Rekolekcje adwentowe 2025

Rekolekcje adwentowe 2025

Adwent z Biblią – WSD Salwatorianów

 

Rekolekcje adwentowe 2025 wygłoszone przez ks. Macieja Piotrowskiego, moderatora RRN z Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej.

Pierwszy dzień rekolekcji adwentowych, 1 grudnia 2025

Homilia

Dzisiejsze Słowo Boże wzywa nas by wejść do świątyni Pańskiej, aby się Bogiem nacieszyć i nasycić Jego obecnością. On może odmienić nasze dotychczasowe nastawienie, uporządkować po swojemu nasze życie. Bóg nie jest jakąś wróżką, która świadczy nic nie warte, płatne usługi. Chodzi o wiarę, która wznosi się ponadto, co nam się wydaje.
A kto dziś ma wymodlić nawrócenie drugiego człowieka, jeśli nie osoby, które są blisko Boga?

Chciałem pojechać na rekolekcje w Rokitnie dla młodych. Ale ks. proboszcz nie pozwolił. I ja się z tym pogodziłem. W tamte wakacje okazało się, że jestem przeniesiony na inną parafię i nowy ks. proboszcz pozwolił na wyjazd. Nowe okoliczności, nowa łaska. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Chodzi o taką ufność, że dzieje się tylko wola Boża. Patrzę na okoliczności, na wydarzenia i wiem, że Bóg kieruje wszystkim.

Bóg, gdy ma do czynienia z wiarą setnika może zrobić wszystko. Ale jeśli stawiamy Mu granice, to jest ograniczony. Dajmy przestrzeń Bogu. Niech robi to, co chce. Nie trzymajmy się kurczowo swoich pomysłów.

Zgadzajmy się na Boże propozycje z wiarą dziecka. Niech Maryja nas poprowadzi, byśmy czas adwentu dobrze wykorzystali.

Konferencja

Temat: Maryja prowadzi nas do głębokiej relacji z Bogiem, działania Jego mocą i dzielenia się Nim.

Już tu na ziemi możemy wejść w głęboką relację z Bogiem. Wszystko w nas jest nastawione na to, by dojść do Boga. Może się to dokonać na poziomie myśli i czynów. W naszym Ruchu podkreślana jest duchowość wydarzeń. Duch wydarzeń jest precyzyjny, dlatego należy przyglądać się temu, co nas spotyka, bo jest to ważne i nie zdarzyło się bez przyczyny. Bóg ma nam wiele do przekazania właśnie przez wydarzenia. To są starannie dobrane okoliczności, by Bóg pozyskał nas dla siebie, byśmy byli przekonani, że to Jego działanie i odpowiadali Mu z miłością na Jego miłość.

W Kościele wiele jest inicjatyw oddolnych, (np.: Różaniec do granic, Polska po Krzyżem) świadczących, że wspólnoty i ruchy mające Maryję za Matkę będą się rozwijać. Ona dotyka, przemienia i oczyszcza człowieka, który się Jej oddaje. Ona chce nas przekonać, że relacja z Bogiem jest możliwa, a życie na ziemi może być udane.

Kto ma więź z Maryją, to jego problemy i trudności ustępują łatwiej, łagodniej i szybciej. Maryja wiele wie, poprawia nasze niedoskonałości i jest najlepszym narzędziem w ręku Pana Boga. Wołajmy do Niej w każdej potrzebie. Ona zawsze jest i patrzy na nas. Maryja, w czasie objawień, najczęściej nie odzywała się pierwsza, tylko patrzyła. Dopiero zapytana kim jest, dlaczego tu jest, czego pragnie, zaczynała mówić do osoby, której się objawiła.

Jeśli chcemy, by Matka Boża działała w naszym życiu, to pierwsi pytajmy, o to kim jest i czego pragnie. Maryja nie będzie się na siłę wciskać, będzie troskliwie obecna, będzie cierpliwa wobec naszego odwracania się od Niej, będzie nad nami czuwać, ochraniać.  Ale pierwsi odezwijmy się do Niej. Jej czekanie jest po to, byśmy czuli się wolni i nie przymuszani prosili o łaski.

