W dniach 29 czerwca do 7 lipca 2019 odbyły się rekolekcje wakacyjne Ruchu Rodzi Nazaretańskich w Małym Cichym, na których każdego dnia mogliśmy wysłuchać konferencje wygłoszone przez kapłanów z naszego Ruchu. Zachęcamy do przeczytania i do rozważenia myśli, które zostały w nich zawarte.
Zapisane konferencje pochodzą z odręcznych notatek E. Myśliwiec i nie są całością wypowiedzi.
Dzień I - 30 czerwca 2019, niedziela
Konferencja ks. Kazimierza Sztajerwalda
Przyjąć Boży plan miłości na wzór Maryi.
Maryja była otwarta na przyjęcie Bożego plany miłości. Ona nie pytała: dlaczego, gdy w Jej życiu wypełniały się proroctwa. Przyjmowała z ufnością nawet niezrozumiałe dla Niej wydarzenia. Takimi wydarzeniami były: proroctwo Symeona, ucieczka do Egiptu, poszukiwanie i odnalezienie dwunastoletniego Jezusa, spotkanie z Synem na drodze krzyżowej, ukrzyżowanie i śmierć Jezusa, zdjęcie z krzyża i złożenie Go do grobu. W planach Bożych wyraziła się Jego miłość. My możemy wszystkiego nie wiedzieć czy nie rozumieć, ale Bóg ma perspektywę ponadczasową, dlatego zaufajmy Mu, tak jak Maryja.
Czy jesteśmy otwarci na przyjęcie planu Bożego, tak jak Maryja? Czy nie usiłujemy być mądrzejsi od Boga? Dzieci przyjmują w prostocie warunki, jakie dają im rodzice. Bóg się pyta, czy przyjmiesz Moją miłość w trudnym człowieku, którego stawiam na twojej drodze? Czy przyjmujesz Moją miłość w trudnym wydarzeniu? Wszystko może być darem miłości. W dzisiejszym zmęczeniu na Drodze Światła można widzieć Boży plan miłości, Jego dar. Nie pytajmy rozgoryczeni: dlaczego, tak się stało? Albo, gdzie jesteś Boże? Bóg objawia swój zamysł, bo jesteśmy Jego przyjaciółmi. Jeśli nie rozumiemy wydarzeń, to prośmy Maryję, byśmy przyjęli je, tak jak Ona.
Miałem pojechać na lotnisko, zastanawiałem się, jak dojadę, gdzie zaparkuję, ale pomyślałem: zaufaj Bogu i jedź. Dojechałem tam bez problemów i od razu znalazłem miejsce na parkingu. Boży plan wymaga mojego umierania, czyli porzucenia obaw, a zaufania Bogu. Pewien człowiek chorował na nowotwór ok. 11 lat. Na pytanie, jaki sens miało jego cierpienie, rodzina odpowiedziała: wiele osób modliło się za niego, wielu ludzi nawróciło się do Boga. Z tą chorobą związał Bóg ogrom łask.
Czy dziękujemy Bogu za trudności, które nas dotykają? Św. Bernadeta w swoim testamencie zapisała, że dziękuje za wszystko, co wydarzyło się w jej życiu. Jeśli mówią, że jesteście za starzy i skostniali, to wiedzcie, że Boże miłosierdzie może rozmiękczyć i otworzyć każde serce. Bóg daje łaskę do walki z zatwardziałością serca. Tylko trzeba chcieć przyjąć Jego łaskę.
