mozaika ZAPRASZAMY

do kościoła Świętej Rodziny w Warszawie ul. Rozwadowska 9/11

29 kwietnia 2025 (wtorek)

19.00 Msza święta
20.00 konferencja

Dyżur liturgiczny pełni grupa parafii św. ojca Pio z Grochowa

Z Maryją dziękować za miłosierdzie - materiały na pielgrzymkę na Jasną Górę 28.11.2015

Franciszek, Misericordiae vultus
I.
Mamy być narzędziami miłosierdzia, ponieważ pierwsi otrzymaliśmy je od Boga.
Mamy być szczodrzy dla wszystkich, wiedząc, że również Bóg wielkodusznie
udziela nam swojej dobroci. Miłosierni jak Ojciec jest zatem „mottem” Roku
Świętego.
II.
«Cierpliwy i miłosierny» – to podwójne określenie spotykamy często w Starym
Testamencie jako opis natury Boga. To Jego bycie miłosiernym znajduje swe
potwierdzenie w wielorakich dziełach historii zbawienia, gdzie dobroć Boga
zwycięża nad chęcią kary i zniszczenia. Psalmy w sposób szczególny okazują tę
wielkość Boskiego działania: «On odpuszcza wszystkie twoje winy, On leczy
wszystkie twe niemoce, On życie twoje wybawia od zguby, On wieńczy cię łaską i
zmiłowaniem» (Ps 103[102], 3-4). (...)
Miłosierdzie Boga nie jest więc jakąś abstrakcyjną ideą, ale jest konkretnym faktem,
dzięki któremu On objawia swoją miłość ojcowską i matczyną, która wypływa z
wnętrzności i zwraca się do syna. To naprawdę jest ten przypadek, kiedy może
mówić o miłości wypływającej z wnętrza. Pochodzi ona z wnętrza jako głębokie
uczucie, naturalne, akt czułości i współczucia, odpuszczenia i przebaczenia.
III.
«Bo Jego miłosierdzie na wieki» (Ps 136[135]). Jest to refren powtarzany po
każdym wersecie Psalmu, który opowiada historię objawienia się Boga. W mocy
miłosierdzia wszystkie dzieje starożytnego ludu pełne są głębokiego znaczenia
zbawczego.
To nie przypadek, że lud Izraela zechciał włączyć ten Psalm, „Wielki hallel”, jak
bywa również nazywany, do najważniejszych tekstów liturgicznych.
Przed swoją męką Jezus modlił się tymże właśnie Psalmem miłosierdzia.
Zaświadcza o tym Ewangelista Mateusz, gdy pisze, że «po odśpiewaniu hymnu»
(Mt 26, 30) Jezus wraz z uczniami wyszli w stronę Góry Oliwnej. Podczas, gdy
Jezus odprawiał po raz pierwszy Eucharystię, jako Wieczną Pamiątkę swojej realnej
obecności pomiędzy nami, umiejscawiał symbolicznie ten najwyższy akt Objawienia
w świetle miłosierdzia. W tymże samym horyzoncie miłosierdzia Jezus przeżywał
swoją mękę i śmierć, świadomy wielkiej tajemnicy miłości, która wypełniła się na
krzyżu. Świadomość, że sam Jezus modlił się tym Psalmem, czyni go dla nas
chrześcijan jeszcze ważniejszym i sprawia, że powinien stać się on naszą modlitwą
uwielbienia: «Bo Jego miłosierdzie na wieki».
IV.
Rok Święty zostanie rozpoczęty 8 grudnia, w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia
Najświętszej Maryi Panny. Ta uroczystość liturgiczna wskazuje sposób, w jaki Bóg
działa już od początków naszej historii. Po grzechu Adama i Ewy Bóg nie chciał
zostawić ludzkości samej, wystawionej na działanie zła. Stąd też w swoim zamyśle
zechciał On, aby Maryja, święta i niepokalana w miłości (por. Ef 1, 4), stała się
Matką Odkupiciela człowieka. Na ogrom grzechu Bóg odpowiada pełnią
przebaczenia. Miłosierdzie będzie zawsze większe od każdego grzechu i nikt nie
może ograniczyć miłości Boga, który przebacza. W tę właśnie Uroczystość
Niepokalanego Poczęcia otworzę z radością Drzwi Święte. (...)
Myśl moja biegnie teraz do Matki Miłosierdzia. Słodycz Jej spojrzenia niech nam
towarzyszy w tym Roku Świętym, abyśmy wszyscy potrafili odkryć radość z czułości
Boga. Nikt tak jak Maryja nie poznał głębokości tajemnicy Boga, który stał się
człowiekiem. Wszystko w Jej życiu zostało ukształtowane przez obecność
miłosierdzia, które stało się ciałem. Matka Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego
weszła do sanktuarium miłosierdzia Bożego, ponieważ wewnętrznie uczestniczyła w
tajemnicy Jego miłości.
Wybrana na Matkę Bożego Syna, Maryja była od zawsze przygotowana przez
miłość Ojca na to, by stać się Arka Przymierza między Bogiem i ludźmi. Zachowała
w swoim sercu Boże miłosierdzie w doskonałej syntonii ze swoim Synem Jezusem.
Jej pieśń pochwalna, odśpiewana na progu domu św. Elżbiety, została
zadedykowana miłosierdziu, które się rozciąga «z pokolenia na pokolenie» (Łk 1,
50). Również i my zostaliśmy ujęci w tych proroczych słowach Dziewicy Maryi.
Niech to będzie dla nas pocieszeniem i wsparciem, podczas gdy przekraczać
będziemy Drzwi Święte, aby doświadczyć owoców miłosierdzia Bożego.
Pod krzyżem Maryja wraz z Janem, uczniem miłości, stała się świadkiem słów
przebaczenia, które wyszły z ust Jezusa. Najwyższy akt przebaczenia dla tego, kto
Go ukrzyżował, ukazuje nam jak daleko może sięgać Boże miłosierdzie. Maryja
potwierdza, że miłosierdzie Syna Bożego nie zna granic i dociera do wszystkich, nie
wykluczając nikogo. Zwracamy się do Niej słowami starożytnej, a zarazem zawsze
nowej modlitwy, zaczynającej się od słów Salve Regina [Witaj, Królowo] prosząc,
aby nigdy nie przestała zwracać ku nam swoich miłosiernych oczu i uczyniła nas
godnymi kontemplacji oblicza miłosierdzia swojego Syna Jezusa.


