mozaika ZAPRASZAMY

do kościoła Świętej Rodziny w Warszawie ul. Rozwadowska 9/11

29 kwietnia 2025 (wtorek)

19.00 Msza święta
20.00 konferencja

Dyżur liturgiczny pełni grupa parafii św. ojca Pio z Grochowa

Rekolekcje wielkopostne 2022

Ks. Robert Wyszomirski

Homilia 4 kwietnia 2022

Dzisiejsze I czytanie o uratowaniu Zuzanny, niesłusznie oskarżonej o cudzołóstwo poucza nas, że Bóg przychodzi z pomocą i ratuje tych, co są Mu wierni. Stary Testament zawiera wiele przykładów osób, które zachowywały Prawo, zawierzały się Bogu, a On ich chronił i wspomagał.

Wychowani na tej samej Świętej Księdze faryzeusze i uczeni w Piśmie przyprowadzili do Jezusa kobietę oskarżoną o cudzołóstwo wystawiając Go na próbę, czyli jak pogodzi wierność przepisom Prawa z miłością do człowieka. Jezus pochylił się nad tą kobietą, jakby była najcenniejszym skarbem. Nie chciał jej zniszczyć potępieniem. Do faryzeuszy powiedział: „Nie znacie Mnie, ani mojego Ojca”. (J 8, 19) Nie wiedzieli kim jest Ojciec, którego istotą jest miłość do wszystkich ludzi, w tym także miłość do jawnogrzesznicy i miłość do faryzeuszy. Jezus pochylając się pisze palcem na ziemi imiona oskarżycieli którzy wtedy zrozumieli, że bez Boga są nicością. Jezus zwrócił się do kobiety, uzdrowił ją, podniósł i powiedział: „Idź, a od tej chwili już nie grzesz”. (J 8, 11) Wtedy kobieta stała się uczennicą Jezusa, bo zobaczyła w Jezusie oblicze Boga, którego wcześniej nie znała. Postępowanie Jezusa jest pełne miłości bliźniego, czego nie można było zauważyć w postępowaniu faryzeuszy.

W podobnej sytuacji znalazł się św. Józef, który jednocześnie chciał zachować Prawo i miłość do Maryi. Św. Józef był bezradny, bo kochał Maryję i szanował Prawo. Nie wiedział, co ma wybrać. Miłość do Matki Bożej go ratuje, choć wprowadza w ciemności. W tej pustce ogołocenia przychodzi ratunek. We śnie słyszy głos anioła: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki”. (Mt 1, 20) Światło przychodzi w nieoczekiwany sposób. Tym Światłem jest Bóg, który rozświetla ciemności i rozterki Józefa. Powinniśmy stawać się bardziej pokorni, aby przyjmować takie łaski.

Konferencja 4 kwietnia 2022

Bł. ks. Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski został aresztowany jesienią 1953 roku. W miejscach odosobnienia prowadził dziennik, opatrzony tytułem: „Pro memoria”. Dziennik dokumentuje jego trzyletni pobyt w niewoli. Obok kroniki życia codziennego znajduje się w nim notatnik duchowy, listy oraz jego osobiste refleksje. Z tych zwięzłych notatek możemy wyciągnąć wiele praktycznych wskazówek, które mogą się okazać dla nas pomocne w różnorodnych trudnościach. Kardynał w więziennych warunkach nie uległ zniechęceniu czy zwątpieniu. Pomimo obiektywnych trudności kształtował swoje życie duchowe. Uznał, że to jest jego miejsce, w którym odnalazł Bożą miłość i radość.

Analiza zapisków księdza kardynała uczy nas, jak zachować się kiedy obecnie przeżywamy swoje trudne chwile, takie jak ostatnio doświadczana pandemia, kiedy byliśmy przygnieceni informacjami o zagrożeniach, o zachorowaniu bliskich osób, a może nawet ich śmiercią. Teraz przeżywamy wojnę na Ukrainie. Zastanawiamy się jak odkryć Bożą miłość w tych wydarzeniach, które obecnie doświadczamy. Tego możemy uczyć się od ks. Stefana Wyszyńskiego. On wszystko odnosił do Boga, a dany mu czas uznawał za dobry dla siebie.

Aresztowanie

Dnia 25 września 1953 roku ks. Prymasa zostaje aresztowany i przewieziony do miejsca odosobnienia. Tego dnia w Kościele obchodzono uroczystość bł. Władysława z Gielniowa, patrona Warszawy, więc Prymas przeżywał trudne wydarzenie w łączności z błogosławionym. Ten skromny zakonnik nie był zbytnio znany, nie miał pociągającego życiorysu, ale była w nim prawda i to było dla Prymasa pocieszające. To jest światło. To jest środek ubogi. To jest dla nas nauka, że Bóg daje światło, żeby dostrzec Jego miłość i troskę w trudnych okolicznościach. Kardynał odnosił poszczególne dni w roku do świąt i uroczystości kościelnych, odczytując je jako czas opieki Bożej.

