mozaika ZAPRASZAMY

do kościoła Świętej Rodziny w Warszawie ul. Rozwadowska 9/11

29 kwietnia 2025 (wtorek)

19.00 Msza święta
20.00 konferencja

Dyżur liturgiczny pełni grupa parafii św. ojca Pio z Grochowa

Ze względu na Miłość odrzucić miraże szczęścia. Konf. 23.11.2021

Konferencja ks. Adama Kurowskiego

Zacisze, 23 listopada 2021

Biblia w obrazach bezpłatnie :: Dawid i Goliat :: Dawid walczy z  filistyńskim olbrzymem (1 Samuela 16-17)

Bóg wzywa nas, abyśmy podejmowali trud odrzucania fałszywych wyobrażeń szczęścia i kwestionowali swoje przyzwyczajenia. Podkreślone to zostało w dzisiejszej Ewangelii, w której Pan Jezus mówi o świątyni jerozolimskiej: „z tego na co patrzycie nie zostanie kamień na kamieniu” Łk 21,5. Nie chodzi tylko, co się później stało ze świątynią, ale o to, jak zostały pogrzebane wyobrażenia Izraelitów o mesjańskim królestwie, co się stało z Panem Jezusem, z Cesarstwem Rzymskim, które się rozpadło w późniejszych latach.

W historii Izraela było zapamiętanych wiele wydarzeń, które opisują upadek ludzi uchodzący za wielkich, ale i wielkich narodów, a nawet samego Izraela. Przykładem jest Goliat, pewien zwycięstwa, który został śmiertelnie ugodzony kamieniem z procy chłopca Dawida. Upadek króla Saula, którego wybór na ten urząd był wymuszony na Bogu przez Izraelitów.

W czasie dzielenia w grupach nie będzie trudno nam przypomnieć swoje liczne rozczarowania, które przeżyliśmy w naszym życiu, gdy poszukiwaliśmy miraży szczęścia. Widzieliśmy jak to, co było dla nas ważne i koniecznie potrzebne okazywało się niewiele albo nic nie znaczące. Dlatego ważne jest byśmy potrafili zakwestionować wielkość tego, co wydaje się niezbędne, bez czego nie potrafimy żyć, a co po pewnym czasie okazuje się mirażem szczęścia. Tu potrzebny jest nasz wysiłek, ale i zgoda na to, przez co Bóg będzie nas przeprowadzał.

Miraże kuszą, wpływają na nasze myślenie, wyobrażenia, emocje. Niekiedy sami te miraże tworzymy i przyjmujemy i dążymy by je jak najszybciej zrealizować. Na tej naszej słabości bazuje siła reklamy, bo łatwo nam jest wmówić, że czegoś bardzo potrzebujemy, choć naprawdę nie jest konieczny produkt.

Bóg widzi z jaką łatwością przyjmujemy złudę miraży, a z drugiej strony z jakim trudem borykamy się, by pokusę od siebie odsunąć. Widzi z jaką łatwością się zapalamy, by zrealizować marzenia, które nie są dla nas dobre, a nawet mogą przynieść szkodę. Bóg widzi także, jak smucimy się, gdy nie możemy je zrealizować. Warto jest sobie uzasadnić, że to co jest powodem do szczęścia, z drugiej strony jest często powodem do zawiedzenia. Czasami dobrze jest, kiedy nie stać nas na pewne rzeczy.

Wyobraźmy sobie dużą szafę, w której sporą część zajmują ubrania na nas za małe, następną część staromodne, kolejną zbyt drogie, by je wyrzucić, dalej ubrania zbyt zużyte, by je nosić, ale mogą się przydać, i tylko kilka ubrań, w których naprawdę używamy. Nie ruszymy zbędnych rzeczy, bo wszystkie wydają się potrzebne. Konieczne są takie wydarzenia, by coś się nie udało, albo nie będziemy czegoś mieli, abyśmy mogli odrywać się od tego, co jest zbędne, co zajmuje zbyt dużo czasu, zaangażowania, nerwów. Bolejemy nad tym, że je tracimy, ale przecież nie od tego zależy nasze życie.