Jan Paweł II, Dives in misericordia, 9 (Matka miłosierdzia)
Maryja jest równocześnie Tą, która w sposób szczególny i wyjątkowy — jak nikt inny
— doświadczyła miłosierdzia, a równocześnie też w sposób wyjątkowy okupiła swój
udział w objawieniu się miłosierdzia Bożego ofiarą serca. Ofiara ta jest ściśle
związana z krzyżem Jej Syna, u którego stóp wypadło Jej stanąć na Kalwarii. Ofiara
ta stanowi swoisty udział w tym objawieniu się miłosierdzia, czyli bezwzględnej
wierności Boga dla swej miłości, dla Przymierza, jakie odwiecznie zamierzył, a w
czasie zawarł z człowiekiem, z ludzkością — w tym objawieniu, które ostatecznie
dokonało się przez krzyż. Nikt tak jak Matka Ukrzyżowanego nie doświadczył
tajemnicy krzyża, owego wstrząsającego spotkania transcendentnej Bożej
sprawiedliwości z miłością, owego „pocałunku”, jakiego miłosierdzie udzieliło
sprawiedliwości (por. Ps 85 [84], 11). Nikt też tak jak Ona — Maryja — nie przyjął
sercem owej tajemnicy, Boskiego zaiste wymiaru Odkupienia, która dokonała się na
Kalwarii poprzez śmierć Jej Syna wraz z ofiarą macierzyńskiego serca, wraz z Jej
ostatecznym fiat.
Maryja jest więc równocześnie Tą, która najpełniej zna tajemnicę Bożego
miłosierdzia. Wie, ile ono kosztowało i wie, jak wielkie ono jest. W tym znaczeniu
nazywamy Ją również Matką miłosierdzia — Matką Bożą miłosierdzia lub Matką
Bożego miłosierdzia, a każdy z tych tytułów posiada swój głęboki sens teologiczny.
Mówią one o tym szczególnym przysposobieniu Jej duszy, całej Jej osobowości do
tego, aby widzieć poprzez zawiłe wydarzenia dziejów naprzód Izraela, a z kolei
każdego człowieka i całej ludzkości, owo miłosierdzie, które z pokolenia na
pokolenie (por. Łk 1, 50) staje się ich udziałem wedle odwiecznego zamierzenia
Przenajświętszej Trójcy.
Nade wszystko jednak powyższe tytuły, jakie odnosimy do Bogarodzicy, mówią o
Niej jako o Matce Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. Jako o Tej, która
doświadczywszy miłosierdzia w sposób wyjątkowy, w takiż sposób „zasługuje” na to
miłosierdzie przez całe swoje ziemskie życie, a nade wszystko u stóp krzyża
swojego Syna. Mówią o Niej wreszcie jako o Tej, która poprzez swój ukryty, a
równocześnie nieporównywalny udział w mesjańskim posłannictwie swojego Syna,
w szczególny sposób została powołana do tego, ażeby przybliżać ludziom ową
miłość, jaką On przyszedł im objawić. (...)
Ta właśnie „miłosierna” miłość, która potwierdza się nade wszystko w zetknięciu ze
złem moralnym i fizycznym, stała się w sposób szczególny i wyjątkowy udziałem
serca Tej, która była Matką Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego — udziałem Maryi.