Wieczorem samochodami przyjechało kilkunastu funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Aresztowany nie wie, co go czeka, czy będzie torturowany, czy będą na nim wymuszać podpisanie kompromitujących dokumentów, czy będą zmuszać do współpracy i szpiegowania, albo zabiją. Prymas nie zagubił się w tej sytuacji. W chwili aresztowania nikt z najbliższych współpracowników nie protestował, ani go nie bronił, oprócz psa – Bacy, który ugryzł jednego z milicjantów. W tej sytuacji Prymas okazał chrześcijańską wrażliwość. Opatrzył zranioną rękę swojego prześladowcy. To wydarzenia przypomina moment aresztowania Pana Jezusa w Ogrodzie Oliwnym, kiedy Piotr mieczem uciął ucho jednego ze strażników, wtedy Jezus uzdrowił zranionego. Aresztowanie nie zmieniło w ks. Kardynale nastawienia do bliźniego. Nie odczuwał satysfakcji z powodu krzywdy winowajcy. Nie miał żalu do niego i nie życzył mu źle. Czym ja żyję? Jakie są moje myśli, kiedy doznaję krzywdy od bliźniego? Kardynał nie ulegał też fałszywej pokorze, nie lubował się w porażkach. Nie zgadzał się na swoje uwięzienie, nie poszedł dobrowolnie, ale dopiero wtedy, kiedy użyto wobec niego siły.

Funkcjonariusze informują, że Prymas ma się spakować. Nie jest zapobiegliwy, zabiera ze sobą brewiarz i różaniec. Źródłem jego umocnienia jest spokojne spojrzenie na tabernakulum i na obraz Matki Bożej Jasnogórskiej. To są znaki obecności Bożej, by nie ulec przerażeniu, zastraszeniu i lękowi. Prymas oparł się na środkach ubogich. Wyprowadzają go w nocy. Podobne jak aresztowanego Jezusa wyprowadzano w nocy.

Pierwsza noc w klasztorze kapucyńskim w Rywałdzie

Ks. Prymas Wyszyński zostaje zawieziony do Rywałdu Królewskiego. W pokoju więziennym przykuwa jego uwagę obraz Matki Bożej, pod którym znajduje się napis „Matko Boska Rywałdzka, pociesz strapionych”. To wywołało jego radość.

Czego się lękał ks. Prymas? W czasie wojny siedemnastu jego kolegów z Seminarium zostało wywiezionych do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Dachau. Część z nich nie przeżyła pobytu w obozie. Ci, którzy wrócili zginęli w więzieniach komunistycznych. Ks. Prymas jako jedyny z tej grupy przeżył i zastanawiał się dlaczego nie mógł cierpieć dla Jezusa tak, jak jego koledzy. W Rywałdzie czuł, że dzieje się coś, czego pragnął i dlatego nie może mieć pretensji do swoich prześladowców. Oni pomagają mu w przyjęciu cierpienia dla Jezusa. A funkcjonariusze byli tylko narzędziami w ręku Pana Boga. My też mamy do dyspozycji środki ubogie. Mamy Matkę Bożą, mamy znaki obecności Bożej, czyli Eucharystię, sakramenty.

Po traumatycznych wydarzeniach nocą, przed położeniem się spać Prymas robi rachunek sumienia. Nie ma pretensji do nikogo, nie narzeka, nie pyta siebie dlaczego tak się stało, tylko zastanawia się, czy jego postępowanie jest właściwe, jakim był zwierzchnikiem dla Kościoła, który był mu powierzony. Porządkował sprawy, którymi się zajmował. Robił sobie rachunek sumienia, a nie drugiemu człowiekowi. Chciał spojrzeć na wydarzenia, w których uczestniczył i dostrzegać działającą łaskę Bożą.

Homilia 5 kwietnia 2022

Dzisiejsze czytanie Ewangelii św. Jana prowadzi nas ponownie do świątyni jerozolimskiej. W czasie rozmowy Jezusa z faryzeuszami, zapowiedział On swoją dobrowolną śmierć, co adwersarze zrozumieli, jako zapowiedź samobójstwa. Dalej Jezus zapowiedział swoją chwałę powołując się na starotestamentalny znak węża miedzianego. Kto z ukąszonych przez jadowite węże spojrzał się na niego, został uratowany od pewnej śmierci. Opis rozmowy Jezusa z duchowymi przywódcami Izraela jest bardzo oszczędny i nie wiemy jakie łaski i emocje jej towarzyszyły. Doświadczenie takie trudno opisać, bo są to sprawy pozawerbalne, trafiające wprost do serca. To że dialog był duchowo owocny, świadczy uwaga autora natchnionego, że wiele osób uwierzyło w Jezusa.

Po II wojnie światowej franciszkanie badali okoliczności męczeństwa ojca Maksymiliana Kolbego. Współwięźniowie wspominali pamiętny apel, w czasie którego ojciec Kolbe wyszedł przed szereg i zwrócił się do niemieckiego oficera, że zgłasza się dobrowolnie na śmierć w bunkrze głodowym zamiast innego więźnia. Już samowolne wyjście z szeregu i odezwanie się bez polecenia było wcześniej karane śmiercią. Świadkowie mówili, że temu wydarzeniu towarzyszył pewien majestat. Niemcy, dotychczas panowie życia i śmierci, byli umniejszeni. To ojciec Kolbe decydował, a niemiecki oficer pozwolił na wymianę, choć wcześniej nie byłaby możliwa taka wymiana. To doświadczenie podniosło na duchu świadków. Ojciec Maksymilian zwyciężył. Zdecydował, kiedy chce oddać życie, a Niemcy nie mieli nic do powiedzenia. Taka była wola Boża. Taka była wola Niepokalanej. Ujawniła się moc miłości, która się ogałaca.

