Święty Giuseppe Moscati (1880 - 1927)
Błogosławieni jesteśmy, my lekarze, jeśli pamiętamy, że obok ciał mamy przed sobą dusze nieśmiertelne, wobec których mamy ewangeliczny nakaz, by kochać je jak siebie samego... Macie w swoim posłannictwie zawierzonym Opatrzności, pamiętać, że wasi chorzy mają przede wszystkim duszę, do której musicie umieć zbliżyć się i którą musicie przybliżyć do Boga.
Święty Giuseppe Moscati urodził się 25 lipca 1880 roku we włoskiej miejscowości Benewenta. Jego ojciec Francesco był prawnikiem, a matka Rosa de Luce dei Marchesi di Roseto pochodziła z rodziny arystokratycznej. Państwo Moscati mieli dziewięcioro dzieci, a Giuseppe był ich siódmym dzieckiem. Niedługo po jego narodzeniu cała rodzina przeniosła się do Neapolu. W tym mieście Giuseppe uczył się i pracował, i tu objawiła się jego świętość.
W 1893 roku rodzinę spotkało przykre doświadczenie, starszy syn Albert, artylerzysta podczas defilady spadł z konia i doznał urazu głowy. Po tym wypadku wymagał opieki rodziny (zmarł 1904 roku). Giuseppe pielęgnując swojego brata, odkrył, że jego powołaniem jest być lekarzem. Gdy matka powątpiewała, czy ta decyzja jest słuszna, odpowiedział: „jestem gotowy położyć się do tego samego łóżka, co chory.”
Już od czasów studenckich dał się poznać jako człowiek głębokiej wiary. Chętnie stawał w obronie Boga i Kościoła. Moscati żył w czasie szybkiego rozwoju medycyny, jako nauki. Poznano etiologię i mechanizmy przebiegu wielu chorób. Rozpoczął się rozwój m.in. diagnostyki rentgenowskiej, serologii, szczepień przeciwko chorobom zakaźnym. Wielu zafascynowanych postępem wiedzy odrzucało wiarę. Były to czasy, gdy w środowisku medycznym były osoby wręcz wrogo nastawione do Kościoła i do wierzących. Niektórzy lekarze należeli do loży masońskiej. Jeden ze świadków w procesie beatyfikacyjnym powiedział: „Moscati był poniżany i szykanowany przez tych, którzy źle widząc jego szczerość, proste i odważne wyznanie wiary chrześcijańskiej nazywali go maniakiem, histerykiem, człowiekiem egzaltowanym i fanatykiem”.
Jednak większość kolegów, lekarzy, odnosiła się do niego z szacunkiem, doceniając jego postawę moralną i zawodową. Tak mówił jeden ze świadków w czasie procesu beatyfikacyjnego, odpowiadając na pytanie, czy Moscati był maniakiem religijnym: „Nie. Był zrównoważony, uważny, pełen szacunku”. Jego koledzy mówili, że można z nim było porozmawiać o filozofii, sztuce, literaturze, muzyce, teologii, urbanistyce. Dzięki niemu zaczynali się zastanawiać nad swoją chrześcijańską tożsamością. Pewien „niewierzący” lekarz powiedział o nim: „Był jednym z tych najdroższych stworzeń, które kochało życie w stałej rozmowie z Chrystusem, umacniając smutnych i zwyciężając śmierć”. Inny lekarz powiedział: „Był najdoskonalszym wcieleniem miłosierdzia, które kiedykolwiek znałem”.
Giuseppe ukończył studia medyczne w 1903 roku mając 23 lata. Podjął pracę jako lekarz w neapolitańskim Szpitalu Zjednoczenia, gdzie w wieku 31 lat został zastępcą ordynatora, a gdy miał 39 lat dostał nominację na ordynatora Sali dla Nieuleczalnie Chorych. Jego zdolności organizacyjne, ujawniły się 8 kwietnia 1906 roku, gdy sprawnie pokierował ewakuacją chorych ze szpitala podczas erupcji Wezuwiusza. Po wyjściu ostatniej osoby budynek się zawalił.