I nie przestaje ona w Niej i przez Nią nadal się objawiać w dziejach Kościoła i
całej ludzkości. Jest to objawienie szczególnie owocne, albowiem opiera się w
Bogarodzicy o szczególną podatność macierzyńskiego serca, o szczególną
wrażliwość, o szczególną zdolność docierania do wszystkich, którzy tę
właśnie miłosierną miłość najłatwiej przyjmują ze strony Matki. Jest to jedna z
wielkich i życiodajnych tajemnic chrześcijaństwa, najściślej związana z tajemnicą
Wcielenia.
Rozważania o wierze
Syn, w którym jest duch najemnika, nie potrafi zdumiewać się miłością. Syn
marnotrawny nie odkrył zranienia ojca, nie widział jego bólu, widział tylko
własne nieszczęście i szukał dróg wyjścia z niego. W przypowieści o wynajętych
robotnikach dobrocią gospodarza zdumiewali się ci z ostatniej godziny, a nie
umówieni za określoną sumę najemnicy. Zdumiewać się potrafi tylko
ewangeliczne dziecko, ponieważ zdumienie zakłada kontrast. Dziecko wie, że jest
takim małym „nic” i że jest nieustannie obdarowywane czymś wielkim. Ten ogromny
kontrast własnego „ja” i obdarowania rodzi w nim zdumienie.
Człowiek staje się chrześcijaninem, kiedy staje się dzieckiem, kiedy zaczyna
go zdumiewać szaleństwo miłości Boga Ojca. Odnajdujemy tu nowy aspekt
dziecięctwa ewangelicznego – pewną tożsamość między dzieckiem
a skruszonym grzesznikiem. Na czym polega skrucha? Skrucha to żal, ale żal w
obliczu krzyża, kiedy świadomy własnej nędzy i grzeszności patrzysz na krzyż i na
rany Jezusa, kiedy próbujesz w duchu całować te rany, które sam przecież
Jezusowi zadałeś – to jest skrucha. U syna marnotrwnego takiej skruchy nie było.
Dopiero wtedy, gdy skruszony całujesz rany Jezusa i wierzysz w Jego miłość,
powracasz do Boga w postawie dziecka, i tylko taki powrót ma sens. Nigdy nie
wracaj do Boga jako najemnik, bo znowu Go zdradzisz.
Prawdziwą skruchę widzimy u jawnogrzesznicy podczas jej spotkania z
Jezusem w domu faryzeusza Szymona. Jej prostota, spontaniczność i autentyczna
skrucha świadczą o postawie ewangelicznego dziecka. Aby wyrazić Jezusowi swoją
skruchę, podeszła do Niego, nie oglądając się na względy ludzkie, wylała nardowy
olejek, łzami zrosiła Jego stopy i włosami je otarła (Łk 7, 38). Oto prostota,
spontaniczność i skrucha grzesznika, który jest dzieckiem ewangelicznym. Tak
naprawdę Boga kochają skruszeni grzesznicy, którym wiele przebaczono, i święci,
bo jedni i drudzy mają naturę dziecka – potrafią zdumiewać się miłością Boga,
szaleństwem Jego miłości ku nim. Nie najemnicy, a dzieci, nie ci, którzy zbierają
zasługi i usiłują zawierać z Bogiem kontrakty, ale ci, którzy wierzą w Jego
miłosierdzie. – Bo tak naprawdę wierzy tylko dziecko.
(I.4.6)