Testament Bernadety Soubirou
Za biedę, w jakiej żyli mama i tatuś, za to, że się nam nic nie udawało, za upadek młyna, za to, że musiałem pilnować dzieci, stróżować przy owcach, za ciągłe zmęczenie... dziękuje Ci, Jezu. Za dni, w który przychodziłaś, Maryjo, i za te, w które nie przyszłaś - nie będę Ci się umiała odwdzięczyć, jak tylko w raju. Ale i za otrzymany policzek, za drwiny, za obelgi, za tych, co mnie mieli za pomyloną, za tych, co mnie posądzali o oszustwo, za tych, co mnie posądzali o robienie interesu... dziękuje Ci, Matko Za ortografię, której nie umiałam nigdy, za to, że pamięci nigdy nie miałam, za moją ignorancję i za moją głupotę, dziękuję Ci Dziękuję, Ci ponieważ gdybym było na ziemi dziecko o większej ignorancji i większej głupocie, byłabyś je wybrała... Za to, że moja mama umarła daleko, za ból, który odczuwałam, kiedy mój ojciec, zamiast uścisnąć swoją małą Bernadetę, nazwał mnie "siostro Mario Bernardo" ... dziękuję Ci, Jezu. Dziękuję Ci za to serce, które mi dałeś, tak delikatne i wrażliwe, a które przepełniłeś goryczą... Za to, że matka Józefa obwieściła, że się nie nadaję do niczego, dziękuję..., za sarkazmy matki mistrzyni, jej głos twardy, jej niesprawiedliwości, jej ironię i za chleb upokorzenia... dziękuję. Dziękuję za to, że byłam tą uprzywilejowaną w wytykaniu mi wad, tak że inne siostry mówiły: "Jak to dobrze, że że nie jestem Bernadetą". Dziękuję, za to, że byłam Bernadetą, której grożono więzieniem, ponieważ widziałam Ciebie, Matko... tą Barnadetą tak nędzną i marną, że widząc ją, mówili sobie: "To ta ma być Bernadetą, którą ludzie oglądali jak rzadkie zwierzę?" Za to ciało, które mi dałeś, godne politowania, gnijące..., za tę chorobę, piekącą jak ogień i dym, za moje spróchniałe kości, za pocenie się i gorączkę, za tępe ostre bóle... dziękuję Ci, mój Boże. I za tę duszę, którą mi dałeś, za pustynię wewnętrznej oschłości, za Twoje noce i Twoje błyskawice, za Twoje milczenie i Twe pioruny, za wszystko. Za Ciebie - i gdy byłeś obecny, i gdy Cię brakowało... dziękuje Ci, Jezu
Dzień II – 1 lipca 2019, poniedziałek
Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego
Ewangeliczne dzieci miłują mocą Boga.
Prawda ukryta w tych słowach jest wezwaniem skierowanym do nas. Wszyscy jesteśmy przez Boga tak ukształtowani, by przyjmować miłość Boga i tą miłością obdarzać innych. Jednak radykalna miłość objawia się w sytuacjach trudnych.
Św. Tereska miała w zakonie siostrę, którą nie lubiła. Jednak ta osoba była dla świętej wezwaniem, by ją miłować, jak Jezus, pomimo, że ją drażniła i denerwowała.
W Starym Testamencie zawarte jest wezwanie, by miłować Pana Boga całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą, a bliźniego swego, jak siebie samego. To przykazanie ma za zadanie nas wychowywać i pokazuje, jaką drogą mamy iść. Jednak wiedza, co należy czynić i czego unikać nie jest wystarczająca. Nasze życie mamy opierać nie na wychowawcy, tylko na Panu Jezusie. Powołanie osób wierzących w Jezusa Chrystusa idzie dalej. On powołuje na drogę ucznia, który słucha Jego słów i wpatruje się w Niego.
Zbawienie, to śmierć i zmartwychwstanie Pana Jezusa, by Jego życie się w nas objawiło. Jest to dar nadprzyrodzony. Nie wystarczy wiedzieć, co należy czynić, bo wiemy, co należy czynić, ale wykonać nie potrafimy. Potrzebujemy Mesjasza i Zbawcy, byśmy mogli przyjąć Boże życie w nas, czyli by w nas mógł żyć i działać Jezus. Jezus nauczając udzielał wielu pouczeń, ale były one przygotowaniem do działania i miłowania, tak jak Pan. Skoro Jezus nakazuje, by miłować, jak On, to znaczy, że On będzie w nas i za nas miłował.
Dziecko Boże ma w sobie naturę Bożą, która została w niego wszczepiona w czasie Chrztu świętego. Bóg udzielił wielu łask, a człowiek przyjmujący łaski, nie cofający się przed nimi zostaje przekształcony tak, by Bóg mógł w nim działać, miłować i mieszkać. Zadaniem dziecka Bożego jest nie marnowanie łask, ale współpraca z Bogiem.
Jeśli jedna siostra była dla św. Teresy przykra, to święta nie mówiła do siebie: będę ją unikać i schodzić jej z drogi. Takie są ludzkie reakcje, które rzadko w rachunku sumienia rozpoznajemy. Ewangeliczne dziecko reaguje inaczej. Wierzy i ufa, że to co je spotyka jest słowem miłującego Ojca. Jeśli ktoś nas zlekceważy, to jest to zaproszenie od kochającego Ojca. Warto się przyglądać i pytać o co chodzi, gdy spotykają nas przykrości. Ewangeliczne dziecko nie obraża się, nie wycofuje, nie zniechęca, ale widzi w tym miłującą dłoń Ojca przychodzącego z różnorodnymi wezwaniami.