Oprócz pracy w szpitalu prowadził prace naukowe. Po wybuchu epidemii cholery w 1911 roku młodemu lekarzowi powierzono zbadanie przyczyn i sposobów zwalczania tej choroby. Interesował się postępami w medycynie i wprowadzał je do swojej praktyki. Pierwszy w Neapolu zastosował insulinę w leczeniu cukrzycy. W 1911 roku otrzymał tytuł docenta z chemii fizjologicznej i prowadził w szpitalu zajęcia dydaktyczne dla studentów medycyny. W 1922 roku został mu nadany tytuł docenta nauk ogólnoklinicznych przez ministerialną komisję oświaty. Na Międzynarodowym Kongresie Fizjologii w Edynburgu reprezentował państwo włoskie. Napisał 27 prac naukowych, m.in.:”Urogeneza wątrobowa”, „Drogi limfatyczne z jelit do płuc”, „O tak zwanym antagonizmie pomiędzy nadnerczami i trzustką”.
Kierował Instytutem Anatomii, który za jego czasów podniósł się z upadku. Wykładał semiotykę (dział medycyny - zajmujący się objawami chorób i ich znaczeniem w rozpoznawaniu poszczególnych jednostek chorobowych). Na zajęciach w prosektorium, w obcności studentów, rozpoczynał pracę cichą modlitwą przy krzyżu, nad którym widniał napis : „O śmierci, będę twoją śmiercią”. Nieraz dodawał krótkie myśli: „tutaj kończy się pycha ludzka... jakże pouczająca jest śmierć”. Wśród studentów cieszył się szacunkiem i poważaniem, gdyż zależało mu, aby przekazać przyszłym lekarzom jak najbardziej rzetelną wiedzę, a także, by uczyć ich właściwej postawy wobec chorego. „Pomyślałem, że byłby to dług sumienia uczyć młodych, strzegąc zazdrośnie owoców własnego doświadczenia... Przy chorym wszyscy jesteśmy równi, ponieważ chory jest otwartą księgą natury”. W 1923 roku tak zwrócił się do swoich młodszych kolegów: „Pamiętajcie, że powinniście zajmować się nie tylko ciałami, ale również chorymi duszami, które się do was zgłaszają. Jakże wiele bólu w sposób łatwy możecie uśmierzyć poprzez radę odnoszącą się do duszy, zamiast zimnej recepty”.
Moscatiego cechowała wielka wrażliwość religijna i potrzeba bycia blisko Jezusa. Codziennie rano, przed pracą uczestniczył we Mszy świętej. Często można go było spotkać na adoracji w kościele Gesu Nouvo przed figurą Chrystusa złożonego do grobu. Przy bezsilnym martwym Jezusie uczył się leczyć nieuleczalnie chorych. Jego religijność nie była oddzielona od życia zawodowego i osobistego. Wręcz przeciwnie, w życiu codziennym ujawnił się z całą siłą, miłością i oddaniem jego wybór Boga i zaangażowanie religijne.
Figura Chrystusa złożonego do grobu w kościele Gesu Nouvo
Bóg dawał mu znaki, gdzie najlepiej wypełni Jego wolę. W czasie I Wojny Światowej zgłosił się na ochotnika do wojska, aby walczyć. Jednak komisja wojskowa skierowała go do pracy w szpitalu wojskowym, gdyż uznano, że bardziej się przyda jako lekarz niż jako żołnierz. W tym czasie leczył 3000 żołnierzy. Pragnął wstąpić do zakonu jezuitów i służyć Bogu jako duchowny. W zakonie rozeznano, że jego powołaniem jest życie i praca świeckiego lekarza.
Dla Moscatiego służenie Bogu było sprawą priorytetową, Jemu poddał swoje życie. Sprawy duchowe były na pierwszym miejscu i wcale się z tym nie krył. Wierzył, że tylko Boski Lekarz może właściwie pokierować jego życiem i pracą zawodową. Patrząc, jak był zaangażowany całym sercem w wielką ilość prac, można stwierdzić, że mogło być to możliwe tylko z Bożą pomocą. „Żeby coś napisać, muszę to robić w nocy”. Jako badacz prowadził prace naukowe, pogłębiał wiedzę, dokonywał doświadczeń, był obecny w szpitalu, odwiedzał chorych, przygotowywał wykłady, nauczał, sprawdzał prace studentom. We wszystkim tym przejawiał postawę chrześcijańską i nie uchylał się od niesienia pomocy. Mówiono o jego codziennym trudzie pracy bez wypoczynku, bez umiaru. Gdy go pytano, jak to wytrzymuje, odpowiadał: „Kto przyjmuje komunię świętą każdego ranka, ma ze sobą ładunek energii, która nie ulega wyczerpaniu”.