Na tutejszej plebani widziałem ekspres do kawy znanej firmy. Podobny znalazł mój tata na śmietniku, gdy był na spacerze z babcią. Gdy go w domu rozebraliśmy na części, okazało się, że był całkowicie pozapychany kamieniem. Dużo czasu poświęciliśmy, aby go naprawić. Teraz ten ekspres jeździ na rekolekcje i animatorzy młodzieżowi mogą pić kawę do woli, tylko trzeba go od czasu do czasu wyczyścić.

Tak, dzieje się w naszych sercach, gdy czujemy się niepotrzebni, marginalizowani, niezauważeni, odrzuceni i nikt nie zwraca na nas uwagi. Modlitwa w tej sytuacji, niczego nie zmienia. Jesteśmy wtedy jak zapchany ekspres, leżący na śmietniku, choć jeszcze mógłby być użyteczny. Nie miejmy złudzeń, to dobry przykład. Im bardziej mamy wrażenie, że nasza duchowa walka jest nieważna, tym bardziej jest odwrotnie. Bóg wie, jakie ma znaczenie to, co robimy i wie jak nas naprawić.

Wiele osób uważa, że Matka Boża miała łatwe życie. Bóg Jej błogosławił. Maryja pierwsza nie powiedziała Józefowi, skąd jest to Dziecko. Czy Józef nie mógł tego od Niej usłyszeć wcześniej, zanim pojawiły się wątpliwości? Czy musiał tak cierpieć? Dopiero, gdy podjął decyzję, to Bóg wyjawił mu tajemnicę Maryi. Tak samo i my po upływie jakiegoś czasu, albo po śmierci dowiemy się, jaki sens miało to, czego nie akceptowaliśmy.

Tak, jak wspominałem w kazaniu – chciałem pojechać na rekolekcje z młodzieżą. Poprosiłem ks. proboszcza o pozwolenie, a on odmówił. Nie dyskutowałem z nim. Przyjąłem do wiadomości, wyraziłem zgodę. Po pewnym czasie mój arcybiskup wezwał mnie i przekazał wiadomość, że mam zmienić parafię. Nie bardzo mi to odpowiadało, ale powiedziałem – dobrze. Na koniec jeszcze usłyszałem: jeszcze mi ksiądz podziękuje za tą decyzję. Gdybym uparł się, by zostać, to uczestniczyłbym w zawirowaniach związanych ze zmianą na stanowisku proboszcza. Na nowym miejscu, inny ks. proboszcz nie widział przeszkód, bym wyjechał z młodzieżą.

Jeśli poddamy się Bożemu prowadzeniu, zgodzimy się z Jego wolą wyrażoną w wydarzeniach, doznamy pokoju. Nie będzie to łatwe, ale dla nas dużo lepsze. Co jeśli bym się nie zgodził, zaczął kombinować, brać sprawy w swoje ręce? Bóg stopniowo działa w nas i za nas. Jeżdżąc na rowerze elektrycznym bez ładowania bardzo się zmęczmy, bo jest cięższy niż zwykły rower, możemy nawet się uśmiechać do innych, ale bardzo się tą jazdą męczyć. Podobnie jest w życiu duchowym – bez opierania się na Jego łasce jesteśmy zdani na siebie i to nas bardzo męczy.

Bóg chce działać w nas. Mając z Nim relację, możemy poznać, że On nas prowadzi i działa w nas i za nas. Czytałem świadectwa księży wspominających ks. Andrzeja Buczela i ks. Tadeusza Dajczera. Jeden z nich wspomina, że zachęcono go, by wygłosił homilię bez przygotowania zawierzając się Maryi i pozwolił się prowadzić natchnieniu Ducha Świętego. Nie chodziło o to, by w ogóle przestać przygotowywać się do homilii, ale o zawierzenie się w tej chwili. Ksiądz był zdziwiony, jak celne myśli przychodziły mu do głowy, wiedział, że to nie od niego, ale z natchnienia Bożego. Tu sprawdziły się słowa Jezusa: Beze Mnie nic nie możecie uczynić" (J 15,5).