W dniu dzisiejszym (23.11.2021) odbył się pogrzeb Roberta Białka. Możemy patrzeć na to wydarzenie ze smutkiem, bo przecież był jeszcze młody, miał dopiero 51 lat. Na jego pogrzebie jego żona powiedziała, że w tym roku świętowali 25-lecie małżeństwa i dziękuje Bogu, że mogła poznać Roberta, przeżyć z nim połowę jego życia i patrzeć, jak zmieniał się jego sposób patrzenia na to, co miał w życiu. Zmiana nie wiązała się ze smutkiem i narzekaniem. Za to dokonywały się w nim przewartościowania, kiedy coś się nie udawało. Robert miał sportowe pasje, np.: narty. Kontuzja oderwała go od tej przyjemności.

W ciągu ostatnich dwóch lat Robert zmagał się z problemami zdrowotnymi, ale był pogodzony z traceniem powodów do szczęścia. Nie narzekał, nie marudził i był niepoprawnym optymistą. Przez ostatnie dni cierpienia był świadomy, przytomny i nie zagubiony w tym, co się z nim działo. Był świadectwem otwierania się na prawdziwe szczęście. Bardzo osobiście i wewnętrznie przeżywał sprawy duchowe, które są nam dane. Robert mówił kazanie przez swoje życie i sposób przeżywania cierpienia i przyjmowania Bożej łaski i Bożej woli. Bóg go otwierał skutecznie. Był pogodzony, miał jasny umysł. Wiedział, jak ma przeżywać ostatnie chwile. To pokazywało, że Bóg skutecznie otwierał go na prawdziwe życie. Jego świadectwo wiary i sposób przeżywania cierpienia na pewno wyda owoce wśród jego najbliższych, przyjaciół z Ruchu, z pracy, sąsiadów. Wszyscy byliśmy pod wrażeniem wspólnoty, jaka została nawiązana w czasie pogrzebu wśród większości nie znających się wcześniej osób.

Rzeczywistość duchowa jest niewidzialna, ale „prześwituje” w naszym życiu i zachęca, byśmy bez lęku otwierali się na prawdziwe szczęście.

Podążać za Chrystusem drogą ofiarowania siebie. Konf. 9.11.2021

Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego

Zacisze 9 listopada 2021

Archiwum | Miłosierdzie - św. Faustyna - Dzienniczek - Koronka - obraz  Jezu, ufam Tobie - Sanktuarium - online

Temat dzisiejszej konferencji wpisuje się w logikę Pana Boga, który posłał swojego Syna, aby dokonał dzieło zbawienia i tym samym umożliwił każdemu człowiekowi dojście do zjednoczenia z Bogiem, poprzez przyjęcie pojednania i miłości Pana Boga.

W Bożym obdarowaniu odkrywamy jakby etapy, kroki, czyli różnorodną intensywność udzielania się Boga człowiekowi. Ta intensywność zależy od Bożych łask, ale też od od zdolności człowieka przyjmującego Boże obdarowanie i łaski. Logika obdarowania łaskami pokazuje drogę Syna Bożego, który prowadzi do Ojca.

Św. Paweł w Liście do Filipian tak określa Syna Bożego: On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM - ku chwale Boga Ojca. (Flp 2, 6-11)

Droga, którą Bóg Ojciec wybrał dla Syna została przez Niego podjęta. A stając się człowiekiem szedł drogą uniżenia, pokory i posłuszeństwa, aż do samego końca, czyli do śmierci krzyżowej. Na takiej drodze realizowane są Boże obietnice w naszym życiu. Czasem potrzeba lat, byśmy zaczęli z wiarą i pokorą posuwać się tą drogą. Czasami Bóg poprzez swoją interwencję przyspiesza wejście człowieka na drogę uniżenia, pokory i posłuszeństwa.