W czasie dialogu z faryzeuszami Jezus mówi o swojej bliskości z Ojcem. Mówi to, co usłyszał od Ojca i działa tak, jak widział działającego Ojca, ponieważ jest jednością z Bogiem. Przekonuje świadectwem swojej relacji z Ojcem. Zaprasza uczestników rozmowy do wejścia w relację z Ojcem. Wtedy wszyscy poznają, kim On jest. „Kiedy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja Jestem”. (J 8, 28), a wcześniej „Jeżeli nie uwierzycie, że Ja Jestem, pomrzecie w grzechach swoich”. (J 8, 24) Niewiara i niechęć wejścia w relację z Jezusem jest grzechem. Jezus jest blisko Ojca. Potrzeba uwierzyć, że to jest prawda. Jezusowi bardzo zależy na bliskości z człowiekiem. W relacji Jezusa z Ojcem kogoś brakuje, brakuje człowieka. Ale Bóg nie zmusza, nie grozi, nie zachęca doraźnymi korzyściami. Zależy Mu, aby ta relacja wypływała jedynie z czystej miłości do Jezusa. On, gdy wisiał na krzyżu nie pociągał niczym innym, tylko swoją relacją do Ojca, która daje życie.

Konferencja 5 kwietnia 2022

Kontynuujemy duchową podróż wraz z księdzem Prymasem Wyszyńskim wczytując się w jego więzienne wspomnienia z 1953 roku.

Rywałdzkie porządki

W Rywałdzie ks. Prymas w pierwszej kolejności stara się porządkować swoje sumienie. Pyta siebie: co zrobiłem, w czym zawiniłem, że tak się stało. Nie obwinia władzy, która doprowadziła do aresztowania i uwięzienia, ale analizuje i ocenia własne postępowanie.

Następnie rozgląda się po pokoju, w którym przebywa i zauważa nieład i kurz na podłodze. Przystępuje do porządkowania i sprzątania celi, z której wcześniej został wyrzucony zakonnik.

Zastanawia się, ile dotychczas wygłosił konferencji, homilii na temat Matki Bożej, od kiedy został biskupem, aż do chwili aresztowania. Obliczył, że było to około tysiąca wystąpień. Prymas był człowiekiem nastawionym na pracę, na kontakty z ludźmi, częste wyjazdy, ciągle był w ruchu. A teraz zamknięty, nie mógł kontynuować dawnej aktywności. Dlatego uznał za konieczne ustalenie programu dnia w więziennej rzeczywistości. Nie chce bezmyślnie tracić czasu, ani zbyt długo spać. Postanowił, że będzie wstawał o godz. 5.00, a kończył dzień o 22.00. Wyznaczył czas na modlitwę, pracę i rekreację. Jego praca to głównie czytanie książek i rozważania. Ten rytm porządkował jego życie, by nie dać się zwieść i nie marnować czasu. W sytuacji trudnej można ulec zachwianiom, a brak rytmu dnia pogłębia wytrącenie z codzienności.

Ks. Prymas czynił spostrzeżenia i zapisywał wskazówki odnoszące się do modlitwy: „Nie przejmuję się sobą. Na modlitwę w myślach zwołuję bliskich i zapraszam tych, za których się modlę, w tym za osoby, z których powodu znalazłem się w więzieniu”. Modli się również za tych, którzy z racji jego uwięzienia mogliby popaść w smutek. Osoby, które starają się zawierzyć Bogu, często tracą cierpliwość i popadają w lęk, jeśli nie otrzymują tego, o co proszą. Każda zwłoka wywołuje w nich niepokój. Dlatego Prymas modli się za nich, aby ich wiara nie uległa zachwianiu. Ks. Kardynał domyśla się, że jego sprawa potrwa długo. Trzeba czekać, nie tracić ducha męstwa i nie popaść w lęk. Łaska, o którą się prosi działa, choć nie jest od razu widoczna.

Ostatni dzień pobytu w Rywałdzie

Dnia 12 października 1953 roku, czyli po osiemnastu dniach od uwięzienia Ks. Prymas coraz wyraźniej widzi, że więzienie jest najwłaściwszym miejscem dla niego. Po modlitwie, zastanowieniu się i rachunku sumienia przyjmuje niewolę, jako dar od Boga. Nie wpada w pokusę skupiania się na sobie czy zastanawiania się: co z nim będzie, jak potoczy się jego sprawa? Kardynał uczy innego postrzegania swojej rzeczywistości. Myśli o innych, o Kościele, nie traci ducha, ani pokoju serca. Powraca myślą do Matki Bożej i do wydarzeń ze swojego życia, w których odczuwał obecność Maryi. Przypominał sobie swoją matkę, która zmarła, gdy miał osiem lat. Wspominał wyjazdy z nią do Wilna do Matki Bożej Ostrobramskiej. Wspominał pobyt w seminarium, święcenia kapłańskie, Laski i uświadomił sobie, że wszystkie najważniejsze wydarzenia z jego życia działy się w dniach poświęconych Matce Bożej. To stało się dla niego programem pracy. Wspominanie wydarzeń stało się ważne, bo wtedy działała Maryja. To było dla niego pociechą i umocnieniem.