Bóg się troszczy o nas. Możemy tego doświadczyć, kiedy prowadzimy samochód. On troszczy się, byśmy bezpiecznie dojechali do celu. Troszczy się także, byśmy się nie spóźnili. Bóg wie, jak nas poprowadzić. Warto się zgodzić z Jego pragnieniami. To nie wymaga większej pracy. „Czynność własna" jest bardziej wymagająca i pracochłonna. „Już nie żyję ja, żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20). On chce żyć we mnie. Zaprasza do życia ze sobą i prowadzi mnie, jak ojciec dziecko. Czasem ludzie mówią, że nie czują Boga, bo ostatni raz poczuli Jego obecność, jak byli w liceum. Ale pamięci Bóg nie odebrał. Dał znak, że jest i to powinno wystarczyć na całe życie.

W czasie modlitwy wstawienniczej czasami wypowiadane są słowa w imieniu Boga Ojca, w rodzaju: „Pragnąłem twojego życia", jesteś przeze Mnie umiłowany", cały czas się tobą zajmuję” itd.. Osoba, za którą się modlą doznaje pokoju i uleczenia duchowego. Jakiś psycholog mógłby powiedzieć, że to manipulacja, że tak nie wolno, ale to jest prawda o Bogu i Jego relacji do nas. Pomoc psychologa na dłuższą metę, często nie daje pokoju serca. Jeśli ktoś jest złamany na duchu i nie jest w stanie pójść dalej, to przez modlitwę można mu pomóc w sposób przynoszący ulgę i uzdrowienie.

Jakiego życia Bóg dla mnie pragnie? Jakiej relacji Bóg oczekuje ze mną? Do czego mnie prowadzi? Jeśli nie Bóg, to kto?
W Ruchu mało się wspomina o istnieniu przeciwnika życia Bożego, jakim jest diabeł i jak działa w naszym życiu. Gdy wracają stare nawyki i przyzwyczajenia warto zdawać sobie sprawę, że po drugiej stronie czai się inny duch, którego subtelnego działania bardzo często nie zauważamy. A jest ono tak zwyczajne, że wydaje się nam naturalne. On działa niepostrzeżenie i sprytnie. Nie rozróżniamy jego głosu. Myślimy, że to nasze myśli. Po pewnym czasie okazuje się, że dialogu nie prowadzimy już z Bogiem, ani ze sobą, tylko właśnie z nim, On mówi do nas w pierwszej osobie.

Ktoś w pracy ma problemy, w drodze do domu myśli, że w barku jest otwarta butelka mocnego alkoholu i nikogo nie ma. Pojawia się myśl: napiję się, będzie mi lepiej". Ale odrzuca tę myśl – przecież to niczego nie rozwiązuje. Kolejny dzień w pracy jest trudno, nie otrzymuje wsparcia, nie ma przed kim się wypowiedzieć. Znowu ma pokusę, by się napić, ale jeszcze ją odrzuca. Kiedy stres nie mija, to po którymś razie, ulegnie, napije i poczuje ulgę. Jeśli sytuacja się powtarza i za każdym razem następuje takie rozładowanie emocji, to utrwala się mechanizm, ale już jest wzmocniony na poziomie chemii. „Problemy rozwiązuje alkohol”.
Podobny mechanizm działa, gdy się zaspokaja poczucie bezpieczeństwa jedzeniem słodyczy. Najpierw wystarczy tylko kawałek, później znika cała tabliczka czekolady. Dopamina daje wyraźną ulgę. To podprowadzenie dotyczy także rzeczy głębszych. Na przykład: ktoś przyszedł na spotkanie, a nikt nie podał mu ręki, stoi niezauważony w tłumie, czuje się nieswojo... Gdy sytuacja się powtarza wiele razy, zaczyna czuć się odrzuconym i niepotrzebnym.

Jeśli nie weryfikujemy takich sytuacji na modlitwie i ze spowiednikiem, to może dojść do absurdu. Pokus będzie więcej. Jeśli nie zaprosimy Boga do naszego wnętrza, to na końcu okazuje się, że wewnętrzny dialog nie prowadzimy z Bogiem, ale z przeciwnikiem. Dramat polega na tym, że nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy.

W głowie człowieka mogą się kłębić takie myśli, że gdyby je ludzie słyszeli, to by się zdziwili ile jest w nas zła. Cyniczne komentarze, trafne i zimne riposty – szczególnie podczas ostrych kłótni z najbliższymi. Sami z siebie takich rzeczy byśmy nie wymyślili. Raz jeszcze powtórzę: jeśli nie będziemy świadomie prowadzić wewnętrznego dialogu z Bogiem, to za jakiś czas będziemy go prowadzić z diabłem. Prośmy Maryję o pomoc.