Św. Teresa rozpoznała, że przykra dla niej siostra jest tą, którą Jezus umiłował i powołał do wspólnoty w tym samym domu zakonnym. Powołaniem św. Teresy było miłować, tak jak Jezus umiłował.
Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem. Czy to znaczy, że mamy miłować wszystkich ludzi? Zanim pójdziemy do wszystkich ludzi, to żyjmy tym wezwaniem w swojej małej wspólnocie. Jeśli jest to wspólnota dzieci Bożych, to pojawia się w niej głębsza więź. Kiedy przeżyjemy wspólnotę miłości, dopiero będziemy mogli iść do innych, w tym do przeciwników i obojętnych. Wzrastając we wspólnocie wzajemnej miłości będziemy mogli pójść do świata.
Sytuacja przerastała św. Teresę. Nie czuła się zdolna do miłości takiej, jaką ją umiłował Jezus. Tylko Jezus mógł kochać w niej i przez nią nielubianą siostrę. Powinniśmy wypełniać polecenia Jezusa. „Jeśli ktoś Mnie miłuje, będzie wypełniał Moje przykazania”(J 14, 21) Miłowanie, tak jak On miłuje, jest Jego przykazaniem i jest też sprawdzianem, jak miłujemy Jezusa.
Ewangeliczne dzieci miłują mocą Boga. Naszym powołaniem jest być jak dzieci. Mamy stawać się dziećmi. Nikt z nas nie stał się do końca dzieckiem. To się realizuje w nas.
Matka Boża była otwarta na działanie łaski Bożej. W Niej następowało wzrastanie poprzez wydarzenia i słowa, które nie rozumiała. Następowało w Niej rozszerzanie się naczynia duszy i współpracy z Bogiem.
Posługujemy się pewnymi hasłami nie rozumiejąc ich, np. Matka Boża działa w nas i za nas. Nie jest to takie proste. Jeśli uznajemy je za proste, to nie rozumiemy, nie wyciągamy ręki. Dziecko prosi mówiąc: nie mam, nic nie posiadam. Nawet Matka Boża nie ma władzy nad miłością Boga, ale wiele może wyprosić, wybłagać. Ja też nie mam władzy nad Bogiem, ale stając w postawie ewangelicznego dziecka mogę zobaczyć, jak Maryja, moc Boga, który uzdalnia do miłości ponad moje ludzkie możliwości.
W miłości Bożej jest moc przemiany. W św. Teresce ujawniła się moc Boga. Pozwólmy, aby moc miłości Boga działając w nas, dokonywała cudów w naszych rodzinach i środowiskach.
Dzień III – 2 lipca 2019, wtorek
Konferencja ks. Mieczysława Jerzaka
Królować, znaczy służyć.
Na głowach wielu ludzi pojawiają się korony, a nie są to tylko osoby koronowane. Widzimy ich w reklamach. Jeśli będziesz to posiadał, będziesz kimś. Takie reklamy mają budować poczucie wielkości. Już od najmłodszych lat szuka się w dziecku talentu lub czegoś wyjątkowego, co mogłoby go postawić ponad innymi. Dzieci osób wysoko postawionych, czy bogatszych czują się ważne. Jeśli nawet takie dziecko nie nosi korony na głowie, to przynajmniej ma ją w głowie.
Jezus mówi, że królować, to znaczy służyć. Matka synów Zebedeusza prosiła o zaszczytne miejsca w królestwie Jezusa, co wzburzyło innych uczniów. Jezus nie zdenerwował się prośbą matki, ale zawołał pozostałych i powiedział im, jak ma wyglądać królowanie według Bożego zamysłu. Oni wiedzieli o cezarze, o władzy Rzymu i o królowaniu z nadania okupanta. Taka władza dawała odczuć ludziom swój ciężar, a mimo to imponowała im. Jezusowe słowa: nie tak będzie u was i kto chciałby być pierwszym, niech się stanie sługą wszystkich, przywracają Boży wymiar sprawowania władzy. Pierwszym sługą, który dał przykład służby jest Jezus. Nawet powiedział o sobie, że przyszedł na ziemię, aby służyć. Można wskazać, jakimi czynami służył. Były to cuda, które przynosiły ludziom ulgę. Dzięki cudom, ludzie zobaczyli, jaki jest Bóg.