Wyjazd do Stoczka Klasztornego

Następnego dnia wieczorem zostaje przeniesiony do nowego miejsca uwięzienia. Znowu wszystko dzieje się w tajemnicy. Funkcjonariusze każą się szybko spakować, nie mówią gdzie go wywożą, wszystko dzieje się pod osłoną nocy. Wtedy poczuł się, jak rzecz, ale bez lęku oddaje się pod opiekę Maryi i św. Józefa. Uznaje, że podróż w ciemnościach nadaje się do rozważań i do modlitwy.

Trafia w lepsze miejsce do Stoczka Klasztornego. Ma do dyspozycji większe pomieszczenie, dostęp do ogrodu i dwóch towarzyszy niedoli: siostrę Marię Graczyk ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi i księdza Stanisława Skorodeckiego. Widzi ich zalęknienie, więc pociesza ich: będziemy razem się modlić i pracować oraz czekać na zmiłowanie Pańskie. Wtedy ksiądz i siostra po raz pierwszy się uśmiechnęli. Zanim spotkali ks. Prymasa mieli za sobą długie pobyty w więzieniach i ich zrujnowana psychika była typowa dla więźniów: mówili cicho, skradali się chodząc i ciągle oglądali za siebie.

List do ojca

17 października 1953 roku ks. Prymas pisze list do swojego ojca i pociesza go, prosząc, aby nie tracił sił na smutek. Pisze: „Dzięki modlitwie Twój smutek zniknie. Ja jestem spokojny i ufny”. Chce by najbliżsi nie skarżyli się na nic, by najmniejsza skarga nie pojawiała się w ich myślach i słowach, by nie szemrali. Ludzie szemrzą przeciwko Bogu, że jest niedobry i przez to brakuje im wiary. Szemranie prowadzi do wyniszczenia, lęku i smutku. Tak szemrali Izraelici. To jest mocny dla nas przekaz, by nie szemrać, nie skarżyć się. Nawet najmniejsza skarga nie powinna powstać w myślach i słowach. Za to należy dopatrywać się śladów Bożej miłości. Ks. Prymas pisze: „Spokojna, ufna radość jest obecnie dominująca w moim życiu”.

Powyższe rozważania obejmują okres trzech tygodni z życia Prymasa poddanego wielkiej presji. W tym czasie pilnowało go około trzydziestu funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Były formułowane zarzuty, że ks. Stanisław i siostra Maria byli donosicielami na usługach Służby Bezpieczeństwa. To nie musi być prawda. Wspomnienia Kardynała dają dużo światła. Widoczne są ślady Bożej miłości w wydarzeniach więziennego życia. Każdy jego dzień był przeżywany w łączności z Bogiem. Ks. Prymas nie pisał swojego dziennika z wieloletnim dystansem. Pisał na bieżąco, przekazując to które przeżywał danego dnia. Może Bóg przez te więzienne zapiski chce nas przygotować na większe trudności i chce, byśmy nie tracili ducha.

Plan dnia ułożony przez bł. ks. Prymasa w więzieniu.

5.00 Wstanie.

5.45 Modlitwy poranne i rozmyślanie.

6.15 Msza święta księdza Stanisława.

7.00 Moja Msza święta.

8.15 Śniadanie i spacer.

9.00 Horce minores i cząstka różańca.

9.30 Prace osobiste.

13.00 Obiad i spacer (druga cząstka różańca).

15.00 Nieszpory i kompletorium.

15.30 Prace osobiste.

18.00 Matutinwn cum Laudibus.

19.00 Wieczerza.

20.00 Nabożeństwo różańcowe i modlitwy wieczorne.

20.45 Lektura prywatna.

22.00 Spoczynek.

Jak wynagradzać Sercu Maryi? Konf. 25.03.2022

Straż Honorowa Niepokalanego Serca Maryi

Przeżywamy niezwykle ważne wydarzenie, które, jak wierzymy, ma kluczowe znaczenie dla dziejów świata: Akt poświęcenia Kościoła, ludzkości, a więc każdego z nas, a zwłaszcza Rosji i Ukrainy Niepokalanemu Sercu Maryi. Dokona go papież Franciszek w łączności ze wszystkim biskupami.

Ponad 10 lat temu Benedykt XVI w wywiadzie udzielonym telwizji RAI Uno został zapytany, czy nosi w sercu zamiar, by na początku trzeciego tysiąclecia odnowić poświęcenie świata Matce Bożej. Wówczas, a było to dokładnie w Wielki Piątek 2011 r., tenże papież, który jeszcze jako kardynał na polecenie św. Jana Pawła II osobiście zapoznał się ze świadectwem s. Łucji, odpowiedział następująco:

Myślę, że akt wielki, publiczny, został uczyniony. Być może pewnego dnia będzie konieczne go powtórzyć. Ale dziś wydaje mi się ważniejsze to, aby nim żyć, uświadomić go sobie, wejść w to zawierzenie, aby stało się ono rzeczywiście nasze. (…) Obecnie jest ważne, aby zinterioryzować ten akt, dać się nim przeniknąć, urzeczywistnić go w sobie. (…) Chciałbym was zaprosić jeszcze bardziej, abyście weszli w to zawierzenie już uczynione, aby stało się ono rzeczywistością przez nas przeżywaną, każdego dnia.