Moscati patrzył na człowieka chorego całościowo. Był doskonałym diagnostą, potrafił celnie rozpoznać chorobę dręczącą chorego i zastosować odpowiednią kurację. Wśród lekarzy i chorych cieszył się zaufaniem. Był zapraszany na konsultacje nie tylko do szpitali w Neapolu, ale także do renomowanych ośrodków medycznych we Włoszech i za granicą.
Giuseppe był zaangażowany nie tylko w pracę w szpitalu i na uczelni, wzywany był też do chorych do ich domów. Traktował z szacunkiem zarówno bogatych, jak i ubogich. Udawał się nieraz do ubogich dzielnic, które słynęły ze złej reputacji. Nigdy nie odmawiał; gdy go pytano czy się nie boi, odpowiadał: „Nie powinno się bać, gdy się idzie czynić dobro”. Zwracał też uwagę na sytuację materialną chorego i jego rodziny. Prezentował miłosierną postawę wobec wszystkich potrzeb swoich chorych. Często się zdarzało, że nie brał opłaty za wizytę od chorego, będącego w trudnej sytuacji materialnej, a nawet do recepty dołączał pieniądze na wykupienie lekarstw i jedzenie, szczególnie, gdy choroba wynikała z niedożywienia. Nieraz płacił za pobyt chorego w szpitalu.
Motywem jego pracy była chęć pomocy choremu, a nie chęć zarobku. Gdy jeden z kolegów, lekarz stwierdził, że jego brak przywiązania do pieniędzy jest dla niego kłopotliwy, Moscati odpowiedział: „Wybacz, jeśli jakaś matka płacze z powodu swego dziecka, jak ty możesz przychodzić do mnie, by mówić mi o pieniądzach”.
Po zakończeniu leczenia, przychodził przez pewien czas do domu pewnego chłopca, aby sprawdzić, jak przebiega rekonwalenscencja. Po ostatniej wizycie rodzice chłopca podali mu w kopercie 1000 lirowy banknot. Gdy doktor zobaczył jaka to kwota, wrócił krzycząc: „Albo jesteście głupcami, albo macie mnie za złodzieja”. Zawstydzeni rodzice myśleli, że sławny profesor chce więcej pieniędzy. Wtedy Moscati spokojnie wyjaśnił, że wystarczy 200 lirów i resztę pieniędzy oddał.
Zachował się list, w którym napisał do żony swojego pacjenta: „Szanowna Pani, zwracam część honorarium, ponieważ wydaje mi się, że dała Pani za dużo. Oczwiście od innych, którzy byliby rekinami wziąłbym więcej, ale od ludzi pracy, nie. Mam nadzieję, że Bóg da radość wyzdrowienia Pani mężowi. Proszę uważać, aby nie oddalał się od Boga i przyjmował komunię świętą”.
Józef nie ożenił się, całkowicie poświęcił się powołaniu lekarskiemu. Domem zajmowała się jego siostra, której przekazywał swoje uposażenie, prosząc, aby dom prowadziła na odpowiednim poziomie, a pozostałe pieniądze przeznaczała na pomoc potrzebującym. Codziennie przynosił siostrze nowe adresy chorych, których należało wesprzeć materialnie lub służyć pomocą.
Wielkim priorytetem była dla niego sytuacja duchowa chorego. Moscati uważał, że posłannictwem lekarzy jest współpraca z Bożym Miłosierdziem. Często pytał pacjentów, czy są w stanie łaski uświęcającej, czy uczęszczają do sakramentów, czy żyją w zgodzie ze swoim sumieniem. Siostra w oddziale musiała przed obchodem, najpierw rozeznać sytuację duchową pacjentów i przedstawić ją profesorowi, by mógł zgłębić problem i doprowadzić chorego do pragnienia zdrowia w sensie całościowym. Często powtarzał chorym: „niech się pan wyspowiada... powierzcie się Bogu... pomyślcie o duszy nieśmiertelnej... Bóg jest Panem duszy i ciała”; zalecał chorym, aby nie oddalali się od Boga. Moscati dawał te rady przede wszystkim tym, których życie i dusza były w niebezpieczeństwie, a miał w tym wyjątkowe wyczucie. Posiadał charyzmat rozeznania stanu duchowego swoich podopieczych. Uważał, że pewnych osób nie może wyleczyć, jeśli się najpierw nie wyspowiadają, gdyż choroba jest wołaniem Boga o nawrócenie pacjenta. Chorzy wiedzieli, że by być leczonym u Moscatiego trzeba było przyjmować sakramenty.