Aby przyjąć w pełni Bożą miłość należy oddać, ofiarować Bogu wszystko. W czytaniach z ostatniej niedzieli usłyszeliśmy Ewangelię wg św. Marka 12, 38-44, w której Jezus wezwał uczniów, aby przyjrzeli się, co uczyniła uboga wdowa. Wielu bogatych dawało wiele do skarbony świątynnej, a ona dała skromną ofiarę, zaledwie dwa pieniążki, ale było to wszystko, co miała na swoje utrzymanie. W oczach obserwatorów nie stanowiła ta suma żadnej wartości. Ale jeśli było to wszystko, co mogła dać, to jej ofiara była największą ze wszystkich dotychczas złożonych. Jezus zwracając uwagę na czyn kobiety, pokazał jej ogromną mądrość. Mądrość ewangelicznej ubogiej wdowy przypomina mądrość innej ubogiej wdowy z Sarepty Sydońskiej żyjącej wiele wieków wcześniej, wtedy na skutek długotrwałej suszy ludność cierpiała głód. Ta kobieta mając ostatnią porcję mąki i oliwy zamiast nakarmić siebie i swojego syna, najpierw przygotowała posiłek dla Eliasza. Za swoją ofiarność otrzymała obietnicę, że od tej pory mąka i oliwa w jej domu nie wyczerpią się i nie umrze z głodu, ani ona, ani jej syn.

W takiej perspektywie ewangeliczna uboga wdowa, która zadziwiła samego Jezusa swoją wiarą i ufnością, swoją postawą przyznała, że jej życie jest w rękach Boga i zależy całkowicie od Niego. Mądrość jej polegała na odkryciu, że aby posiąść pełnię, trzeba ofiarować wszystko. Bogu należy ofiarować wszystko, co jest cenne w naszych oczach. Jeśli złożymy to Bogu, to On otwiera dla nas drzwi do większych łask, którymi będzie obdarowywał nas w życiu.

 

On ma wzrastać, a ja mam maleć. Konf. 26.11.2021

Konferencja ks. Emila Adlera

Zacisze, 26 listopada 2021

adwent – z serca dla Serca

Tytuł dzisiejszej konferencji „On ma wzrastać, a ja mam maleć” jest parafrazą odpowiedzi jaką udzielił św. Jan Chrzciciel swoim uczniom, którzy byli zaniepokojeni wzrostem popularności nowego Nauczyciela. Ludzie przechodzili od Jana do Jezusa. Nawet dotychczasowi uczniowie św. Jana opuszczali go i stawali się uczniami Jezusa. Ubywająca liczba zwolenników św. Jana była powodem ich zmartwienia. Cała ta sytuacja sprawiała wrażenie, jakby św. Jan przegrywał. 

„Powstał spór między uczniami Jana, a pewnym Żydem w sprawie oczyszczenia. Przyszli więc do Jana i powiedzieli do niego: «Nauczycielu, oto Ten, który był z tobą po drugiej stronie Jordanu i o którym ty wydałeś świadectwo, teraz udziela chrztu i wszyscy idą do Niego». Na to Jan odrzekł: «Człowiek nie może otrzymać niczego, co by mu nie było dane z nieba. Wy sami jesteście mi świadkami, że powiedziałem: Ja nie jestem Mesjaszem, ale zostałem przed Nim posłany. Ten, kto ma oblubienicę, jest oblubieńcem; a przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu. Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał.” J 3, 25-30

Św. Jan w powyższym dialogu nie określa Pana Jezusa, jako swojego rywala, ale wprost przeciwnie, jako przyjaciela. Mówi o Nim jako o oblubieńcu, którego jest przyjacielem, a nie rywalem. Przyjaciel przeżywa radość widząc powodzenie i sukces oblubieńca. Z tego powodu św. Jan chce się umniejszać, aby On, jego Przyjaciel wzrastał.

Przez całe życie uczymy się tracić. Tracimy zdrowie, zęby, włosy. Tracimy znajomych, członków naszych rodzin, przyjaciół, przecież wielu z nich już nie żyje. Życie to sztuka tracenia.