Przed ostatnią wieczerzą, gdy wszystko było gotowe, Jezus zaczął umywać uczniom nogi. Wtedy mycie nóg miało znaczenie, ponieważ ludzie chodzili głównie boso. Rozważmy gest służby Jezusa umywającego nogi. On się uniżył, jak sługa.
Maryja nazwała siebie Służebnicą Pańską. My cenimy wolność, która często zamieniamy w samowolę. Tak ma być, ja tak chcę – mawiamy. A Ona w swojej duszy, sercu, umyśle i woli poddawała się pod wolę Pana Boga. Słysząc, jaką ma misję i gdy ją dobrze zrozumiała, powiedziała: Niech mi się stanie według Słowa Twego. Oto Ja Służebnica Pańska.
Służba, to zgoda na plan Boży. Czy bylibyśmy w stanie przyjąć coś, co nie do końca znamy i nie wycofali się z po pewnym czasie? Bóg wybrał Maryję i wywyższył Ją. Ona była żoną, matką i nie chciała nic dla siebie. Jest Służebnicą Pańską, więc nie należy się Jej hotel - jest stajnia, nie należy Jej się szpital - jest żłóbek, nie należy się Jej opieka lekarska - przyjmuje pomoc Boga.
Gdy Jezus wyrusza na misję, Matka wycofuje się i pojawia się dopiero na drodze krzyżowej i pod krzyżem. Czy jest w nas gotowość do przekazania swojej służby innym? Kiedy sprawujemy swoją funkcję, jesteśmy na stanowisku, to czy w pracy nie jesteśmy przywiązani zbytnio do swoich zajęć? Czy w swoich obowiązkach chcemy królować, czy służyć? Bóg może chcieć posłużyć się kimś innym, który dobrze wypełni swoje powołanie. Czy jeśli już oddamy swoją pracę, to czy nie chcemy „z tylnego siedzenia” sterować następcą? Czy to będzie królowanie, czy służba?
Z drugiej strony, jeśli ktoś prosi o podjęcie funkcji odmawiamy i wykręcamy się słowami, że nie potrafimy, nie mamy czasu. Czy taka postawa oddaje ducha służby Bogu i ludziom?
Matko Boża, naucz nas podejmować służbę, jako wypełnianie woli Bożej, abyśmy pomimo naszej ułomności służyli Bogu i ludziom.
Dzień IV – 3 lipca 2019, środa
Konferencja ks. Dariusza Kowalczyka
Walczyć z egoizmem mocą ufności i zawierzenia.
O korzystaniu z mocy Bożej, by miłość Boża wydawała owoce.
W Ewangelii czytamy, że kiedy uczniowie wrócili z misji, Pan Jezus zalecił im, aby odeszli na miejsce pustynne i odpoczęli. Jednak zmienił swoje polecenie, kiedy zobaczył wzrastającą ilość osób, którzy pragnęli zobaczyć i usłyszeć Jego. Jezus zmienił swój plan ze względu na postawę ludzi. Byli, jak owce nie mające pasterza. Postawa człowieka podobna do owcy, która potrzebuje pasterza i szuka go ujmuje serce Boga. Taka postawa jest nam również potrzebna w relacjach z drugim człowiekiem, by Bóg czynił cuda na miarę rozmnożenia chleba.
Maryja uczy nas, jak taką postawę przyjmować, by stawać się dzieckiem Bożym. Jeśli stajemy w postawie owcy nie mającej pasterza, to Jezus zmienia swoje plany. Jeśli powiemy do Maryi: ja bez Ciebie nie umiem kochać bliźnich, nie potrafię wypełniać swoich obowiązków i pozwolimy, aby Ona wzięła nas na swoje ramiona, to doświadczymy cudów.
Jezus mówiąc do uczniów, aby dali jeść zgłodniałym ludziom, chce przez nich dokonać cudu. Jezus posyła nas, jako apostołów Dobrego Słowa i chce posłużyć się nami, aby karmić swoje dzieci Bożą miłością. On chce byśmy się stali narzędziami Jego miłości.
Uczniowie widzą, że mają prawie nic, jak na potrzeby wielotysięcznego tłumu, czyli 2 ryby i 5 chlebów. Jezus żąda od nich wiary, która nie jest cnotą ludzką, ale Bożą. Oni nie doświadczyli wcześniej podobnego cudu. Ale skoro Syn Boży tak chce, więc podejmują się wypełnić Jego słowa. Przed cudem jest próba wiary, bo Jezus chce kochać i objawić Bożą miłość przez nas. Nasze siły również są znikome, a może nawet jesteśmy zniechęceni czy zbuntowani, ale mamy nie polegać na sobie, tylko na Bogu. My nie jesteśmy zdolni do miłości do drugiego człowieka, bo to ma być Jego moc i Jego cud Bożej miłości.