Sami nie poradzimy sobie ze swoimi problemami. Łatwo się pogubimy. Jednego roku, gdy przyszła wiosna, przez kilka tygodni zastanawiałem się gdzie schowałem nakrętki do letnich kół. Gdy w końcu wypowiedziałem głośno swój problem, uświadomiłem sobie, że w tym aucie to są te same nakrętki co w zimowych ;)

Potrzebujemy dobrego spowiednika, który dobrze posłucha, udzieli dobrych rad, bo sami się pogubimy. Spowiedź inaczej wygląda, jeśli dobry stały spowiednik dostrzeże powtarzające się sytuacje i grzechy. Zapyta się: kiedy to się dzieje, w jakich okolicznościach i dlaczego. Może udzielić rady, pokazać, co jest naprawdę ważne. Potrzebujemy spowiednika, przez którego Bóg nam pomoże. Także potrzebujemy grup dzielenia, gdzie możemy zweryfikować swoją postawę, gdy słuchamy innych. Nie musimy się sami ze wszystkim zmagać. Bóg nam przyprowadza osoby, które nas wesprą i podniosą na duchu. Matka Boża przeprowadzi nas bez trudności, przez różne zawirowania i postawi ludzi na naszej drodze. Później będziemy mogli także innym dyskretnie towarzyszyć.

Drugi dzień rekolekcji adwentowych, 2 grudnia 2025

Homilia

W niemieckich kolejach istniała komórka, która regularnie przeprowadzała kontrole, generowała raporty i formułowała wnioski pokontrolne. Gdy przeprowadzono audyt tej firmy, okazało się, że nikt się z tymi raportami i wnioskami nie zapoznawał. Raporty leżały w archiwach i nikomu się do niczego nie przydawały. Przez wiele lat ludzie trudzili się nad analizą danych, których nikt nie czytał.

W naszym życiu może być podobnie. Robimy pewne rzeczy, ale nie rozumiemy, nie pamiętamy z jakiego powodu je podejmujemy. Ilustruje to następujący dialog. Mąż pyta się żony: Dlaczego ucinasz końcówki szynki przed włożeniem do brytfanki?" Ona odpowiada: Bo moja mama zawsze tak robiła". Mężczyzna zapytał się teściowej: Dlaczego mama ucinała końcówki szynki przed włożeniem do brytfanki?" Teściowa odpowiada: Bo moja mama tak robiła". Dalej mężczyzna pyta: Babciu dlaczego ucinałaś końcówki szynki przed włożeniem do brytfanki? Seniorka odpowiada: Musiałam ucinać, bo miałam małą brytfankę" [por. J. Pulikowski].

Tradycje czasem ciągną się bez uzasadnienia. Po co i dlaczego coś robimy, nie wiemy. Czasami księża sobie żartują, że jak coś się dzieje drugi raz to już jest tradycja. Jezus zaprasza nas, byśmy wszystko czynili, jak najprościej, ze świeżym podejściem.

Odwiedziłem przyjaciół z dawnych lat, mają córeczkę, która chodzi do IV klasy. W trakcie rozmowy mama przypominała jej, by za 15 minut zaczęła uczyć się. Dziewczynka odwlekała naukę, chociaż mama, co jakiś czas do niej zachęcała. Dziecko było uparte. Nie chciało robić tego, co powinno.

Ale, co się dziwić dziecku. Sami też odwlekamy na ostatnią chwilę to, co mamy zrobić. W życiu duchowym, często odkładamy to, do czego nas Bóg zaprasza. Diabeł daje nam niepozorne niteczki – tzw. „wrzutki” - niewinne sprawy, byśmy zajęli się czymkolwiek, tylko nie tym, co jest wolą Bożą. To do czego nas powołuje Bóg, powinniśmy robić od razu, bez ociągania się. Kiedy mamy się pomodlić, trzeba to zrobić od razu, bo później zmęczenie nie pozwoli się skupić. Kiedy mamy mamy myśl, aby do kogoś zadzwonić, to należy zrobić natychmiast, bo później ta osoba może nie mieć dla nas czasu. Kiedy mamy sprawę w urzędzie, i jest myśl, aby zadzwonić właśnie w tej chwili, to potem okaże się, że będziemy dwudziestym piątym oczekującym. Bóg daje dużo natchnień. Gdybyśmy byli uważni i robili to, co należy, to z suchego pnia naszego życia wyrosłaby zielona gałązka.

