mozaika ZAPRASZAMY

do kościoła Świętej Rodziny w Warszawie ul. Rozwadowska 9/11

13 maja 2025 (wtorek)

19.00 Msza święta
20.00 konferencja

Dyżur liturgiczny pełni grupa parafii św. Kazimierza w Kobyłce

Tajemnica zła w ludzkim sercu powołanym do miłości. Konf. 26.11.2019

Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego

Zacisze, 26 listopada 2019

Podobny obraz

Pan Jezus objawił, że jesteśmy ukochanymi dziećmi Boga, który ma wobec nas wspaniały plan. Przez sakrament chrztu staliśmy się przybranymi dziećmi Bożymi i mamy udział w Jego zbawieniu. Z drugiej strony wiemy, że każdy z nas przychodzi na świat z dziedzictwem grzechu pierworodnego, czyli ze skłonnością do zła. Nieprzyjaciel Boga zasiał w naszych sercach ziarna nieposłuszeństwa, które spowodowały w nas negatywne konsekwencje.

Dzieło Boże polega na tym, Pan Jezus Chrystus na krzyżu wysłużył nam zbawienie, odkupił od grzechu i uwolnił od działania zła duchowego. Zostaliśmy przez Zbawiciela zaproszeni do przyjaźni z Bogiem, do życia w łasce uświęcającej. A jeśli nawet ten dar utracimy z powodu własnej słabości, to możemy go odnowić w sakramencie pokuty. Zło nie ma nad nami władzy, ale pozostają w nas skutki grzechu pierworodnego, który pozostaje w każdym z nas pomimo dotknięcia łaską sakramentu chrztu.

Skłonność do grzechu przejawia się jako pożądliwość, ponieważ samo zło staje się bardziej atrakcyjne niż wola Boża i Jego plan wobec nas. Pożądliwość zaciemnia nasz umysł i wolę. Wyróżniamy trzy rodzaje pożądliwości: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu oraz pychę tego życia. Pożądliwość ciała, to nieczystość cielesna. Pożądliwość oczu, to pragnienie dóbr doczesnych. Pycha tego życia, to pragnienie wywyższania się, dążenie do władzy i panowania nad innymi.

Pożądliwość sama z siebie nie jest siłą niszczącą. A nawet można powiedzieć więcej, niemożliwe by było nasze uświęcenie, gdyby nie było w nas zarzewia grzechu. Ono przynagla nas do zwracania się do Boga o interwencję. Aby się uświęcić powinniśmy uciekać się do Jezusa poprzez akty miłości. Powinniśmy być jak najbliżej Jezusa, który obdarza nas łaskami.

Kto źle się modli, widząc złe skutki braku modlitwy niech z pokorą prosi o łaskę modlitwy. Jeśli komu brakuje pokory, a widząc, że upada, powinien uniżać się. Jeśli kogoś wiara słabnie, zapomina o Jezusie, widząc, że zaczyna wikłać się w zło, popełnia błędy, niech więcej modli się i uniża przed Bogiem. Kogo miłość do Boga zanika, a zauważa pojawiającą się chciwość. To znak, że powinien więcej kochać Jezusa.

Zarzewie grzechu pokazuje wartość walki duchowej, która jest wysiłkiem i trudem. Dążenie do świętości wymaga zmagania się ze sobą. Od Boga otrzymujemy wszystko, by zmaganie duchowe łączyło nas z Jezusem. Jeśli zaniedbujemy troskę o nasze uświęcenie i walkę duchową, grzech staje się coraz bardziej realny w naszym życiu.

Nasza skłonność do grzechu i pożądliwości sprawiają, że jesteśmy bardziej przynaglani do podejmowania walki duchowej. Walka duchowa nie jest czymś łatwym, jak spacerek bez wysiłku. Jezus mówi: „Ciasna jest brama i jest wąska jest droga, która prowadzi do życia” (Mt 7, 14) Nawet jeśli na tej drodze ulegamy, przegrywamy, to jest to dla nas znak, by wszystko zacząć od nowa, by bardziej kochać, uniżać się, bardziej pokładać nadzieję w Bogu niż w sobie. Wszystko, co nas spotyka popycha nas do Jezusa. To jest wszystko jedno, co wybieramy. Nasze codzienne zmaganie się jest potrzebne, by świadomie wybierać wolę Bożą i uświęcać się.

Bóg pozostawiając w nas zarzewie grzechu, daje nam „motor”, który z dużym przyspieszeniem przynagla nas do pracy, do wysiłku na drodze do uświęcenia, która nie jest łatwa. Bóg udziela nam wszystkiego, byśmy z Nim się jednoczyli i w ten sposób wypełnili nasze powołanie.

