Trzy punkty mojej obecności we wspólnocie RRN

  1. Ksiądz Andrzej Buczel był wikarym w mojej parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Zerzniu. Ja byłam zatrudniona na plebani posługując przy różnych pracach w kuchni i sprzątaniu, pomagając pani Celince. Po niej przejęła obowiązki pani Stasia Buczel, mama Księdza Andrzeja, będąca również siostrą naszego proboszcza ks. Mariana Mireckiego. Pani Stasia zapytała mnie, czy mogłabym dalej pracować na plebani, a ja się zgodziłam. Dzięki tej pracy mogłam poznać Księdza Andrzeja wcześniej niż powstała nasza parafialna grupa RRN. Pamiętam wizytę Księdza w czasie kolędy w moim domu. Przeczytał Ewangelię o Marii i Marcie pytając, jaki ma związek moje życie z życiem tych ewangelicznych sióstr. Pokazał, jak moje życie było duchowo płytkie. Ja tych słów nie zrozumiałam, za to zrodził się w moim sercu bunt. Pomyślałam: „dobrze księdzu tak mówić, gdy nie musi o nic się martwić i nie ma problemów”. W następnym roku w czasie wizyty duszpasterskiej Ksiądz przeczytał inny fragment z Ewangelii i skomentował go pod kątem mojego życia. I tak, jak za poprzednim razem buntowałam się w sercu. Pamiętam, że ksiądz mówił mi, że Jezus mnie bardzo kocha i sam troszczy się o mnie i moich bliskich. Powiedział mi, że kapłan, który przychodzi z wizytą duszpasterską jest znakiem Chrystusa, który sam przychodzi do mnie. Jeśli kapłana częstuję obiadem, herbatą, ciastem, to tak jakbym częstowała posiłkiem samego Chrystusa. Kapłan jest urzeczywistnieniem obecności Chrystusa. Ksiądz Andrzej nie tyle mówił mi, co mam robić, ile swoim zachowaniem uczył mnie prawdziwej, chrześcijańskiej postawy. Wcześniej nie praktykowałam modlitwy błogosławieństwa przed posiłkiem, ani modlitwy dziękczynnej po posiłku. Ksiądz nauczył mnie tego bez słów.

  2. W październiku 1987 roku ksiądz Andrzej zaproponował mi, abym po Mszy św. wieczornej przyszła na spotkanie grupy RRN. W pierwszej chwili odmówiłam, tłumacząc się, że pracuję i nie będę miała takiej możliwości. Ksiądz nic nie odpowiedział, ale dziś wiem, że ogarnął mnie swoją modlitwą. Dlatego, pomimo wcześniejszej odmowy, przyszłam na to spotkanie bez oporów. Później długo walczyłam ze sobą, aby poprosić Księdza o spowiedź i kierownictwo duchowe. Stało się to w dniu 14 sierpnia 1988 r. W tym samym dniu zostałam zawierzona Matce Bożej. Wtedy dokonało się przekreślenie mojego lęku, pychy i zamknięcia się na Bożą miłość. Po pogrzebie córki mojej koleżanki, którą Ksiądz wcześniej uczył religii, powiedział mi: „ Najgorsze dla niej jest niepojednanie się z Bogiem”. Ksiądz nawiązał do słów Chrystusa: „Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia, ani godziny, kiedy Pan przyjdzie”. Ksiądz Andrzej zawsze mi mówił, że słowa, które mi przekazuje w sakramencie pokuty są słowami samego Chrystusa. A Chrystus oczekuje ode mnie posłuszeństwa, które tak dobitnie zostało przekazane w konferencji Ojca Maksymiliana Kolbego. Posłuszeństwo jest drogą w kierownictwie duchowym. W ten sposób byłam uczona pokory.

  3. Ksiądz Andrzej zachęcił mnie do modlitwy medytacyjnej. Mam jej poświęcić 30 minut rano i tyle samo wieczorem w obecności Chrystusa na krzyżu. Ojciec Andrzej powiedział mi, że : „Chrystys na krzyżu nie jest martwą figurą, ale jest żywy i obecny”. I ja tak wierzę. Moje rozmowy dotyczące spraw trudnych, zapytań nie były zbyt częste. Niekiedy bywało, że nie otrzymywałam odpowiedzi. Trudno mi było, to zaakceptować, tym bardziej, że jak mi się wydawało, inni penitenci zawsze otrzymywali wskazówki. Czułam się odrzucona. Ale to była tylko ułuda mojej pychy. Taką drogą prowadził mnie Chrystus przez swoje Narzędzie. Pamiętam, jak zapytałam Ojca Andrzeja, co mam robić, gdy nie mam możliwości spotkać się z Nim, a mam jakieś trudności. Ksiądz Andrzej mi odpowiedział, że jest to możliwe przez „przekaz duchowy”. Mam przekazywać Jemu w myślach swoje problemy. Kiedy zachorował, polecił mi, abym zaczęła korzystać z kierownictwa duchowego u innego kapłana i tylko co 3 miesiące spowiadała się u Niego. Trudno mi było przyjąć tę decyzję. Nie zdawałam sobie sprawy z powagi Jego choroby. Później miałam coraz mniej wiadomości na Jego temat, aż do chwili, kiedy dowiedziałam się o Jego śmierci. Dziś, kiedy wracam myślą do tamtego czasu, jestem pewna, że Ksiądz Andrzej modlił za mnie przez pośrednictwo Matki Bożej do Chrystusa.

    Ojcze Andrzeju dziękuję Ci, że i teraz modlisz się za mnie.

    Styczeń 2015

    Janka z Zerznia