Bądźmy tymi, którzy wołają do Matki Bożej, by wszystko nam wypraszała. Bądźmy tymi, którzy z radością robią to, co należy. Pokusa jest subtelna i kusi, by nie robić tego, co trzeba, tylko wszystko inne.

Konferencja

Na dzisiejszej Mszy świętej zobaczyliśmy, jak bardzo potrzebni są kapłani i że są oni różni: duzi i mali, grubi i chudzi, młodsi i starsi. Pewną osobę z Ruchu poproszono, aby się zaczęła się spowiadać u księdza ze swojej parafii. Początkowo nie chciała. Ale pierwszy spowiednik powiedział, że tu bardziej chodzi o tego nowego księdza, niż o nią. Ksiądz potrzebuje usłyszeć o zmaganiach w czasie medytacji, o staraniach się o zachowanie wierności w czytaniu Pisma św. itd. Przez te spowiedzi kapłan otworzył się na duchowość naszego Ruchu i przez jakiś czas zajmował się grupą i sam korzystał z duchowości. Wy też możecie mobilizować swoich kapłanów do wzrostu i rozwoju.

Gdy przeżywamy trudności, to powinniśmy powiedzieć Bogu, co nas trapi, powiedzieć prawdę, jakie skrajne myśli nami targają, że nie potrafimy niczego zmienić w swoim życiu. Nie powinniśmy przed Bogiem udawać, że nic się nie dzieje i że się nie buntujemy – jestem dobrym chrześcijaninem, to powinienem dać radę". Gdy będziemy szczerzy, to Bóg może te trudności zabrać, a jak nie zabierze, to Matka Boża wyprosi siłę, by trudności przyjąć, aby wyrosło większe dobro.

Może Bóg chce, byśmy zmagali się z konkretną sprawą czy z trudnym człowiekiem, byśmy cierpienie ofiarowali Bogu. Może to zmaganie jest potrzebne, bo nikt nie modli się za niego. Ludzie odwrócili się i trzymają się z daleka. Tylko my za niego będziemy się modlić. To, co jest trudem może okazać się apostolstwem. Jesteśmy dręczeni pokusami, myślami. Może Bóg chce, byśmy zmagali się z tymi przeszkodami, bo przez te zmagania możemy Bogu ofiarować to, co On chce przyjąć jako modlitwę wstawienniczą za dzieci, przyjaciół, osoby w potrzebie. Trudności zbliżają nas do Boga. Chrześcijanin z tego, co go uwiera wytwarza perły i powiększa je otulając perłową masą swoich zmagań" – tu potrzebny jest Dar Męstwa.

Gdy widzimy osobę otyłą zajadającą się czekoladą, możemy ulec pokusie patrzenia na nią z góry, z pogardą. Myślimy: jak można być tak spasionym", choć głośno tego nie powiemy. Myśl ćmi" gdzieś w głowie, ale nasza „porządność” nie pozwala się nawet do tego przyznać. Ale, jeśli zdarzy się tak, że dzień wcześniej, późną porą połkniemy" całą tabliczkę czekolady, to wtedy trochę pokorniej popatrzymy na czyjeś obżarstwo. Nasza nocna słabość do czekolady była zaproszeniem do pokuty i była po coś. Może zmaganie się ze swoim łakomstwem będzie ofiarą za otyłego człowieka, którą Bóg chce przyjąć.

W ten sposób nieustannie jesteśmy w służbie dla człowieka, który potrzebuje pomocy. Zanim odbierzemy telefon chwilę pomódlmy się za dzwoniącą osobę, prosząc, by Maryja była obecna w czasie tej rozmowy i by ją prowadziła.