Do Moscatiego zwrócił się z prośbą o konsultację słynny tenor Enrico Caruso, Był już wcześniej badany w najlepszych klinikach amerykańskich i włoskich. Moscati postawił właściwą diagnozę i chociaż było już za późno na leczenie, towarzyszył artyście do końca. Wypomiał mu, że konsultował się u wszystkich lekarzy, lecz nie u Jezusa Chrystusa. Artysta odrzekł: „Profesorze, niech pan robi, co trzeba”. Więc doktor uczynił, co powinien zrobić każdy chrześcijanin, zatroszczył się o jego zbawienie, przygotował do przyjęcia sakramentów i zajmował się nim do końca.
Pewien starszy człowiek, kompozytor piosenek, wymagał kontroli stanu zdrowia, a Moscati nie mógł do niego codziennie przychodzić z powodu wielu obowiązków. Więc doktor w kawiarni, obok której przechodził idąc do pracy, płacił za kawę i biszkopt dla chorego. Jeśli któregoś dnia muzyka nie było w kawiarni na posiłku, to znaczyło, że Moscati powinien pilnie udać się do niego z wizytą.
W swoim dzienniczku napisał: „Chorzy są obrazem Jezusa Chrystusa. Wielu nieszczęśliwych przestępców i grzeszników trafia do szpitali z woli Miłosiernego Boga, który pragnie ich ocalenia. Powołaniem sióstr, lekarzy, pielęgniarzy i całego personelu szpitala jest współpraca z tym nieskończonym Miłosierdziem, pomagając, wybaczając, poświęcając się. Jakże my lekarze, jesteśmy szczęśliwi, jeżeli zdajemy sobie sprawę, że poza ciałem mamy do czynienia z duszą nieśmiertelną, którą Ewangelia nakazuje nam miłować jak siebie samego”.
Był wszystkim dla wszystkich, aby ukochać Tego, który był Wszystkim. Pozwalał by zużywano jego życie, żeby mieć prawo mówić o życiu wiecznym. Prosił chorych, by zamiast pieniędzy robili mu prezent w postaci zbliżenia się do Eucharystii i powrotu do utraconej wiary. Jego zdolności medyczne były wielkie. Wiara wbogacała jego umiejętności diagnostyczne, pozwalała odgadywać choroby, odczytywać ze znaków niewidzialnych, co zadziwiało kolegów lekarzy. Z drugiej strony przenikliwie diagnozował choroby duszy. „Pan daje mi jasne przeczucie i niejednokrotnie widzę też deformację duszy”.
Kiedyś opowiedział swojej siostrze o wizycie młodej, nieznajomej kobiety z dzieckiem. W pewnej chwili powiedział do niej, że nie była jeszcze u pierwszej komunii świętej, i że żyje w grzechu z księdzem, który porzucił swoje powołanie. Ku jego zdziwieniu kobieta płacząc potwierdziła jego słowa. Nie wiedział, skąd przyszły mu na myśl te słowa, nie znał wcześniej tej kobiety. Bóg dał mu poznać tajemnicę tej kobiety, aby uratować jej duszę.
W lutym 1927 roku, w Neapolu odbywał się kongres medyczny, na który byli zaproszeni wybitni lekarze. Jednym z nich był profesor Leonardo Bianchi, kierownik Katedry Psychiatrii i Neurochirurgii, były minister i wiceprzewodniczący Izby Deputowanych, autor „Mechaniki mózgu”, mason, znany z wystąpień przeciwko Jezusowi Chrystusowi. Ten 78-letni profesor przemawiał w auli pełnej docentów i wybitnych lekarzy wielu specjalności. W pewnej chwili osunął się na ziemię. Wszyscy ruszyli, by udzielić mu pomocy. Tak wspominał to wydarzenie Moscati: „Nie chciałem jechać na tę konferencję, nie chciałem oddalać się od swojego uniwersytetu. Jednak jakaś nadludzka siła, której nie byłem w stanie się oprzeć, popchnęła mnie tam. Stało się to, co mówi Ewangelia, zaproszeni o jedenastej i o pierwszej godzinie dnia otrzymają tę samą zapłatę. Jeszcze do tej pory czuję na sobie to spojrzenie umierającego, które szuka mnie między wielu przybyłymi uczonymi. Leonardo Bianchi był dobrze zorientowany w moich uczuciach religijnych. Znał mnie od czasów studenckich. Podbiegłem blisko niego, podpowiedziałem mu słowa żalu i wyznania wiary, podczas gdy on ściskał mi dłoń, ponieważ nie mógł mówić”. Można się domyśleć, jaka była reakcja masonerii zebranej w auli, gdy zobaczyli wchodzącego księdza z sakramentami, zawołanego przez doktora Józefa. Niezwykły był widok, gdy „stary” mason umierający na rękach najbardziej świętego z lekarzy, wypowiada w sposób jasny akty żalu i wiary. Taki był Moscati.