Znikać, aby służyć. Konf. 12.11.2019

Zacisze, 12 listopada 2019

Konferencja ks. Kazimierza Sztajerwalda

Znalezione obrazy dla zapytania Bliźniemu służyć obrazy

Św. Albert, - opoka.news

W wychowaniu młodego człowieka kładzie się nacisk, by się więcej starał, gorliwiej pracował, był grzecznym, ponieważ wtedy będzie nagrodzony, pochwalony i osiągnie sukces. Takie myślenie nie jest złe, ponieważ nagroda motywuje do działania. Człowiek chce być wolny i niezależny, dlatego mobilizuje się, aby nie zająć ostatniego miejsca. Jednak z biegiem lat przychodzi taki czas, kiedy musi zejść ze szczytów.

Choroba lub starość sprawia, że człowiek czuje, że znika, staje się bezradny i zależny od innych. Martwi się utratą pewności siebie i decydowania o swoim życiu. Mało kto był uczony umiejętności właściwego przeżywania stanu znikania. Nikt też z własnej woli nie będzie szukał ostatniego miejsca.

Dlaczego mamy się godzić na umieranie pychy? Dlaczego mamy się godzić na akceptację ostatniego miejsca i znikanie? Dopiero kiedy uwierzymy, że na tym miejscu czeka Ktoś, kto nas kocha i akceptuje, to łatwiej będziemy mogli się zgodzić na obumieranie pychy, znikanie i przyjęcie ostatniego miejsca. W tym miejscu czeka Chrystus i ofiarowuje swoją miłość. Bez wiary nikt by się nie zgodził na przyjęcie ostatniego miejsca i nie zaakceptowałby trudnych sytuacji i znikania.

Można się modlić: „Panie Jezu, ja się boję, ja tego nie przeżyję, sam nie przejdę tej drogi. Tylko Ty mnie możesz przeprowadzić”. Pan szczególnie w tej sytuacji jest przy nas, bo bez Niego nic nie możemy uczynić. On mówi: „Wiem, że nie zamierzasz zdobywać ostatniego miejsca, ale chcę ci pomagać”. Potrzeba tę prawdę uznać, pokochać i żyć nią.

Bóg zapowiedział Mojżeszowi, że nie wejdzie do Ziemi Obiecanej, ponieważ nad wodami Meriba nie oddano Mu chwały. Człowiek żyjący iluzją wielkości, nie przynosi chwały Bogu i staje się zgorzkniały. Jeśli nie zgodzi się na znikanie, Bóg nie będzie mógł go ogarnąć i zjednoczyć się z nim.

Do tego, który zgadza się i podejmuje wysiłek wejścia na drogę do ostatniego miejsca przychodzi Bóg. On sam czyni w duszy miejsce, gdzie chce przebywać.

Człowiek zawsze komuś służy. Praca zawodowa, praca w domu dla rodziny jest służbą, gdzie jedni służą z oddaniem, a inni niechętnie. Jedni dla nagrody, inni ze strachu przed karą. Są i tacy, co służą tylko swojemu egoizmowi. Wartość naszej służby zależna jest od tego, jaka jest nasza motywacja. Służba bliźniemu jest na tyle owocna, na ile pozwalamy Jezusowi, aby w nas służył. On słabemu grzesznikowi okazuje miłość, podnosi z upadku, aby Mu z wdzięcznością i z radością służył.

Jezus zawsze służy, obmywa nasze nogi za cenę swojej Przenajświętszej Krwi. A człowiek często czuje opór, nie chce służyć bliźniemu, a szczególnie trudnemu bliźniemu. Potrzebuje wołać do Matki Bożej: „Maryjo, Ty mnie prowadź na spotkanie z Panem, oręduj za mną, noś mnie w swych ramionach. Ja sam nie potrafię iść”.

Bóg jest sprawiedliwy, to pewne, że kocha i troszczy się o każdego człowieka. Nawet jeśli tego nie dostrzegamy, nie rozumiemy, to wierzmy, że tak jest. Wołajmy do Matki Bożej: „Maryjo, wierzę i Tobie się oddaję w niewolę. Tobie chcę służyć. Łańcuch jest symbolem niewoli, ale Tobie, Maryjo pozwalam się prowadzić. Tobie oddaję swoje wewnętrzne trudności”.

Choć zmaganie jest trudne, to warto się trudzić. Im więcej Boga, tym więcej znikania. Jednak nie można znikać i nic nie robić. Jest to fałszywa pokora. Znikanie jest gotowością do służby. Matka Boża jest jednocześnie i Służebnicą i Królową.

Litania pokory św. Tomasza a Kempis

O, Jezu cichy i pokornego serca, wysłuchaj mnie.
Wyzwól mnie, Jezu z pragnienia aby być cenionym,
z pragnienia aby być lubianym,
z pragnienia aby być wysławianym,
z pragnienia aby być chwalonym,
z pragnienia aby wybrano mnie przed innymi,
z pragnienia aby zasięgano mojej rady,
z pragnienia aby być uznanym,
ze strachu przed poniżeniem,
ze strachu przed wzgardą,
ze strachu przed skarceniem.
ze strachu przed zapomnieniem,
ze strachu przed wyśmianiem,
ze strachu przed skrzywdzeniem,
ze strachu przed podejrzeniem.