Mamy też prawo nie odbierać telefonu, jeśli widzimy, że brakuje nam miłości do tej osoby i nie jesteśmy gotowi na dialog. Ale po modlitwie, gdy już nie wylejemy żółci na rozmówcę, możemy ze spokojem porozmawiać, wtedy zadzwońmy. Jest to dla nas okazja do skruchy, by z pokorą dostrzec, że brakuje nam miłości, a nie brakuje lekceważenia.

Jeden z braci ojca Maksymiliana Kolbego zapytał go, jak to jest z zawierzeniem się Matce Bożej. A on zapytał: ile razy w ciągu godziny zapraszałeś Matkę Bożą do swoich spraw? Ile razy oddawałeś Jej swoje życie? Pamiętajmy, do czego jesteśmy zaproszeni. Jesteśmy zaproszeni do tego, by z naszym doświadczeniem pozwolić Maryi zadziałać w nas i za nas.

Starsza osoba wezwała karetkę pogotowia. Na miejscu okazało się, że nic jej nie dolega. Ratownicy już mieli odjechać, ale ona nalegała: Panowie, ja wam zapłacę, tylko zostańcie ze mną dłużej" – była samotna i potrzebowała rozmowy. Potrzeba być otwartym na drugiego człowieka, oddawać mu swoje życie. To czasami nie jest wielki wysiłek, ale wiele zmienia.
Idąc do drugiego człowieka warto prosić Maryję, by wyprosiła światło, bo idziemy adorować Chrystusa w nim. Jeśli znamy już opowiadane przez bliźniego kolejny raz historie, to z uwagą pytajmy go: dlaczego ta historia jest dla niego ważna? Słuchajmy w aktywny sposób, stawiajmy pytania, w ten sposób możemy ukierunkować tę osobę na Boga, pomóc jej w rozwoju i dać doświadczenie miłości.

Kiedyś rozmawiając z młodym, zbuntowanym człowiekiem modliłem się o światło i zadałem mu pytania: O co ci właściwie chodzi?", O co dokładnie masz pretensje?", Co Ci się nie podoba?", Co musiałby się zmienić?" 
Po pewnym czasie ta osoba zadzwoniła i powiedziała, że to były dobre pytania. Człowiek doceni poświęcony czas, spokojną rozmowę, nasze skupienie i uwagę. Nie musimy dawać wspaniałych rad, ale modlitwa sprawi, że będzie doświadczał Bożego działania i samego Boga. Nawet jeśli jesteśmy w swoim środowisku jedynymi wierzącymi osobami, to wychodzenie do drugiego człowieka ma sens. Dary i charyzmaty nie używane – obumierają, tak jak kwiaty zwiędną. Czy nie więdną ci, o których powinniśmy się troszczyć?

W 12 rozdziale Księgi Apokalipsy św. Jan przedstawia Matkę Bożą. Jest Ona brzemienna, ale brzemienna w dary Ducha Świętego. Cierpi bóle i męki rodzenia. Kiedy rodziła Jezusa nie miała problemu, by Go urodzić. Nas rodzi w bólach - dla Chrystusa, bo cały czas stawiamy czynny opór, jak ta mała dziewczynka, która nie chciała się uczyć.

Bóg daje wzrost. Jesteśmy potrzebni, by pokazać drugiemu człowiekowi, że Bogu na nim zależy. Są osoby, które usilnie modlą się o nawrócenie swoich dorosłych dzieci. Albo modlą się, aby dzieci zawarły związek małżeński. Kiedy po latach wreszcie tak się stanie, to wpadają w pułapkę pychy, przekonani, że to ich modlitwa to sprawiła. Nie dziękują Bogu za miłosierdzie. Tacy już odebrali swoją nagrodę.

Potrzebujemy Maryi. Zapraszajmy Ją do naszego życia. Apostolstwo byłoby owocniejsze, wiele spraw, szybciej by się rozwiązywało, gdybyśmy zapraszali Matkę Jezusa do siebie. Są tacy, którym wystarcza usłyszeć tylko nasze dobre słowo.
Viktor Emil Frankl (1905 - 1997) - austriacki psychiatra i psychoterapeuta pochodzenia żydowskiego, więzień obozów koncentracyjnych, m.in. Auschwitz, zauważył będąc w obozie, że większą szansę na przeżycie mieli ci, którzy zachowali nadzieję i wiarę w Boga, a mniejszą szansę na przeżycie mieli ci, którzy stracili nadzieję i wiarę. Tak utwierdził się w przekonaniu, że jego metoda psychoterapii – logoterapia – może okazać się bardzo skuteczna szczególnie dla ludzi wierzących. Zdarzają się takie osoby, które pomimo ugruntowanej wiary potrzebują skorzystać z pomocy terapii. Tu trzeba być niezwykle ostrożnym i korzystać z pomocy sprawdzonych osób, które nie zasugerują, aby na czas terapii nie korzystać z pomocy spowiednika.