Dwaj uczniowie Jezusa, Jakub i Jan zwrócili się do Jezusa z niespodziewaną prośbą: „Nauczycielu, chcemy, żebyś uczynił nam to, o co cię poprosimy!” (Mk 10, 35) To nie zbyt dobra postawa pełna pretensji, wypowiedziana chwilę po tym, jak Jezus zapowiedział swoją mękę i śmierć oraz, że zmartwychwstanie. W tym momencie oni proszą o pierwsze miejsca dla siebie. Pozostali uczniowie zaczęli się oburzać, bo oni też chcieli być pierwszymi, a tu Jakub i Jan ich ubiegli. Ich prośba była o tyle niestosowna, że Jezus wcześniej ujawnił, że wybrał ostatnie miejsce.

Tu można przypomnieć przypowieść o szczęśliwych sługach, którzy czekając na powrót swego pana, wytrwali w czuwaniu. Pan okazał swoją wdzięczność czujnym sługom, nakrywając dla nich stoły i usługując im. Jezus chce dać świadectwo wielkiej miłości Boga Ojca.

W Księgach Machabejskich opisany jest czas, kiedy Izrael znalazł się pod greckimi wpływami. Zaczęły panować greckie prawo i zwyczaje wypierające kulturę, tradycję i religię izraelską. Tych, którzy nie chcieli się podporządkować się nowym zarządzeniom czekały prześladowania. W prawie izraelskim zakazane jest spożywanie mięsa wieprzowego. Grecy nakazywali Izraelitom złamać Boży nakaz w tym zakresie. Byli tacy, co się nowym zarządzeniom nie podporządkowali. Kto nie chciał się złamać musiał liczyć się z surowymi konsekwencjami. Pochwycono matkę i jej siedmiu synów, którzy odmawiali spożycia tego rodzaju mięsa. Pomimo tortur zadawanym chłopcom na oczach matki, żaden nie uległ. Woleli umrzeć w cierpieniach niż przekroczyć przykazania. Matka zachęcała synów do wytrwania w wierności tradycji. W konsekwencji wszyscy ponieśli zginęli w męczarniach, szczęśliwi, że nie wyparli się Boga i Jego przykazań.

Pierwsza pielgrzymka św. Jana Pawła II do Polski wywołała wielkie poruszenie. Na jednym ze spotkań z Papieżem ludzie spontanicznie zaczęli śpiewać „My chcemy Boga” i przez blisko 15 minut Papież nic nie mógł powiedzieć. Słuchał pieśni śpiewanej przez ludzi, którzy przez kilka ostatnich dziesięcioleci nie mogli publicznie wyrażać swojej wiary, ani mówić o Bogu.

Słowa synów Zebedeusza: „Uczyń wszystko, o co Cię prosimy!” – nie jest dobrą modlitwą. Lepiej modlić się słowami Samuela: „Mów Panie, sługa Twój słucha”. (1 Sm 3,9) W raju Bóg szukał pierwszego człowieka, wołając: „Gdzie jesteś?” (Rdz 3,9) On nie odpowiedział „Mów Panie, bo sługa Twój słucha”, ponieważ zamiarem Adama było być, jak Bóg. Na wezwanie Boga najlepiej i najpełniej odpowiedziała Maryja mówiąc: „Oto ja Służebnica Pańska. Niech mi się stanie według słowa Twego”. (Łk 1, 38) Niech mi się stanie w życiu, jak chcesz.

Walka toczy się o to, kto jest stawiany na pierwszym miejscu. Mam mieć postawę syna, sługi: Mów Panie, bo Cię słucham. Chcę byś Ty wzrastał, a ja się umniejszał.

Tory zaufania i wiary prowadzące do Boga. Konf. 12.10.2021

Konferencja ks. Andrzeja Kopczyńskiego

Zacisze, 12 października 2021

W życiu duchowym może pojawić się pokusa, by uciec w ludzki sposób myślenia, oprzeć się na wcześniej sprawdzonych doświadczeniach. Dopiero życie nawróceniem ustawia nas na nowo na torach zaufania i wiary.

