Archiwum

Małżeństwo jako sakrament

Kościół uczy nas o niepojętym zamyśle Boga wobec małżeństwa: „Syn Boży, który przyjął ciało człowieka upadłego”, by odnowić cały rodzaj ludzki, nie poprzestał na włączeniu małżeństwa w ten Boży plan miłości. „Gdy przywrócił mu pierwotną czystość…, podniósł je do godności prawdziwego i «wielkiego» sakramentu Nowego Przymierza”

Ze swej natury małżeństwo jest umową, czyli aktem rozumu i woli. W przypadku osób nieochrzczonych jest to umowa cywilna. Jednak dla chrześcijan małżeństwo nie jest samą tylko umową, ale jest sakramentem. Sakrament nie jest dodany do umowy, ale stanowi go sama umowa. Tak więc gdy narzeczeni oddają się sobie wzajemnie, sprawują sakrament. To oni są jego szafarzami, a nie kapłan – on ich błogosławi. Małżeństwo, podobnie jak każdy sakrament, jest źródłem specjalnej łaski, a narzeczeni są tymi, którzy jej sobie nawzajem udzielają.

 Może wydawać się dziwne, że na materię sakramentu małżeństwa, obok bogactwa więzi duchowej, psychicznej i cielesnej, składają się działania, które są wspólne dla ludzi i dla zwierząt, i o których czasem krępujemy się mówić. Jednak dziwi się tylko ten, ktopostrzega sprawy wyłącznie z ludzkiego punktu widzenia, oczyma człowieka zmysłowego – homo animalis – który nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić (1 Kor 2, 14). W przypadku zwierząt działania te służą jedynie podtrzymaniu gatunku. W przypadku chrześcijan ich celem jest wzrost Kościoła, mistycznego Ciała Chrystusa – powiększanie liczby tych, którzy stają się drugim Chrystusem.

Św. Paweł przy różnych okazjach rozważał tę tajemnicę i mówił o niej, chcąc by pierwsi chrześcijanie dobrze ją zrozumieli. Tłumacząc wiernym obowiązki poszczególnych członków rodziny, zwraca się do mężów: Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół.

Aby zdać sobie sprawę z wielkości sakramentu małżeństwa trzeba ponadto wziąć pod uwagę jego wybitnie społeczny charakter. „Małżeństwo istnieje przede wszystkim ze względu na społeczne ciało Kościoła. Z tego tytułu można je porównać z sakramentem kapłaństwa, który ma na celu nie tyle osobiste dobro kapłana, co przede wszystkim dobro Kościoła. Małżeństwo chrześcijańskie «konsekruje» w pewien sposób małżonków do pełnienia misji w Kościele. Są oni włączeni w ciało Kościoła już nie tylko z tytułu indywidualnej przynależności, lecz jako małżonkowie i rodzice, jako współtwórcy ogniska domowego, i z tego tytułu są powołani do podjęcia specjalnej i niezwykle ważnej roli w Kościele”

Rodzice św. Teresy Dzieciątka Jezus, Zelia i Ludwik Martin, doświadczyli bardzo wyraźnie tej społecznej funkcji małżeństwa. Na początku swego wspólnego pożycia młodzi nie zachowywali się jednak jak zwykli zakochani. Chcieli żyć w związku podobnym do tego, jaki łączył Najświętszą Maryję Pannę ze św. Józefem. Zelia – głęboko tęskniąca za klasztorem – mogła w dziewiczym małżeństwie spokojnie trwać w ideałach młodości i mieć nadzieję na osiągnięcie doskonałości. Poglądy Ludwika możemy poznać z jego dzieła na temat dziewiczego życia Świętej Rodziny. Jednak Panu Bogu wcale nie o to chodziło... W Zelii rodzi się wówczas pragnienie posiadania dzieci.

Po dziesięciu miesiącach małżeństwa, na skutek interwencji spowiednika, następuje koniec okresu życia dziewiczego. W kilka tygodni później poczyna się Marynia. Szansa osiągnięcia „wyższej doskonałości” wydaje się bezpowrotnie stracona. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Zelia uległa tzw. myśleniu na sposób ludzki, czyli pokusie przykładania do Boga i Jego planów ludzkiej miary.. Pokora wzrastała w Zelii, kiedy doznawała rozczarowania w realizacji swoich planów i czuła się gorsza od swojej siostry zakonnicy – jakby wzgardzona przez Boga. Posłuszeństwo wyraziło się w rezygnacji z własnej wizji drogi do świętości i poddaniu kierownictwu spowiednika.