Apostołowie, w postawie owiec bezradnych są posłuszni. Wykonują polecenia Jezusa. Każą wszystkim usiąść na trawie i zapraszają do posiłku, a tu niczego nie ma. Posłuszeństwo wiary jest ponad ludzką logikę. Jest zaufaniem Bogu. My też mamy być posłuszni Bogu, Chrystusowi, Maryi. W posłuszeństwie wznosimy się ponad ludzkie kalkulacje.
Podać rękę, kto nie jest życzliwy, uśmiechnąć się do obrażonego. Ludzki rozum mówi, to nie ma sensu, ale zrób to, co rozeznałeś na modlitwie. Wtedy staje się cud w odpowiedzi na posłuszeństwo wiary, który sprawia Bóg.
Tylko słaba owieczka, która ufa Bogu i Matce Bożej jest w stanie być posłuszna Słowu Bożemu. Pomija ludzką opinię, nie boi się kompromitacji i wtedy Bóg dokonuje cudu. Owieczka słaba i bezradna nigdy nie przestaje ufać. Ona nie wątpi, że Jezus zabierze ją i zaniesie sam na szczyt.
My dla ludzi jesteśmy pełzającymi owcami. Nie potrafimy się podnieść, ale czynimy wysiłki, by stanąć na nogi. Czy wierzymy, że Jezus może nas podnieść i zanieść tam, gdzie On pragnie. Jeśli nie wierzymy, to doświadczamy smutku i rezygnacji i jest to nasza wina. Jeśli próbujemy zaczerpnąć wodę szklanką bez dna, to nie uda się nam nabrać ani jednej kropli. Boże dziecko ufa Bogu i Maryi, że wszystko jest możliwe. Możliwe jest uratowanie małżeństwa sakramentalnego pomimo trudności.
Panie Jezu, ja wiem, że bez Ciebie jestem bezradnym dzieckiem, nawet wtedy, kiedy mi się udaje coś zrobić dobrze. Moje starania są podobne żmudnego napełniania stągwi wodą, ale wiem, że Ty, Maryjo wypraszasz dla mnie cud przemiany wody w wino.
Dzień V – 4 lipca 2019, czwartek
Konferencja ks. Kazimierza Sztajerwalda
Przez przebaczenie ku miłości.
Jezus przyjął na siebie skutki naszych grzechów, aby przywrócić nas miłości Bożej. W czasie dzisiejszej medytacji rozważaliśmy Ewangelię o spotkaniu Jezusa z grzeszną kobietą w domu faryzeusza Szymona. Ona doznała łaski wybaczenia licznych grzechów. Jezus przywrócił czystość jej duszy. Pragnęła okazać swoją wdzięczność za okazaną łaskę. Poruszona miłością Jezusa miała odwagę wejść do domu faryzeusza Szymona narażając się na pogardę gospodarza. Jej miłość do Jezusa była większa. Podczas spowiedzi słyszymy słowa kapłana: żałuj za grzechy. Jak wzbudzić w sobie żal za grzechy? Gdyby grzesznik usłyszał pytanie Jezusa, czy miłujesz Mnie, i okazał miłość, to żal by sam wyszedł z jego serca.
Grzech to nie wykroczenie przeciwko prawu, jak myśleli faryzeusze. Człowiek grzeszy, bo nie kocha Pana Boga, szuka siebie i swojej doskonałości. W grzechu pierworodnym nie chodziło o jabłko. Każdy grzech jest formą odwrócenia się od Boga i Jego miłości.
Światem rządzą dwie siły – Duch Światła i duch ciemności. Każdy człowiek ma wybór. Może wybrać Światłość czyli Boga, albo ciemność czyli szatana. Trzeciej drogi nie ma. Człowiek jest w wielkim niebezpieczeństwie, jeśli uważa, że jest panem swojego życia i ma umysł oświecony. Tylko przez kogo? Grzech jest zlekceważeniem swojego Pana i Stwórcy. Jak przeżywamy swój dzień, czy z Bogiem, czy w oderwaniu od Niego? Jesteśmy dziećmi Bożymi, należymy do Niego. Jeśli nawet zgrzeszymy, to nurt miłości nas pociąga i poddajemy się Jego prowadzeniu. Nigdy nie powinniśmy zapominać, że jest Ktoś, kto kocha i pamięta o nas. Szatan podpowiada nam, że jesteśmy sami. Przychodząc do spowiedzi spowiadamy się egocentrycznie, a powinniśmy spowiadać się teocentrycznie.