Rozpoznać oblicze Chrystusa w obliczu bliźniego. Konf. 10.11.2015

http://www.faustyna.pl/zmbm/wp-content/uploads/2015/02/Cudowny-obraz-Jezusa-500x302.jpg

Konferencja ks. Mieczysława Jerzaka

Zacisze, 10 listopada 2015

Kontakty pomiędzy ludźmi bywają czasami trudne, widzimy czasem samotnych ludzi w komunikacji miejskiej, w pociągu, metrze, tramwaju. Wielu podróżuje patrząc w ekrany urządzeń elektronicznych lub ze słuchawkami na uszach. W mediach relacje międzyludzkie pokazywane są często od negatywnej strony, walka o miejsce, kto jest lepszy, kto ma lepsze rozwiązanie, tańsze, bardziej nowoczesne. To budzi zaciekawienie usługami, promocjami. W tym przestaje liczyć się drugi człowiek. Ujawniana jest słabość człowieka, a z tego, jak się ludzie do siebie odnoszą robi się sensację, komentuje się i rozpowszechnia.

Kościół uczy nas, że w drugim człowieku można rozpoznać oblicze Chrystusa, np: w dziecku, w chorym, w przypadkowo spotkanej osobie na ulicy. Inaczej wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy rozpoznawali Chrystusa w ludziach i o tym pamiętali. W Ewangelii czytamy: "Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem" (J 13, 34). Jest to przykazanie miłości, które dobrze znamy od lat dziecięcych, a teraz mamy wprowadzić w życie. Niedościgłym wzorem wypełnienia tego przykazania jest Pan Jezus, który umył nogi apostołom. Gdy rozważamy umycie nóg Apostołom w Wieczerniku, może zrodzić się pytanie: co w umyciu nóg jest takiego nadzwyczajnego? Zadajmy sobie pytanie, komu Jezus umył nogi? Jezus umył nogi: Piotrowi, który kilka godzin później zaparł się Go publicznie, Janowi, Jakubowi i innym, którzy uciekli w czasie aresztowania w Ogrójcu, Judaszowi, który już na Ostatniej Wieczerzy myślał, jak wydać Jezusa. Potem Jezus zadał pytanie, czy rozumiecie, co wam uczyniłem? (J 13, 12). Chcę, abyście tak samo postępowali, byście Mnie naśladowali, bo to jest przykazanie miłości.

Św. Jan od Krzyża jest autorem słów: "Pod wieczór będą cię sądzić z miłości" (Słowa światła i miłości, 59). W ostatnią niedzielę przed Adwentem czytana jest Ewangelia o Sądzie Ostatecznym. W czasie tego Sądu będziemy sądzeni z czynów miłości. Jeżeli zostaniemy ocenieni pozytywnie zbawimy się, jeśli negatywnie będziemy potępieni. Miernikiem tego Sądu będzie to, co uczyniliśmy jednemu z najmniejszych braci Jezusa. On utożsamia się z każdym, wobec którego postępujemy dobrze lub źle. Uczniów Jezusa rozpoznaje się po uczynkach pełnych miłości.

Wobec ludzi jesteśmy nastawieni pozytywne, gdy są dla nas mili, albo negatywne, kiedy nas denerwują. Bez względu na to, jacy dla nas są, mamy w nich odkrywać oblicze Chrystusa. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus opisała ciekawe wydarzenie ze swojego życia. Pewnego dnia polecono jej przygotować lampkę do pokoju dla gości klasztoru, w czasie dla niej wolnym. Była zbuntowana, bo musiała to zrobić za inne siostry. „Czułam wielką walkę w sobie. Szemrałam wewnętrznie na osoby i okoliczności, i miałam za złe innym siostrom zewnętrznym... Ale nagle rozbłysło światło w mej duszy. Wyobraziłam sobie, że służę Świętej Rodzinie z Nazaretu, że przygotowuję lampeczkę dla Dzieciątka Jezus, i wtedy włożyłam w mą pracę tyle miłości, że robiłam to radośnie i z sercem przepełnionym czułością. Odtąd posługuję się tym sposobem, który dał mi takie wspaniałe wyniki” (Moim powołaniem jest miłość, s. 36).

Często jesteśmy w podobnej sytuacji, jaką opisała św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Gdy jesteśmy poproszeni o wykonanie zadania, które wykracza poza nasze zwyczajne obowiązki, to myślimy: dlaczego ja muszę to robić, nikt mnie nie docenia, czuję się wykorzystany, ktoś nadużywa mojej dobroci, to niesprawiedliwe, nie będę tego robił.