Wszystko wskazuje na to, że ów szczególny dzień, o którym wspomniał Benedykt XVI, właśnie nadszedł. Papież Franciszek zdecydował, by ponowić akt poświęcenia, ze względu na wyjątkowy znak czasu, jakim jest okrutna wojna na Ukrainie oraz w odpowiedzi na prośbę biskupów tego kraju. Niewątpliwie świadczy to głębokim przekonaniu Ojca Świętego, że właśnie teraz orędzie i prośby Matki Bożej wypowiedziane w Fatimie są szczególnie aktualne. W duchu przytoczonych wcześniej słów Benedykta XVI można dodać, że dziś niemniej aktualne jest także nasze osobiste włączenie się w to poświęcenie, nasze osobiste wynagrodzenie i zadośćuczynienie Sercu Maryi. Potwierdza to z pewnością fakt, że papież Franciszek swoje zaproszenie skierował nie tylko biskupów, ale do każdego wiernego, a więc także każdego z nas.

Na czym polega osobiste wynagrodzenie i zadośćuczynienie Sercu Maryi?

W Fatimie Matka Boża prosiła przez dzieci o odmawianie różańca i praktyki pokutne w intencji grzeszników oraz o nabożeństwo pięciu pierwszych sobót miesiąca. To są gesty zewnętrzne, do których sama Matka Boża przykłada dużą wagę. Jednocześnie dobrze wiemy, że w praktykowaniu naszej wiary bardzo wiele zależy nie tylko od gestów zewnętrznych, ale od naszej wewnętrznej postawy. Musimy zatem zapytać: co stanowi wewnętrzną istotę wynagradzania Sercu Maryi?

Cenne wskazówki możemy odnaleźć w pismach św. Teresy od Dzieciątka Jezus, która na dwa lata przed śmiercią otrzymała wewnętrzne natchnienie, aby ofiarować się Miłości Miłosiernej Boga. A najważniejszą intencją, którą się kierowała, było pragnienie, by poprzez ten akt wynagradzać Bożemu Sercu. Posłuchajmy, co na temat tego ofiarowania pisze jej rodzona siostra Celina, w zakonie s. Genowefa:

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus posiadała głębokie zrozumienie Boskiego Ojcostwa. Korzystała z każdej sposobności, by podkreślić (…) niewypowiedziane bogactwa Miłości Miłosiernej, istotnej potrzeby ojcowskiego serca, by przebaczać, pomagać, napełniać sobą i przyciągać do siebie serca swych dzieci, aby one oddawały się Jemu ufając całkowicie Jego dobroci. (…) Widziała równocześnie, że nie znajdował On wśród gorliwych dusz [takich], które by specjalnym aktem skutecznie zadośćczyniły za odmowę przyjęcia tej Miłości, jaką chciałby On wylewać (…) na wszystkie dusze pobożne, a nawet na masy obojętnych i grzeszników.
Odczuła wówczas jakby współczucie i otrzymała natchnienie, by ofiarować siebie jako Ofiarę Jego Miłości, by Mu wynagradzać tę stratę, pozwalając, by do jej dziecięcego serca przelał strumienie Miłości zawartej w Sercu Jego.

To przekonanie potwierdza sama Teresa dając następujące świadectwo o swoich pragnieniach:

Mój Boże! – zawołałam z głębi serca – Twoja Miłość Miłosierna [jest] powszechnie zapoznana i odrzucona. Oto serca, którym pragniesz jej udzielić, zwracają się do stworzeń i u nich żebrzą szczęścia i nędznego uczucia, zamiast rzucić się w Twoje ramiona i przyjąć Twą nieskończoną Miłość... Boże mój! czyż ta Miłość wzgardzona ma pozostać w Twym Sercu? Sądzę, że gdybyś znalazł dusze oddające się na całopalne Ofiary Twej Miłości, [Twój ogień] strawiłby je natychmiast; zdaje mi się, że czułbyś się szczęśliwy, nie będąc już więcej zmuszonym tłumić w sobie przypływów nieskończonej czułości... (…) O mój Jezu! niech ja stanę się tą szczęśliwą ofiarą, niech ogień twej Boskiej Miłości strawi złożone Ci całopalenie!...”

W takim duchu Teresa wypowiada swój akt oddania:

Pragnąc, aby całe moje życie było aktem doskonałej Miłości, POŚWIĘCAM SIEBIE NA OFIARĘ CAŁOPALNĄ TWOJEJ MIŁOSIERNEJ MIŁOŚCI błagając, byś mnie wyniszczał nieustannie, przelewając w mą duszę strumienie nieskończonej czułości, ukryte w Tobie, bym w ten sposób, o mój Boże, stała się Męczennicą Twej Miłości!