Gdy dziecko coś zniszczy, to może tylko przeprosić, nie naprawi szkody, nie odda pieniędzy. Kiedy zgrzeszymy możemy Boga przeprosić, ale kto naprawi naszą relację z Nim, kto naprawi skutków grzechów? Konkretną zapłatą za nasze grzechy jest Przenajświętsza Krew Pana Jezusa. To On płaci za nas przy każdym rozgrzeszeniu. Człowiek poddany nurtowi zła jest pod wpływem szatana, który go obciąża i sprawia, że nie jest on zdolny do zrzucenia ciężaru grzechu z siebie.
Po spowiedzi czujemy się lekko, bo czujemy się wolni. Pozwalamy się prowadzić nurtowi miłości. Jezus zapłacił za nas najwyższą cenę. Przyszedł wybaczyć i uwolnić od obciążeń. Przywraca godność dziecka Bożego i sprawia, że stajemy się nowym stworzeniem. Jeśli Pan przebaczył grzechy, to możemy powiedzieć: Pan nade mną się pochylił. Mam Ciebie Panie i chcę Cię kochać i służyć Tobie. Tak, jak Ty Panie chcę przebaczyć innym z miłością.
Jezus dokonuje oczyszczenia duszy człowieka, aby Duch Święty go porwał. Miłosiernego Boga zadowala nasze uniżenie, aż do nicości. Wtedy dajemy się prowadzić przez Ducha Świętego. Bóg wzrusza się na widok zbliżającego się grzesznika uniżonego i ufającego. Wzrusza się na widok łotra przekonanego o własnej winie, wzrusza się na widok jawnogrzesznicy żałującej za swoje grzechy.
Kto z nas zgodzi się świadomie na grzech ciężki wiedząc ile to będzie kosztować Jezusa. Grzechy lekkie i dobrowolne bardziej ranią Jezusa niż grzechy ciężkie i mimowolne. Nie zniechęcajmy się swoimi upadkami, ale zwracajmy się do Jezusa, byśmy mogli poddawać się Duchowi Świętemu i Jego prowadzeniu.
Dzień VI – 5 lipca 2019, piątek
Konferencja ks. Dariusza Kowalczyka
Miłować jak Chrystus – aż po krzyż.
Nie można służyć jednocześnie Bogu i mamonie. Nie można praktykować miłości agape i jednocześnie być egoistą. Albo służymy Panu Bogu, który jest Miłością, albo służymy bożkom egoizmu i szukania siebie, zniewoleni przez pożądliwość oczu, ciała i pychę żywota.
Miłość, jako owoc nowego życia rodzi się za cenę obumierania starego człowieka. Kiedy na naszej drodze staje bliźni, to równocześnie wraz z nim staje krzyż. Ten bliźni i krzyż są drogą, przez którą wzrastamy w miłości. Największą miłość ma ten, który życie oddaje za przyjaciół swoich. Mamy miłować tak, jak Chrystus, aż po krzyż. Mamy miłować na Jego wzór. Ze względu na miłość Bożą, która jest rozlana w naszych sercach musi w nas obumierać stary człowiek. Chrzest jest początkiem obumierania, które zachodzi przez całe życie.
Przez sakramenty wtajemniczenia chrześcijańskiego człowiek otrzymuje nowe życie w Chrystusie. Przechowujemy jednak to życie "w naczyniach glinianych" (2 Kor 4, 7). Obecnie jest ono jeszcze "ukryte z Chrystusem w Bogu" (Kol 3, 3). Jesteśmy jeszcze w "naszym przybytku doczesnego zamieszkania" (2 Kor 5, 1), poddani cierpieniu, chorobie i śmierci. To nowe życie dziecka Bożego może ulec osłabieniu, a nawet można je utracić przez grzech. (KKK 1420) Możemy zrezygnować z drogi krzyża, lecz bez współpracy z łaską i zaniechanie walki z egoizmem oraz grzech utracimy nowe życie.