Jak wybrnąć z takiej sytuacji? Jak przełamać swój opór wewnętrzny? Należy chcieć z radością i miłością wykonać to, czego się od nas dodatkowo wymaga. Wyobraźmy sobie wtedy, że to sam Jezus staje przed nami i prosi. Czy nie zrobię tego dla Niego? Tak - odpowiemy - zrobię to, o co mnie prosisz. Podobnie, kiedy ktoś z najbliższych (żona, mąż, czy dziecko) czegoś potrzebuje, odkrywając w nich oblicze Chrystusa, zróbmy to z miłością taką samą, jaką miała św. Marta, gdy przygotowywała posiłki dla Jezusa w swoim domu (Łk 10, 38-42).

Takie podejście może przemienić nas i świat. Ludzie inaczej patrzyliby na siebie, ufaliby sobie, dostrzegaliby w innych oblicze Chrystusa bez względu na to czy są dla nas dobrzy, czy nie. W ludziach, którzy są dla nas mili też powinniśmy dostrzegać oblicze Chrystusa. Małżonkowie są dla siebie dobrzy, bo Jezus dał im taką łaskę. Najpierw za dobro okazujemy wdzięczność Bogu, a potem podziękujmy człowiekowi.

Maryjo, naucz nas właściwie patrzeć na bliźnich, bez względu na to czy są dla nas dobrzy czy trudni. Uproś nam łaskę u swego Syna, byśmy w bliźnich odkrywali Jego oblicze, a czego nie potrafimy uczynić z własnej ułomności, Ty w nas dokonaj.

Duchowe wymiary charyzmatu RRN. Konf. 03.11.2015

Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego

Charyzmat, wg św. Pawła, to dar udzielony wspólnocie, która w tym darze uczestniczy. Jeśli uczestniczymy w charyzmacie RRN, to ten dar ma nas pobudzać do jedności i do apostolstwa, czyli do budzenia wiary oraz do prowadzenia głębszego życia duchowego. Od początku swego istnienia Ruch zadziwiał tym, że pokazywał, że każdy człowiek może prowadzić głębokie życie wewnętrzne.

Charyzmat RRN ma swoje wymiary duchowe: apostolski, wspólnotowy i modlitwy.

Wymiar apostolski. Apostołowanie to budzenie wiary i zapraszanie innych do prowadzenia głębszego życia duchowego, zapraszanie do świętości i zjednoczenia z Bogiem. Przykładem takiej postawy może być Ananiasz, który na wyraźną prośbę Boga udał się do Szawła, aby modlić się nad nim i wprowadzić dawnego wroga do społeczności młodego Kościoła. Ananiasz uwierzył Bogu, że Szaweł zaniesie Ewangelię poganom (Dz. Ap. 9. 10 – 19). Postawa Ananiasza przekonuje nas, że osoba, do której Bóg nas posyła, a którą uważamy za obojętną religijnie, czy nawet wrogo nastawioną do spraw wiary, jeśli Bóg tak zechce, może być wybranym naczyniem i prowadzić później głębsze życie duchowe niż my sami. Nasze doświadczenie podpowiada, że ci, którym mówiliśmy o Bogu, okazali się później bardziej oddani Bogu od nas i Bóg może przez nich zrobić więcej, niż przez nas. Chodzi o to, byśmy mieli udział w w przybliżaniu ludzi do Boga oraz byśmy zachowali ufność, gdy smucimy się z powodu naszych najbliższych, nie zawsze zakochanych w Bogu, których On może pobudzić ich do wiary większej niż nasza, w czasie, który jest Mu znany. Więcej na ten temat można przeczytać w konferencji z dnia 27.10.2015 pt: „Charyzmat RRN”.

Wymiar wspólnotowy dotyczy takich aspektów jak: dom, miejsce wzrastania, rodzina. Jezus jako młody człowiek w swojej rodzinie wzrastał w latach, w mądrości, w łasce u Boga i u ludzi. Wspólnota RRN otrzymała też dar bycia miejscem wzrastania. Domem, w którym przez obecność Jezusa i Maryi może dokonywać się w nas wzrost w łasce u Boga i u ludzi. Bóg chce, by powstawało środowisko oparte na miłości i na miłosierdziu. Jeśli mamy wzrastać w łasce, to potrzebujemy wspólnoty, rodziny, gdzie ujawniają się nasze dobre cechy, ale też zło i grzeszność, gdzie otrzymujemy miłosierdzie i przebaczenie. Tutaj objawia się moc Bożej miłości, która nas podnosi. Dobrze to ilustruje spostrzeżenie, jakim podzielił się ks. Bp Andrzej Siemieniewski.