Zobaczmy, w jaki sposób Celina tłumaczy, jak należy rozumieć słowo „ofiara” używane przez Teresę:

Wyraz „Ofiara” był jedynym, jaki mógł być zastosowany w tych okolicznościach, bo dla maleńkiego naczyńka, dla małego „naparstka” jest męką widzieć rzucający się na jego maleńkość ocean, by ją napełnić, by ją ukryć w zalewie nieskończonej miłości. Ale, o szczęśliwa męko! O niewypowiedziane męczeństwo!...

Widzimy zatem, że dla św. Teresy wynagradzanie Bożemu Sercu oznacza wszystkim przyjmowanie bez zastrzeżeń całej Jego miłości i całej Jego czułości, którymi pragnie nas obdarować i napełnić.

Zastanówmy się teraz, co oznacza dla każdego z nas – osobiście przyjąć całą miłość Boga i Jego nieskończoną czułość.

Otóż miłość Boga to Jego wola, to odwieczny plan Jego miłości. Zatem przyjęcie całej miłości Boga polega na przyjęciu całej Jego woli, a więc na bezwarunkowej akceptacji Jego zamysłów, które ma wobec nas od wieków, zanim jeszcze nas stworzył. Aby te zamysły mogły się wypełnić, Bóg posłał na świat swojego Syna, jak o tym pisze św. Paweł w Liście do Efezjan:

Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa; który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym (Ef 1, 3-6).

Wolą Boga wobec nas jest przede wszystkim nasza świętość. Sobór Watykański II uczy, że na mocy sakramentu chrztu każdy z nas został do niej powołany. Przyjmując chrzest już staliśmy się święci w tym sensie, że przez zjednoczenie z Chrystusem otrzymaliśmy zalążek świętości, ziarenko nowego życia, które dzięki łasce Ducha Świętego ma się rozwinąć i wydać plon, osiągnąć tę pełnię, której pragnie Ojciec niebieski. Gdy poddajemy się planom Ojca, jako Jego posłuszne dzieci, wtedy sprawiamy największą radość Jego Sercu. W ten sposób wynagradzamy także za tych, którzy odchodzą od Niego przez nieposłuszeństwo i grzech.

Właśnie w taki sposób rozumiała swoje oddanie św. Teresa, która rozpoczyna swój akt słowami:

O mój Boże! Trójco Błogosławiona, pragnę Cię Kochać i starać się, by Cię Kochano, pracować na chwałę świętego Kościoła ratując dusze, które przebywają na ziemi i wybawiając te, które cierpią w czyśćcu. Pragnę wypełnić doskonale Twoją wolę i osiągnąć ten stopień chwały, który przygotowałeś mi w swym królestwie, jednym słowem, pragnę być Świętą.

Teresa pragnie być świętą, ale nie ze względu na własną korzyść, lecz by odpowiedzieć miłością na miłość Boga, aby Go pocieszać. Tak pisze dalej:

Mam nadzieję, że po tym ziemskim wygnaniu pójdę radować się z Tobą w Ojczyźnie; nie chcę jednak zbierać zasług na Niebo, chcę pracować jedynie z Miłości ku Tobie, tylko w tym celu, by sprawiać Ci radość, pocieszać Twoje Najświętsze Serce i ratować dusze, które będą Cię kochać przez wieczność całą.

W Ruchu Rodzin Nazaretańskich pragniemy iść do świętości drogą komunii życia z Maryją. Dlatego składamy Akt oddania się Jej ufając, że z Jej pomocą wypełnimy plan miłości Ojca niebieskiego i osiągniemy świętość, do której zostaliśmy powołani.

Czynimy to świadomi naszych słabości i skłonności do grzechu, dlatego prosimy Ją, by Ona sama w nas i za nas żyła na wzór swojego Syna posłusznego woli Ojca aż do śmierci.

Podobne przekonanie towarzyszyło także św. Teresie:

Pod wieczór życia stanę przed Tobą z pustymi rękoma, bo nie proszę Cię, Panie, byś liczył moje uczynki. Wszelka sprawiedliwość nasza jest skażona w Twych oczach. Pragnę więc przyodziać się Twoją własną Sprawiedliwością i jako dar Twojej Miłości otrzymać wieczne posiadanie Ciebie samego. Nie chcę więc innego Tronu ani innej Korony, jedynie tylko Ciebie samego, o mój Umiłowany!...

Zatem włączając się w poświęcenie świata Niepokalanemu Sercu Maryi i wypowiadając słowa aktu ułożone przez papieża Franciszka – odnówmy jednocześnie nasz osobisty akt oddania Matce Bożej, który praktykujemy w naszym Ruchu. Oto Jego słowa:

Akt oddania się Maryi na wyłączną służbę Kościołowi:

Ja……………………………………
składam wobec Boga w Trójcy Jedynego
na ręce mojego spowiednika,
akt oddania się Maryi na wyłączną służbę Kościołowi.

Świadomy mojej wolności i godności dziecka Bożego,
równocześnie głęboko przeświadczony o mojej duchowej nędzy,
pragnę w postawie ubogiego w duchu – żebraka ewangelicznego
żyć na wzór św. Jana Apostoła w komunii z Maryją.