Przez mądrość krzyża objawia się w pełni miłość Zbawiciela. Jezus chce nas nauczyć miłości agape. Miłujcie waszych nieprzyjaciół. Módlcie się za tych, co was prześladują, tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie. (Mt 5, 44-45) Nie wystarczy być dobrym dla dobrego człowieka. Bóg chce więcej, chce rozszerzyć nasze serca swoją łaską. Często się nam zdarza mieć do czynienia z trudnym bliźnim i wydaje się nam, że nie mamy sił go kochać. Jezus chce rozszerzyć nasze serca, byśmy potrafili kochać Jego mocą.
Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. (Łk 5, 30) Jesteśmy źli, gdy ktoś wchodzi na „nasze terytorium”, zabiera nam czas. Bóg daje nam wszystko, o co prosimy i to, o co nie prosimy. Przyjemnie jest kogoś obdarować, gdy grzecznie prosi i jeszcze podziękuje. Ale jeśli żąda, to kończy się nasz poryw serca i dajemy mało i niechętnie. Zapominamy o modlitwie, ale jeśli pojawiają się kłopoty, to wołamy: Jezu ratuj. Jezus daje nam sakramenty, Eucharystię choć na to nie zasługujemy. Bądźmy dla innych otwarci i gotowi do pomocy zgodnie z duchem Ewangelii.
Zapominamy, że człowiek jest słaby i zdolny do grzechu. Ten stary człowiek nie ma ochoty iść na krzyż i obumierać. Krzyż jest trudny. Dopiero łaska wiary sprawia, że krzyż staje się łaską i drogą do świętości.
Bóg, który nas kocha, wychowuje nas w sposób trudny dla świata. Krzyż jest potrzebny, ponieważ obumiera w nas stary, a wzrasta nowy człowiek. Dziękujmy za bliźnich, którymi Bóg się posługuje, by krzyżować w nas starego człowieka.
Jezus powiedział: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie. (Mt 5 39-42) Prawdziwa miłość to nie obsługiwanie zachcianek i egoizmu drugiego człowieka. Chodzi o dobro drugiego człowieka. Istnieje miły sposób odmowy z powodu wierności woli Bożej. Trzeba to powiedzieć z cierpliwością i delikatnością, a nie z pogardą i z odrzuceniem. Krzyż, to też stawianie wymagań człowiekowi, który jest trudny, a za którego jesteśmy odpowiedzialni. Św. Tereska uważała, że najtrudniejszym dla niej czasem był okres, kiedy była mistrzynią nowicjatu.
Bóg czyni nas odpowiedzialnymi za najbliższych, członków wspólnoty. Są to osoby, na które mamy szczególny wpływ z woli Bożej. Mamy im dopomóc w obumieraniu w nich starego człowieka. Jak sprawić, by nowy człowiek narodził się w dziecku? Jak nie dopuścić do rozwoju „chwastu” w jego duszy. Mamy go uczyć, jak walczyć z egoizmem. By nie był chciwy, by nie ulegał zmysłowości, by nie wynosił się nad innych. Często tak jest, że pomagamy dzieciom w uleganiu zniewoleniom, kulcie kariery i pieniądza.
Jezus podkreślał, że kto chce zachować stare życie utraci nowe. Kto idzie za swoją wizją życia, utraci miłość agape. Kiedy sprzeciwiamy się złu, podnosi się bunt przeciw nam. To kosztuje, gdy trzeba się komuś przeciwstawić. Trzeba się modlić, by być narzędziem woli Bożej, a nie własnego egoizmu.
Kiedy będziemy wybierali drogę krzyża, wtedy będziemy pomagali innym iść tą drogą. Jezus daje nam pomocników, którzy pomagają nam w krzyżowaniu starego człowieka. Takimi pomocnikami, którzy mogą powiedzieć nam coś trudnego są: spowiednik, współmałżonek, zaufana osoba. Mamy wolną wolę. Wskazania możemy przyjąć, albo zbuntować się i je odrzucić.
Dzień VII – 6 lipca 2019, sobota
Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego
Aby kochać, trzeba zgodzić się na obumarcie starego człowieka.
Pogłębianie naszych relacji z Bogiem niemożliwe jest bez obumierania sobie, bez obumierania naszej pychy i egoizmu, bez przewartościowania naszych relacji do tego, co doczesne. W jakich sytuacjach możemy zobaczyć, że potrzebujemy łaski obumierania? To, że możemy taką potrzebę zobaczyć jest darem łaski. Potrzebna jest nasza zgoda , by dar mógł być udzielany. W konkretnych sytuacjach widzimy, że go potrzebujemy.