I także Jezu, daruj mi te łaskę bym pragnął...
aby inni byli więcej kochani niż ja,
aby inni byli wyżej cenieni ode mnie,
aby w oczach świata inni wygrywali, a ja bym przegrywał,
aby inni byli wybierani, a ja bym był pozostawiony,
aby inni byli chwaleni a ja bym był niezauważony,
aby inni byli we wszystkim uznani za lepszych ode mnie,
aby inni mogli stać się świętszymi ode mnie,
o ile tylko ja będę tak święty jak powinienem,

Maryja - Ta, która służy. Konf. 5.11.2019

Konferencja ks. Mieczysława Jerzaka

Zacisze, 5 listopada 2019

Podobny obraz

Niedawno Kościół uznał cud za przyczyną Sługi Bożego ks. Stefana kardynała Wyszyńskiego i została wyznaczona data jego beatyfikacji. Ksiądz Prymas na swojej mitrze biskupiej miał wypisane słowa Maryi: "Oto ja Służebnica Pańska". O księdzu Prymasie możemy powiedzieć, że jego życie było służbą. Kiedy obejmował swój urząd wiedział kim jest. Tak mówił o sobie: „pisać, to ja potrafię, ale rządzić nie”. Jednak świadectwa, jakie złożyli o nim jego współpracownicy potwierdzały, że swoją pracą służył Bogu i Kościołowi. Wzorował się na Maryi i miał Ją zawsze przed oczami.

Skąd bierze się postawa służby? Co inspiruje człowieka do służenia innym? Sam Pan Jezus powiedział o sobie: „nie przyszedłem, aby Mi służono, lecz aby służyć i złożyć własne życie jako okup za wielu ludzi” (Mt 20, 28). Jezus służył tym, którzy byli strapieni, ubogim, tym którzy cierpieli. Matka Boża, pierwsza uczennica Syna Bożego jest Tą, która służy. Podczas Zwiastowania Maryja nazwała siebie służebnicą-niewolnicą Pańską. W domu św. Elżbiety wyjaśniła znaczenie tego określenia, gdy wyśpiewała Magnificat: Bóg „wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej” (Łk 1, 48). – Maryja uważała siebie za kogoś bardzo małego, choć my wynosimy Ją wysoko. Uważała się za niewolnicę Pańską i tak też postępowała. W domu św. Elżbiety wykonywała zwykłe codzienne czynności.

Czy u nas widać taką postawę służby? Czy chcemy służyć? Przygotowując rekolekcje usłyszałem od animatorów, co ich rodzina powiedziała na ich zaangażowanie w organizację rekolekcji: „Tylko się nie dajcie wkręcić w przygotowania. Możecie jechać, tylko nie służcie”. Dzisiejszy świat nie żyje duchem służby. Wielu myśli, aby zrealizowały się ich własne plany. Kto jest bardziej przebiegły, szybciej zrealizuje swoje marzenia, ten jest kimś. Służąc sobie samym realizują własne pomysły. Przekonują do swoich racji innych, nawet jeśli ich poglądy nie są słuszne, ani prawdziwe. Chcą, by cały świat przyjął ich ideały.

Jednak na świecie nie brakuje tych, co pragną służyć swoim czasem, pieniędzmi, zaangażowaniem. Nie możemy mówić, że wszystko jest przekreślone. Tych, którzy chcą służyć od razu nie widać. Nie są prezentowani na pierwszych stronach mediów. Są ukryci, może przeżywają jesień życia, ale dalej służą.

To naturalne, że każdy z nas odczuwa potrzebę akceptacji i potwierdzenia własnej wartości. Pragniemy, aby inni ludzie, zwłaszcza nasi bliscy, często okazywali nam, że nas kochają, że pamiętają o nas, że jesteśmy dla nich ważni. Z drugiej strony dobrze wiemy, ile mamy ograniczeń, słabości a nawet wad. Nie jesteśmy naczyniami ze złota. Dlatego zdarza się, że zakładamy maski, aby ukryć prawdę o sobie i wyżebrać odrobinę akceptacji.