Ks. bp Andrzej wczesną wiosną przebywał w Galilei. Był to czas migracji bocianów z Afryki do Europy. Na kilka dni zatrzymały się one nad Jeziorem Genezaret. Można było obserwować setki, tysiące ptaków, które chodziły po łąkach, odpoczywały, szukały pożywienia, machały skrzydłami. Wyglądały na słabe, nieporadne, pokraczne. Ostatniego dnia, a był to drugi dzień wzrostu temperatury powietrza, ptaki zaczęły zbierać się w grupy, które tworzyły kręgi. Poruszając się w tych kręgach z rozłożonymi skrzydłami i nie wykonując nimi żadnych ruchów, za to korzystając ze zjawiska „kominów” gorącego powietrza, zaczęły unosić się do góry. Osiągnąwszy bez wysiłku optymalną wysokość, rozpoczęły swój lot ku wyznaczonemu celowi podróży.

Obraz ten pokazuje, czym jest miłosierdzie. Miłosierdzie nie pozostawia nas na pastwę naszych słabości i grzechów, ale unosi, podnosi do góry i uzdalnia do rzeczy wydwałoby się niemożliwych. Ten, kto nie umie się modlić, modli się żarliwie. Ten, który jest chciwy, rozdaje swoją własność. Leniwy z zaangażowaniem pracuje dla innych. Moc miłosierdzia podnosi człowieka z jego ograniczeń i uzdalnia do spraw, o których nie był wcześniej zdolny, a nawet o nich nie marzył. Jako członkowie Ruchu widzieliśmy jak innych albo nas samych Bóg podnosił. Takie osoby, później zadziwiały swoją łagodnością, cierpliwością, dobrocią choć wcześniej, takie nie były. Stało się tak, bo doświadczyły mocy miłosierdzia Bożego.

Wymiar modlitwy, to wchodzenie w głębię zjednoczenia z Bogiem, i także wprowadzanie innych w modlitwę. Modlitwa buduje mosty między Bogiem a nami w różnych okolicznościach życia. Szczególnie jest to ważne w przypadku, kiedy normalnie człowiek zniechęciłby się do modlitwy lub porzuciłby ją. Tymczasem takie okoliczności należy odczytać jako okazję do odnowienia naszej więzi z Bogiem. Możemy wtedy brać przykład z postaw modlitewnych podanych nam na kartach Ewangelii. Zachętą do pogłębienia więzi z Bogiem może być, np: modlitwa celnika, modlitwa żebraka ewangelicznego, czy modlitwa niewidomego Bartymeusza pod Jerychem. On to słysząc, że obok niego przechodzi Pan Jezus, zaczął głośno wołać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”. Ta modlitwa wielokrotnie powtórzona spowodowała, że Jezus zatrzymał się, aby wysłuchać niewidomego. Potem uzdrowiony ze ślepoty Bartymeusz wyruszył w drogę za Jezusem (Łk 18, 35 – 43). Przez modlitwę budujemy pomost między nami a Bogiem, szczególnie wtedy, gdy wydaje się nam, że nie mamy szans na spotkanie z Jezusem. Korzystając z tych sposobów modlitwy podanych w Ewangelii, nie tylko nie oddalimy się od Jezusa ale spowodujemy, że Jezus będzie bliżej nas, a my staniemy się Jego świadkami.

Ciekawostka przyrodnicza o bocianach.

Lot bociani

Używane często określenie, że bocian to żywy szybowiec jest, moim zdaniem, krzywdzące dla tego ptaka. Sugerować by ono mogło, że szybowiec jest czymś doskonałym, na czym wzorować się winny ptaki. A jest przecież odwrotnie. To człowiek nieudolnie skopiował ptaka i osiągów szybowca nawet nie można porównać ze wspaniałym lotem bocianim na dystansach wielu tysięcy kilometrów.