Po takich torach, ufności i zawierzenia wędrowała Maryja, Oblubienica Ducha Świętego. Jej mądrość polegała na tym, że nie wchodziła w kanały ludzkiej kalkulacji. Była wierna drodze, na którą radykalnie wkroczyła w momencie zwiastowania. Wtedy nastąpiło w Niej zjednoczenie z Synem Bożym, ale też z wolą Bożą. Odtąd żyje w oblubieńczej relacji do Syna, do Ducha Świętego i do woli Bożej. Jej misja podjęta na Golgocie jeszcze się nie skończyła. Trwa nadal, bo „zwycięstwo, jeśli przyjdzie, to przyjdzie przez Maryję”.

Czy wpiąłeś się w te tory prowadzące do Boga? A może je odrzuciłeś? Nawrócenie sprawia, że człowiek wraca do Boga upokorzony, doświadczony niepowodzeniami i skruszony przyznaje: „znowu zszedłem z drogi prowadzącej do Boga”. Te odejścia czasem są nawet potrzebne, byśmy z determinacją powrócili na Bożą drogę. Narzędziem, który nas wpina w tory jest ufność i zaufanie.

Niedawno przeżywaliśmy beatyfikację ks. Stefana kardynała Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia. W 1953 roku został internowany i przywieziony nocą do Stoczka Klasztornego. Nawet nie poinformowano go, gdzie się znajduje. W takich okolicznościach przeżywał trudne chwile. Tam trafiła do jego rąk książeczka - „Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny” autorstwa Ludwika Marii Grignion de Montfort. Pod wpływem tej lektury złożył osobisty akt oddania się Maryi, który później zaowocował przygotowaniem tekstu Ślubów Jasnogórskich. Prymas oddał się Maryi w sposób radykalny, chciał być Jej niewolnikiem. W Stoczku nastąpiło wejście Prymasa na tory Bożej woli.

Później ksiądz Prymas już będąc na wolności odwiedził klasztor w Stoczku. Wtedy odkrył, że jego cela sąsiadowała z kaplicą klasztorną, w której wisiał obraz Matki Bożej Królowej Pokoju. Jego łóżko stało przy ścianie, a po jej drugiej stronie wisiał cudowny obraz. Ksiądz Prymas zrozumiał, że w najtrudniejszych chwilach swojego życia znajdował się tak blisko Matki Bożej, jakby na Jej plecach.

Podobnie, jak błogosławiony Prymas wraz z Maryją, odważnie idźmy drogą zawierzenia i ufności prowadzącą nas do Boga.

 
Na zdjęciu powyżej widzimy obraz Matki Bożej Królowej Pokoju ze Stoczka Klasztornego, 
Obraz Salus Populi Romani z rzymskiej Bazyliki Matki Bożej Większej do świątyni w Stoczku sprowadził biskup Mikołaj Szyszkowski. Wizerunek stał się sławny w świecie chrześcijańskim od czasów zwycięstwa wojsk chrześcijańskich nad tureckimi w bitwie pod Lepanto w 1571 roku.
W dniu, gdy w Rzymie odbywała się procesja ulicami miasta z obrazem i odmawiano modlitwę różańcową, flota chrześcijańska odniosła zwycięstwo, przypisane wstawiennictwu Matki Bożej, czczonej, od tego czasu jako Matka Boża Zwycięska albo Różańcowa.
Obraz stoczkowski jest kopią rzymskiego oryginału. Został namalowany przez nieznanego artystę na płótnie, wysokość obrazu wynosi 2,30m, a szerokość 1,60 m. Na obrazie przedstawiona jest frontalnie postać Maryi. Obie postacie mają większą niż naturalna wielkość. Oblicze Matki Bożej jest pełne godności i dobroci, a Dzieciątko w lewej swej ręce trzyma księgę, zaś prawą wznosi do błogosławieństwa. W tle obrazu widzimy chmury, z których u stóp Maryi wynurza się księżyc. Obraz najprawdopodobniej został przywieziony z Rzymu około 1640 roku. W 1670 r. przyozdobiono dwiema koronami, a w 1687 r. obraz udekorowano srebrną sukienką ze złotymi kwiatami. Przed jego konsekracją dodano berło w 1700 roku. Koronacji obrazu dokonał Jan Paweł II na wałach Jasnej Góry dnia 19 czerwca 1983 roku.