Bóg nie czeka na nasze spektakularne działania, które Go poruszą, czy zadziwią. On nas kocha i akceptuje z całą naszą słabością i nędzą, którą przecież dobrze zna. On kocha bezinteresownie, jest Ojcem pełnym miłosierdzia, który nam mówi: Nigdy cię nie zostawię, choćbyś pogubił się i odszedł najdalej. Będę ci wierny i będę o ciebie walczył. Pomyślmy, że Bóg nas nie zostawił. Szczególnie w godzinach prób jest przy nas i walczy o nas. Jesteśmy umiłowani za darmo przez Niego. Kiedy zrozumiemy,jaką miłością jesteśmy otoczeni, zapragniemy w podobny sposób kochać naszych bliźnich, nawet wtedy, gdy ujawniają się ich słabości i wady.

Matka Boża jest Tą, która służy. Ona nie szukała siebie, kiedy przeżywała Zwiastowanie. Nie szukała siebie, kiedy poszła do swojej krewnej Elżbiety. Przyjęła  bez narzekania niewygody Betlejem, gdy Jej Syn, który miał być królem Izraela, narodził się w grocie wśród zwierząt. Przyjęła z poddaniem się Bogu wygnanie do Egiptu, gdy z dnia na dzień trzeba było wyruszyć w podróż w nieznane, na obczyznę, bez żadnych zabezpieczeń, żyjąc obawą, że odnajdą ich wysłannicy Heroda. W Nazarecie Maryja z Józefem żyli w bardzo skromnych warunkach, zarabiając na życie ciężką pracą własnych rąk. Nigdy nie miała o to pretensji do Boga. Potem, gdy Jezus zaczął publicznie nauczać i stał się sławny, nie dane Jej było skorzystać z przywilejów, których każda matka mogłaby się po ludzku spodziewać. Usłyszała od Syna, wskazującego na otaczające Go tłumy: „Oto moja matka i moi bracia” (Mt 12, 49). Nie buntowała się, że trzeba stanąć w szeregu i zająć miejsce obok innych. Gdy Jezus umierał na krzyżu i w oczach wszystkich, nawet najbliższych uczniów, ponosił ostateczną porażkę, Ona trwała pod krzyżem, niejako w samym centrum tej porażki, wierząc, że przyjdzie poranek zmartwychwstania.

Po zmartwychwstaniu Maryja pozostała wśród apostołów, ale nie wyróżniała się. Apostołowie głosili Ewangelię i czynili cuda, a Ona modliła się za nich w ukryciu i wypraszała potrzebne łaski. Gdy została wzięta do nieba i została Królową nieba i ziemi nadal służy. Przypomina ludziom w prywatnych objawieniach, czego Jezus pragnie. Taka jest postawa służby Maryi.

Patrząc na Maryję zechciejmy znaleźć taką przestrzeń naszego życia, gdzie będziemy służyć na chwałę Bogu i dla pożytku dusz. Podejmując służbę wzywajmy na pomoc Maryję, Tę która potrafi służyć.

Dynamizm królestwa Bożego. Homilia 29.10.2019

Homilia ks. Andrzeja Mazańskiego

Zacisze,  29 października 2019

Podobny obraz

zdjęcie: eagronom.com

Królestwo Boże znajduje się między osobami i jest w każdym z nas, oraz ma swój dynamizm w rozwoju. Jego owoce mogą być początkowo nikłe, ale zawarty w nich potencjał może przemieniać całe życie.

W jaki sposób rozwija się w nas królestwo Boże? Pisze o tym św. Paweł Apostoł w Liście do Rzymian (Rz 8, 18-25). Życie duchowe każdego człowieka ma okresy strapienia i udręki przeplatające się z okresami pocieszenia i radości. Ten dwutakt możemy dostrzec w naszym życiu. Przeżywając okres strapienia możemy być pewni, że po nim nastąpi okres pocieszenia. Przeżywając okres radości spodziewać się możemy czasu strapienia. Współpracując z Panem Bogiem w tych zmieniających się okresach możemy zobaczyć dynamizm Jego działania.

Ta współpraca polega na tym, by mieć właściwą postawę wobec zmieniających się okresów pocieszenia i strapienia. Ta umiejętność nie jest naturalna lecz należy świadomie ją podejmować.

W czasie strapienia często poddajemy się smutkowi i zniechęceniu, a w czasie pocieszenia poddajemy się zadowoleniu z siebie. Są to błędne zachowania. Strapienie nie jest po to, by być zniechęconym, a pocieszenie nie jest po to by być zadowolonym. Jeśli ulegniemy tym pułapkom, osłabnie w nas dynamizm królestwa Bożego.

Czas strapienia jest dany, by umiłować krzyż i cierpiącego Chrystusa oraz by uświadomić sobie za jaką cenę zostałem zdobyty dla Boga przez Niego. Czas pocieszenia jest dany, by odnowić w sobie gorliwość i gotowość do pójścia za Chrystusem. Aby związać się z Chrystusem potrzebujemy w równym stopniu obu okresów. Spójrzmy na przeżywany przez nas czas strapienia i czas pocieszenia z wiarą, aby w pełni i dynamicznie rozwijało się w nas królestwo Boże.