Bocian potrafi latać aktywnie, miarowo uderzając skrzydłami 120-130 razy na minutę lub 1,75 razy na sekundę. Lot taki pozwala na pokonywanie kilkukilometrowych dystansów, zwłaszcza nisko nad ziemią. Jednak na dłuższych odcinkach wykorzystywany jest głównie lot szybowcowy. Ptak wznosi się w powietrze, szeroko rozkłada skrzydła i wykorzystując najlżejsze prądy ciepłego powietrza szybuje w powietrzu. W ciągu kilku minut kołując w tzw. kominach termicznych potrafi osiągnąć granicę widzialności. Lecące grupy ptaków przemieszczają się na wysokości wielu setek metrów nad ziemią i są niewidoczne, a normalny pułap wynosi 1000-2500 m. Lądując ptak początkowo wygina łukowato skrzydła, wysuwa nogi i unosi nieco głowę i w takiej pozycji kręcąc wspaniałe ewolucje w ciągu kilkunastu sekund potrafi z ogromnej wysokości znaleźć się tuż nad gniazdem, czy żerowiskiem. Przed samym lądowaniem kilka energicznych uderzeń skrzydłami powoduje ostateczne wytracenie prędkości i ptak spokojnie siada w upatrzonym miejscu.
Lot szybowcowy wymaga znajdowania kominów ogrzanego, wznoszącego się do góry powietrza. Sprzyja temu wędrowanie stadne. Takie luźne stada liczą zazwyczaj ok. 500 ptaków, lecą frontem kilkuset metrów i kiedy któryś z nich trafi na komin inne szybko dołączają do niego i kołując nabierają wysokości. Tak więc ptaki wędrują od jednego komina do drugiego, a trasa przelotu jest dość ściśle powiązana z warunkami krajobrazowymi. Dobre warunki występują na obszarach łatwo się nagrzewających, jak: góry, pustynie, obszary stepowe. Trudne warunki panują natomiast nad wodami, w tym także morzem Śródziemnym, które ptaki omijają od strony wschodniej lub zachodniej. Co prawda jest sporo obserwacji z wielu wysp morza Śródziemnego, ale są to wyjątki potwierdzające regułę i w praktyce nawet przelot przez 14 kilometrową Cieśninę Gibraltarską stwarza pewne problemy. Szczególnie pasma górskie i wzniesienia pozwalają na kontynuowanie podróży i dlatego ważny szlak przelotu bocianów w Polsce wiedzie wzdłuż Sudetów i Karpat. W okresie wędrówki przez Europę ptaki pokonują przeciętnie 150-200 km dziennie, z prędkością ok. 45 km/godzinę, ale zdarzają się przeloty na dwukrotnie dłuższych dystansach. W gorącej Afryce, gdzie prądy powietrzne sprzyjają jeszcze większym osiągom.

Gdy powietrze się oziębi, co zdarza się wieczorem lub przy załamaniu pogody bociany zmuszone są do lądowania, niekiedy w przypadkowych miejscach.

Obserwacja bocianów w powietrzu wskazuje, że przestworza są naturalnym środowiskiem tego ptaka, gdzie czuje się on bezpiecznie. Dlatego też ptak ten na miejsca spoczynku wybiera takie miejsca jak: narożniki dachów, wysokie drzewa, kominy lub słupy linii energetycznych. W naszym mniemaniu nie są to najwygodniejsze „łóżka”, tym bardziej gdy stoi się na jednej nodze, ale w razie jakiegokolwiek zagrożenia wystarczy rozłożyć skrzydła, rzucić się do przodu i znaleźć się poza zasięgiem niebezpieczeństwa.

(tekst: Lot bociani – Bocianopedia, Z. Jakubiec)

Charyzmat apostolski RRN. Konf. 27.10.2015

Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego

Zacisze 27.10.2015

W pierwszych słowach ks. Andrzej podziękował za modlitwę w intencji kapłanów odbywających rekolekcje kapłańskie w Fatimie w Portugalii w dniach 19 – 23 października 2015. W rekolekcjach uczestniczyło 22 księży z RRN z wielu krajów, w tym: z Brazylii, Portugalii, Anglii, Hiszpanii, USA, Białorusi, i Polski. Rekolekcje prowadził ks. biskup Andrzej Siemieniewski. Słowa ks. biskupa były ważne i cenne dla uczestników rekolekcji, ogniskowały się wokół słów św. Pawła z 1 Listu do Tymoteusza (1Tm 4, 14) , by odnowić w sobie charyzmat, dany przez nałożenie rąk przez kolegium  prezbiterów (chodzi tu o charyzmat związany z sakramentem kapłaństwa). Więcej na ten temat można przeczytać w książce ks. bp A. Siemieniewskiego „Charyzmat Tymoteusza”. (Link poniżej)

Główna myśl dzisiejszej konferencji koncentruje się wokół pytania, jakie zadał jeden z brazylijskich biskupów, czy Ruch Rodzin Nazaretańskich jest ruchem maryjnym czy rodzinnym? Pytanie to, biskup postawił sobie po przeczytaniu materiałów Ruchu udostępnionych mu przez jedną z brazylijskich animatorek RRN. Po tej lekturze uznał, że RRN jest ruchem apostolstwa na rzecz pogłębienia życia duchowego.