Ufam, że to Ona będzie żyła we mnie i za mnie,
na obraz i podobieństwo swego Syna,
posłusznego woli Ojca aż do śmierci i to śmierci krzyżowej.

Wierzę, że w ten sposób ostatecznie już nie ja będę żył,
ale Chrystus we mnie, za mnie i przeze mnie.

Gdy w łączności z Ojcem Świętym i całym Kościołem ponawiamy nasze osobiste zawierzenie Maryi mamy prawo ufać, że przez Jej Niepokalane Serce także i my doświadczymy łask, których doznała św. Teresa:

Ty, droga Matko, – pisze Teresa do m. Agnieszki, przeoryszy – która pozwoliłaś mi ofiarować się w ten sposób Dobremu Bogu, ty wiesz, jakie strumienie, a raczej oceany łaski zalały mą duszę... Od tego szczęśliwego dnia zdaje mi się, że Miłość mnie przenika i ogarnia; zdaje mi się, że w każdej chwili ta Miłość Miłosierna odnawia mnie i oczyszcza moją duszę ze wszelkiej skazy grzechowej…

Mamy prawo ufać, że przez wstawiennictwo Maryi Boże Miłosierdzie rozleje się obficie na cały świat, odniesie triumf nad wszelkim złem, odnowi i przemieni serca: nasze, naszych bliskich, ludzi wokół nas, a szczególnie największych grzeszników.

Ks. Dariusz Kowalczyk
Moderator Krajowy RRN

Przykazanie miłości bliźniego. Konf. 8.03.2022

Konferencja ks. Mieczysława Jerzaka

Zacisze 8 marca 2022

Ostatnia Wieczerza, Umywanie nóg Apostołom | Art, Virtual museum, Old master

W czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus wstał od stołu i umył wszystkim Apostołom nogi. Wiedział, że jest to Jego ostatnie spotkanie w tym gronie przed męką, śmiercią i zmartwychwstaniem, dlatego wszystkie słowa i gesty były najważniejszym przesłaniem dla uczniów.

W Ewangelii św. Jana tak jest opisane to wydarzenie: „Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać, wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: «Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?» Jezus mu odpowiedział: «Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział». Rzekł do Niego Piotr: «Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał». Odpowiedział mu Jezus: «Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną». Rzekł do Niego Szymon Piotr: «Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę!». Powiedział do niego Jezus: «Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy». Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: «Nie wszyscy jesteście czyści». A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: «Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie "Nauczycielem" i "Panem" i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem. ” (J 13, 1-15)

Gestem umycia nóg Jezus pokazuje, co to jest miłość bliźniego i w sposób dobitny możemy dostrzec miłość i pokorę Jezusa Chrystusa. Apostołowie byli różni, każdy miał inny temperament, historię życia i doświadczenie. Apostołowi Piotrowi początkowo nie spodobał się wspomniany gest Jezusa. Podobnie zachowywał się w innych sytuacjach. W łodzi na jeziorze, gdy był powoływany na ucznia powiedział: „Odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym”. (Łk 5, 8) W innej sytuacji pouczał Pana Jezusa: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”. (Mt 16, 22) W czasie Ostatniej Wieczerzy Piotr początkowo gwałtownie się wzbraniał: „Nie będziesz mi nóg umywał”, ale potem zrozumiał potrzebę obmycia nóg. Jezus umył nogi wszystkim, nie tylko Piotrowi, ale też Judaszowi okazał swoją miłość, który za kilkadziesiąt minut Go wydał. W czasie Ostatniej Wieczerzy wszyscy, gdy czuli się jeszcze bezpiecznie zapewniali Jezusa o swojej wierności, a później gdy doznali lęku, okazało się to nie takie oczywiste, choć wcześniej wysłuchali naukę o miłości bliźniego i dali sobie umyć nogi. Dlatego Jezus powiedział im, że: „Sługa nie jest większy od swego pana, ani wysłannik od tego, który go posłał.” (J 13, 16)

Przykazanie miłości bliźniego brzmi: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”. (J 13, 34-35) Nakaz miłości bliźniego był znany wcześniej przed narodzeniem Chrystusa, ale myślano, że ogranicza się on do tych, co warci są miłości. Miłość bliźniego była według nich uzasadniona tylko wobec tych, co są życzliwi dla nich, albo jeśli będzie przyniesie korzyść. Taka miłość ma znamiona egoistyczne. Jezus mówi o miłości bezinteresownej. Jeśli mamy miłować drugiego człowieka, to nie powinniśmy liczyć na odpłatę. Pomagamy uchodźcom z Ukrainy nie dlatego, że liczymy na korzyści. Jezus uczył, że mamy miłować tak, jak On nas umiłował. A szczytem miłości bliźniego była według Niego gotowość oddania życia za przyjaciół.

Pewna rodzina przyjęła pod swój dach uchodźców z Ukrainy. Była to rodzina z dziećmi. Razem zasiedli do niedzielnego obiadu. Atmosfera była swobodna i spokojna. W pewnej chwili wszyscy usłyszeli warkot lecącego samolotu pasażerskiego. W tym momencie goście zamilkli, jedno dziecko zaczęło płakać, drugie rzuciło się na podłogę. Warto się starać o ocalenie miłości. Jesteśmy zaproszeni, by ludziom okazywać miłość.