Szukając woli Bożej możemy zauważyć, że ktoś potrzebuje wsparcia, albo pomocy sakramentalnej, wtedy ułatwmy mu ją. Lekarstwem jest Eucharystia, spowiedź, a także - czasami - pomoc psychologiczna. Co możemy więcej zrobić?

Medytacja Słowa Bożego jest staraniem o nasz wewnętrzny rozwój. Ks. S. Jóźwiak zalecał, by prowadzić medytację w następujący sposób:
znak krzyża,
stanięcie przed Panem, aby powstała dyspozycja serca,
wezwanie Ducha Świętego, by pomógł,
rozważenie Słowa Bożego,
próba uchwycenia, co jest najważniejsze,
podziękowanie,
przeproszenie za rozproszenia.
To może trwać nawet kilka minut. Ostatecznie, nawet przy wykonywaniu codziennych, rutynowych czynności, nawet przy goleniu ;). Czy można czytać Pismo święte i karmić malutkie dziecko? Kiedyś widziałem jak siostry od Jezusa Miłosiernego modliły się na głos, na różańcu w czasie obierania ziemniaków. Nasza codzienność ma być była pełna Boga. Nie dzielmy czasu na ten przeznaczony na modlitwę i czas na inne działania.

Jesteśmy dziećmi Boga, całkowicie zależnymi od Niego. Przebywając w Jego obecności wyrabiamy w sobie inną wrażliwość. Uczestniczyłem w rekolekcjach ignacjańskich. Zasadą było całkowite milczenie, nawet w czasie posiłków, bez uprzejmości. Ostatniego dnia siedziałem przy stole ze starszą od siebie osobą. Ona przygotowując sobie kanapkę na koniec zamknęła pokrywkę pojemnika z masłem. Jak nie dać jej do zrozumienia, że popełniła błąd, by nie zakłócić jej spokoju? Te kilka dni milczenia sprawiło, że byłem wrażliwy na takie sprawy – na co dzień takich rzeczy nie zauważam ;). Relacja z Bogiem sprawia, że bardziej zwracamy uwagę na to, co czuje drugi człowiek. Potrzebujemy wszyscy takich chwil wyłączenia, oderwania od codzienności, przebywania w bliskości z Bogiem.

Siostry Karmelitanki nie słuchają radia, ani nie oglądają telewizji. Kiedyś poprosiłem je o modlitwę na pewną osobę, a one po pół roku zapytały się, jak potoczyły się sprawy, za którą się modliły. Ja już dawno o tym zapomniałem, a one, nie rozproszone informacjami, którymi żyjemy na co dzień  pamiętały. Nie dajmy się wciągnąć w wir tego świata. Miejmy serca wrażliwe na potrzeby drugiego człowieka.

Trudno jest przeczytać całe Pismo święte. Ja sam zaczynałem kilka razy i nie udało się mi skończyć. Jest pewna sprytna metoda czytania Pisma świętego. Najpierw czyta się wybrane fragmenty, by mieć obraz całości tzw. „nić przewodnią”. Potem poszerza się zakres czytając dłuższe historie, dzięki temu mamy szersze spojrzenie na całość – tzw. „kręgosłup”. Dopiero potem czyta się całość, wg podanego schematu, rozpoczynając do Ewangelii św. Łukasza a potem Dziejów Apostolskich, które są ciągiem dalszym tej Ewangelii. Taka umiejętność jest ważna, by lepiej zrozumieć Pismo święte. Pamiętajmy, że nieznajomość Pisma świętego jest nieznajomością Chrystusa (św. Hieronim).

https://funawi.pl/produkt/jak-czytac-i-rozumiec-pismo-swiete/