Gabinet lekarski w domu św. Giuseppe Moscatiego
Dwa miesiące później 12 kwietnia 1927 roku Giuseppe Moscati niespodziewanie zmarł w Wielki Wtorek. W dniu rozpoczętym jak zwykle Mszą świętą poranną, po dniu pracy w szpitalu i zakończonym przyjęciem pacjentów w domu. Umarł na swoim stanowisku pracy, na fotelu w gabinecie, bez pomocy medycznej, sam na sam z Jezusem, który przyjął umierającego swojego wiernego brata.
Kiedyś jego kierownik duchowy zapytał go niespodziewanie, o czym myśli. Moscati odpowiedział: „O Bogu, ojcze, o niebie”.
Pogrzeb w Wielki Czwartek zgromadził wielu ludzi, którzy chcieli pożegnać swojego Lekarza, Profesora i Kolegę. „Opłakujemy Go, ponieważ świat stracił Świętego, Neapol – przykład wszelkiej cnoty, a biedni - wszystko”. Pochowany został na cmentarzu w Poggio Reale. Giuseppe Moscati zmarł w opini świętości. Do jego grobu pielgrzymowało wiele osób, modląc się w swoich intencjach, także o zdrowie. Wielu zostało wysłuchanych. Po 3 latach ciało Doktora zostało przeniesione do kościoła Gesu Nuovo. Do dziś przybywają tu pielgrzymi, aby się pomodlić przy jego grobie.
Świadectwo życia Giuseppe Moscatiego było tak znaczące, że nie można było o nim zapomnieć. Choć byli i tacy, którzy chcieli pomiejszyć jego dorobek naukowy, wkład intelektualny, zdolności lekarskie i dydaktyczne. Przykład jego życia pokazuje, że świętość jest dostępna i możliwa dla każdego: dla ludzi prostych i wykształconych. Świętość możliwa jest nie tylko za murami klasztorów, ale także wśród świeckich pracujących w swoich zakładach pracy, mających rodziny, otoczonych gronem znajomych i przyjaciół, a nawet wrogów.
Kościół uznając heroiczność jego cnót dnia 16 listopada 1975 roku ogłosił Józefa Moscatiego błogosławionym. Już 12 lat później został kanonizowany przez Jana Pawła II dnia 25 października 1987 roku. Papież wtedy powiedział: „Mężczyzna, którego dzisiaj ogłosimy świętym Kościoła Powszechnego, przedstawia się nam jako konkretne spełnienie ideału chrześcijanina świeckiego. Giseppe Moscati – lekarz, ordynator oddziału szpitalnego, wybitny naukowiec, docent uniwersytetu w dziedzinie fizjologii człowieka i chemii fizjologicznej... Moscati tworzy przykład nie tylko do podziwiania, ale do naśladowania, przede wszystkim przez pracowników służby zdrowia. Przedstawia się on także jako przykład dla tego, który nie podziela jego wiary.”
Cudem, który został uznany przez Kościół, za przyczyną Józefa Moscatiego było uzdrowienie chorego na białaczkę mieloblastyczną młodego robotnika. Jego matce przyśnił się lekarz w białym fartuchu. Gdy odwiedziła później kościół Gesu Nuovo rozpoznała na fotografii błogosławionego wtedy Józefa Moscatiego, lekarza , którego „zobaczyła” wcześniej we śnie. Zaczęła się gorąco modlić o zdrowie dla syna. Wkrótce młody człowiek wyzdrowiał całkowicie z choroby i wrócił do pracy.
Moscati uczył swoich młodszych kolegów: „Nie nauka, ale miłosierdzie przemieniło świat... Cieszę się, że zachowujecie coś ze mnie z powodu daru duchowego, który umacnia mnie... Jesteście we mnie obecni. Całuję was w Chrystusie”.
Święto liturgiczne świętego Giuseppe Moscatiego przypada 16 listopada.