To pytanie pozwala zobaczyć, co jest istotą Ruchu Rodzin Nazaretańskich i co jest ważne, by nasz Ruch się rozwijał oraz, jaki jest zamysł Boży wobec naszej wspólnoty i w jakim kierunku chce działać Bóg. Rozważenie tych pytań pomoże nam lepiej uczestniczyć w realizowaniu dzieła Bożego.

Ks. bp Siemieniewski przy każdej okazji zachęca nas,byśmy podejmowali działania apostolskie i w ten sposób przyczyniali się do rozwoju duchowości Ruchu. Z naszej strony do tego jest potrzebna pewna postawa wewnętrzna, a przede wszystkim właściwe spojrzenie na drugiego człowieka. Ks. biskup odwołał się do przykładu Ananiasza z Dziejów Apostolskich (Dz 9, 10 – 19). Ananiasz przynaglany przez Ducha Świętego miał udać się do miejsca, gdzie przebywał Szaweł. Od Ananiasza Bóg wymagał, by uwierzył, że Jezus umiłował Szawła i wybrał go, aby zaniósł Dobrą Nowiną poganom. Bóg angażując Ananiasza pokazał mu, jak patrzy na Szawła. W zamiarach Boga Szaweł będzie większym apostołem niż Ananiasz.

Podany przykład jest dla nas wskazówką, jak mamy patrzeć na innych. Znajdujemy się w czasie wielkiego migracji ludzi z Południa do Europy. Na imigrantów powinniśmy patrzeć nie jak na wrogów Kościoła, którzy chcą Go zniszczyć, ale jak na przyszłych heroicznych świętych, wyznawców Chrystusa. Oni w swoich muzułmańskich krajach nie mają możliwości poznać Jezusa. Za porzucenie islamu czy nawet posiadanie Bibli grozi im śmierć. W Niemczech i we Francji działają organizacje pomagające muzułmanom, by weszli do wspólnoty Kościoła. Stowarzyszenia prowadzą katechezy, przygotowują do chrztu i innych sakramentów. W krajach chrześcijańskich pewna liczba muzułmanów przyjmuje chrzest i stanowią liczną grupę wiernych w niektórych miejscowych kościołach.

Warunkiem postawy apostolskiej jest dar specyficznego spojrzenia na drugiego człowieka jako na przyszłego świętego, który może być bardziej oddany Bogu niż my. Mamy niekiedy skłonność do osądzania innego człowieka, jako mniej duchowego, z płytką wiarą, niekonsekwentnego w wierze, o młodych myślimy, że nie chodzą do kościoła, więc nie wierzą. Możemy sobie zrobić rachunek sumienia i policzyć, ile w ciągu dnia wydaliśmy sądów o bliźnich słowem lub w myślach. Taka postawa czyni nas niezdolnymi do misji apostolskiej Kościoła. Potrzebny jest z naszej strony akt wiary oraz miłości do Kościoła i do drugiego człowieka. Tak jak Ananiasz, który pomimo swoich wcześniejszych oporów, spojrzał na Szawła, jako na przyszłego wyznawcę Chrystusa, bardziej gorliwego od siebie, tak samo i w nas powinna zrodzić się taka gotowość, by na innych patrzeć jako na tych, co w przyszłości będą bardziej wierni Bogu i Kościołowi niż my. Nie oceniajmy innych, że są zamknięci na Boga, na duchowość, czy na Ruch. Nie tyle chodzi o to, by namawiać do Ruchu, ale by patrzeć na nich, jako na tych, co są wybrani przez Boga, by wchodzili w duchowość, może głębiej niż my.

Podjęcie wezwania ks. biskupa Andrzeja Siemieniewskiego do ewangelizacji wymaga otwartej postawy apostolskiej, czyli odwagi i chęci dzielenia się wiarą oraz nadziei, że osoba, której przekazujemy Dobrą Nowinę jest wybrana przez Boga do prowadzenia życia duchowego.

Link do książki ks. biskupa Andrzeja Siemieniewskiego: „Charyzmat Tymoteusza”.

http://digital.fides.org.pl/Content/1690/Charyzmat_Tymoteusza.pdf