Życie nowego człowieka, to życie miłością Boga i miłością bliźniego. Dlatego powinniśmy mieć na względzie nie tylko własne sprawy, ale też bliźniego. Jezus powiedział: „Kto zachowuje Moje przykazania, ten mnie miłuje.” (J 14,21) Wypełniając wolę Bożą, pokazujemy, że miłujemy Boga. Miłujemy bliźniego, gdy mamy na uwadze sprawy drugiego człowieka. „Szwedzkie stoły” na rekolekcyjnych stołówkach, pokazały prawdę o nas, czy mamy na względzie swoje sprawy, czy też drugich. Czy zwracamy uwagę, aby dla innych starczyło jedzenia? Czy wybieramy dla siebie lepsze porcje? Egoizm ma na względzie tylko własne dobro. Św. Maksymilian pragnął być świętym, ale też chciał, by inni byli świętsi od niego.
Aby żyć miłością potrzebne jest obumieranie sobie. Obumieranie pychy i egoizmu. Aby taki proces mógł postępować, Jezus pokazuje nam przejawy naszego egoizmu w życiu codziennym. Jakie zajmujemy miejsce? Jaki zajmujemy pokój? Co jest motywem naszych wyborów? Jakie miejsce zajmuje wśród różnych spraw medytacja czy adoracja Najświętszego Sakramentu? Miłość wyraża się w czynach, a nie w deklaracjach. Warto rozpoznawać w sobie przejawy egoizmu i pychy, które się ujawniają.
Pycha jest stawianiem siebie na miejscu Pana Boga. W czasie objawień Matki Bożej w 1531 r. w Guadelupe, św. Juan Diego unikał spotkania z Maryją. Kiedy miał przyjść po znak dla biskupa, jaki miała mu przekazać Matka Boża, wymawiał się zmęczeniem. Gdy wrócił do domu zastał swojego wuja chorego, więc zajął się nim. Kiedy stan krewnego się pogorszył, udał się po pomoc, ale wybrał inną drogę, niż miał zwyczaj chodzić, a na której wcześniej spotykał Najświętszą Pannę. I właśnie na tej drodze ukazała się mu Maryja. To była sytuacja miażdżąca dla obumierania pychy Juana Diego. Maryja wypełniła polecenie biskupa dając znak, bo wiedziała, że postępuje on zgodnie z przepisami Kościoła. Matka Boża potwierdziła miłość do Juana Diego. My też w miażdżących sytuacjach dostajemy potwierdzenie, że jesteśmy kochani przez Boga i wtedy pozwalamy, aby Matka Boża poukładała nam nasze sprawy, tak jak poukładała zebrane przez Juana Diego kwiaty w jego tilmie. Następnie kwiaty, będące znakiem, Juan Diego zaniósł do biskupa i był świadkiem cudownego ukazania się wizerunku Maryi na swoim płaszczu. Po tym wydarzeniu Juan Diego już jest inny. Jest pogodny, cierpliwy i daje świadectwo swoim rodakom.
Sytuacje obumierania naszej pychy są wyzwalane przez wydarzenia. Żadne ziarno, jeśli nie obumrze nie przyniesie plonów. Do obumarcia ziarna potrzebna jest gleba i woda. Aby narodził się nowy człowiek konieczne jest obumieranie w nas starego życia pełnego pychy i egoizmu.
Św. Paweł daje przykład naczynia glinianego, w którym przechowywany jest skarb. (2 Kor 4, 7) Skarb Boży jest złożony w kruchych naczyniach, jakimi my jesteśmy. Roztrwaniamy ten skarb, ale każda spowiedź jest odnowieniem naszej zdolności miłowania Boga i bliźniego. Jeśli nie jesteśmy w stanie i nie potrafimy wypełnić nauk Jezusa, to światło Boże nam to pokazuje. Jeśli się dokonuje proces obumierania naszego egoizmu i pychy, to dokonuje się przewartościowanie naszych relacji i przemyślenie życiowych relacji z bliźnimi.
Bóg chce, by cały człowiek stał się nowym stworzeniem. Zmartwychwstanie cały człowiek. Kiedy obumieramy dla egoizmu i pychy będziemy mogli żyć dla Boga. Kościół nie ogłasza nikogo świętym przed śmiercią, ponieważ proces obumierania starego człowieka trwa do końca naszego życia.
Doświadczenie wspólnoty jest doświadczeniem bezcennym dla nas. Spotykamy się z miłością bliźniego skierowaną również wobec nas. Uczniowie doświadczyli wspólnoty miłości najpierw w swoim gronie, a potem poszli apostołować miłością innych ludzi.