe. Jezus dowiedziawszy się, że faryzeusze wyrzucili uzdrowionego spotkał się z nim ponownie. Zapytał: „Czy wierzysz w Syna Człowieczego?” Ten odpowiedział pytaniem (taki był wtedy sposób relacji, że na pytanie odpowiadało się pytaniem) „A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył?” Wtedy Jezus objawia się mu i mówi: „Jest nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie”. On zaś odpowiedział: „Wierzę, Panie!” i oddał Mu pokłon. Uzdrowiony przyjmuje w pełni plan miłości Bożej w postawie dziecięcej wiary, bez cienia kompromisu.

Jezus jest przy nas i ma dla nas plan miłości Bożej. Możemy siebie zapytać, jak odkrywamy ten plan i jak go przyjmujemy? Ten plan ma szczegóły i detale, które mają być odkrywane i realizowane na co dzień.

Plan miłości Bożej można przyjąć, jak Maryja, która powiedziała Bogu „TAK” i była temu wierna przez całe życie. Jak Samarytanka, która uwierzyła Jezusowi i mówiła o Nim wszystkim. Jak Chiara i Enrico, którzy rozpoznali plan Boży przyjmując z miłością wszystkie swoje dzieci, którymi ich Bóg obdarzył i akceptując wszystkie wydarzenia, jakie ich spotkały. Albo, jak niewidomy od urodzenia, który nie lękając się odrzucenia, uwierzył w Jezusa. Czy przyjmujemy plany miłości Bożej na drogach naszego powołania życiowego?