Zaparcie się samego siebie– małżonkowie Martin spełnili na pozór paradoksalnie… podejmując współżycie fizyczne. Kochali się miłością ludzką, lecz ich umiłowanie czystości i siła ciążącego stereotypu drogi do świętości, która zarezerwowana w tamtych czasach była dla duchowieństwa były tak wielkie, że dopiero wyraźne ukazanie woli Bożej przez pośrednictwo kapłana otworzyło dla nich tę „zakazaną” sferę życia. Nie było to jednak przekreślenie życia w duchu ewangelicznej czystości. wyłączając jej wymiaru cielesnego (dziewictwo). Małżonkowie Martin właśnie w ten sposób oddali swe ciała Bogu: poprzez siebie nawzajem, okazując sobie oddanie nie na użytek własnemu egoizmowi, lecz by przyjąć od Boga dar dzieci i ciężar rodzicielstwa. Okazał się on ogromny – wystarczy powiedzieć, że czworo dzieci zmarło, w tym wszyscy chłopcy, krzyżując tym samym marzenia matki o tym, że ich dłonie celebrować będę Eucharystię..

Sama Zelia w liście do bratowej pisze: „ Gdy zamykałam oczy moim kochanym dzieciom i gdy je grzebałam, doznawałam wiele bólu, ale on był zawsze pełen rezygnacji. Nie żal mi było cierpień i trosk, jakie dla nich poniosłam. Niektórzy mi mówili: „Lepiej było nie mieć ich wcale”. Nie mogłam słuchać tych słów. Uważałam, że cierpienia i troski nie mogą być porównane ze szczęściem wiecznym moich dzieci. Zresztą nie straciłam ich na zawsze. Życie jest krótkie i pełne nędzy, odnajdę je tam wysoko. Szczególnie po śmierci pierwszego odczułam żywo szczęście z posiadania dziecka w niebie. Bo Pan Bóg dowiódł mi w sposób wyraźny, że przyjął moją ofiarę. Otrzymałam za pośrednictwem tego aniołka nadzwyczajną łaskę. Widzisz, droga Siostro, że to wielkie szczęście posiadać aniołka w niebie, ale niemniej to wielki ból utracić dziecko. Na tym polegają największe cierpienia naszego życia.”

Każda z córek (było ich pięć) otrzymuje powołanie zakonne: wśród nich znajduje się św. Tereska, jedna z najbardziej znanych i kochanych świętych, odnowicielka duchowości Karmelu oraz, jako trzecia w historii kobieta, Doktor Kościoła.

I ta niezwykła święta w swoich kanonizowanych pismach stwierdza, że będzie tylko jedną z pereł w koronie matki. Jej świętość bazowała na świętości rodziców, którzy – jako pierwsi w historii małżonkowie – wspólnie objęci są procesem beatyfikacyjnym. Opisując swoją rodzinę (jako ziemię świętą i do głębi przenikniętą wonią dziewictwa) św. Teresa potwierdza, że mimo wydania na świat dziewięcioro dzieci, rodzice żyli duchem ewangelicznej rady czystości. A cierpienia Zelii spowodowane śmiertelną chorobą piersi, były podstawą skuteczności jej macierzyństwa – już nie w wymiarze fizycznym, lecz duchowym, gdyż zgodnie z jego zasadą, sformułowaną przez św. Teresę, tylko cierpienie może rodzić dusze dla Jezusa.

Na rodzinnym grobie państwa Martin widnieje napis: Błogosławione plemię sprawiedliwych. Znaczy to, że dzieci świętych rodziców dziedziczą ich błogosławieństwo – święci rodzą świętych. A drugi napis na nagrobku Zelii i Ludwika: Ave Crux, spes unica! (Witaj Krzyżu, nadziejo jedyna!) pozwala zrozumieć tajemnicę duchowego macierzyństwa i ojcostwa, które tak wyraźnie się w nich dokonało – cierpienie połączone z Krzyżem Chrystusa może rodzić dusze dla Chrystusa, sprowadzać na nie łaskę, która skutecznie ułatwi im drogę do świętości.

Pytania są tylko pomocnicze, może zrodziły się inne refleksje po przeczytaniu tekstu.

  1. Jaką widzę rolę przed moim sakramentalnym małżeństwem?
  2. Jak patrzę na moje dzieci? Może uznaję ich za swoją własność, nie licząc się z tym, że wobec każdego z nich Bóg ma plan?