Bóg kocha to, co nie jest warte miłości. Doświadczamy tego w czasie sakramentu pokuty, gdy nam Bóg odpuszcza grzechy. Doświadczaliśmy przebaczenia win przez rodziców, rodzeństwo, współmałżonka, współpracowników, dzieci i przyjaciół. Patrząc na miłość Bożą ogarniającą nawet tych, co nie są godni miłości, starajmy się ocalić miłość w naszym otoczeniu. Niech pękają lody uprzedzeń i nieufności, aby trudne relacje były naprawiane „plastrami” życzliwości, otwartości i ofiarności.

Św. Maksymilian Kolbe powiedział, że każdy czas jest dobry, by miłować bliźniego. Na początku II wojny światowej do klasztoru w Niepokalanowie trafiło setki uciekinierów szukających pomocy. Byli wśród nich także Żydzi. To nie podobało się władzom niemieckim. W oświęcimskim obozie św. Maksymilian ofiarował swoje życie za jednego ze współwięźniów, tym samym potwierdzając, że każdy czas jest dobry, by okazać miłość. Po zakończeniu wojny jego czyn stał się głośny, ponieważ postawa Ojca Maksymiliana była dla ludzi zdumiewająca i niezwykła.

Niech Maryja, Matka Pięknej Miłości nauczy nas miłować tak, byśmy się spodobali Panu Bogu i znaleźli uznanie w Jego oczach.

Jak odnaleźć swoją drogę i Bożą łaskę w dzisiejszych wydarzeniach. Konf. 1.03.2022

Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego

Zacisze, 1 marca 2022

Autokary z dziećmi z domu dziecka z Ukrainy zatrzymały się w Piotrkowie.  Mieszkańcy ruszyli z pomocą ZDJĘCIA | Piotrków Trybunalski Nasze Miasto

foto z gazety: Piotrków Trybunalski. Nasze miasto

Na wczorajszym spotkaniu moderatorów rozważyliśmy, jak mamy patrzeć na te trudne wydarzenia, które rozgrywają się na naszych oczach, będących wynikiem decyzji i ambicji osób doprowadzających do cierpienia, bólu i dramatów ludzkich. Św. Paweł zapisał: „tam, gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska ” (Rz 5, 20), czyli gdy skutki grzechu się potęgują, Bóg rozlewa ogrom łask, które stają się widoczne w wielu wymiarach.

Obserwujemy, jak wiele wspaniałomyślnych inicjatyw podejmują ludzie z różnych środowisk, w tym ci, którzy są uważani za niezbyt otwartych na Boga. Przychodzą ze spontaniczną pomocą dotkniętym skutkami wojny. Okazują widoczne miłosierdzie w wymiarze materialnym.

Kto w stosunku do brata deklaruje swoją życzliwość, by ten otrzymał to, co potrzebuje, a tego by nie okazał, to jego słowa są próżne i daremne. Dar materialny jest istotny w służbie Kościołowi. Zachęcam, by z tego widocznego nurtu się nie wyłączać i starać się znaleźć w nim swoje miejsce.

Pojawiła się potrzeba, by udostępniać w miarę swoich możliwości pokój lub mieszkanie osobom z Ukrainy. W pierwszym odruchu serca grupa osób wybrała się na przejście graniczne, by własnymi autami zabrać do swoich mieszkań uchodźców. Ku swojemu zdziwieniu nie znaleźli ani jednej takiej osoby, gdyż w pierwszych dniach przyjeżdżali ci, co mieli już zapewnione miejsce zamieszkania w Polsce. Pomimo fiaska poszukiwań, zgłosili swoją deklarację i kontakt w punkcie rejestracyjnym i pustymi samochodami wrócili do domów. Po 24 godzinach poproszono ich, aby wyjechali naprzeciw jadącym ludziom, którzy nie mieli zapewnionego lokum w Polsce. Nigdy nie przewidzimy sposobu Bożego działania.

Jako wspólnota mamy sygnały od naszych braci z Ruchu mieszkających w Ukrainie, jak wygląda sytuacja w ich parafiach i miejscu zamieszkania. Kościół jest tam otwarty cały dzień. Przychodzą do niego licznie ludzie, aby się modlić i wymieniać informacjami, komu potrzebna jest pomoc i kto mógłby jej udzielić. Wśród ludzi obecna jest modlitwa i ofiarność.

Jeśli słyszymy o potrzebie przyjęcia w ramach parafii pewnej liczby osób bądźmy otwarci, nie obojętni. Strumień Bożego wezwania idzie szeroko. Wszystko jedno skąd płynie, podejmijmy wezwanie do działania na Bożą chwałę.

Cieszymy się, że osoby pozostające daleko od Kościoła angażują się w wymiarze materialnym. Również i my na miarę własnych możliwości, a nawet ponad miarę, bądźmy gotowi przyjść z pomocą. Naszym zadaniem jest rozpoznać łaskę Bożą i ją podjąć. Bądźmy gotowi i czujni, by nie przespać czasu, gdy jesteśmy potrzebni.

Ze strony ukraińskiej płyną słowa wdzięczności wobec zwykłych Polaków, władz państwowych, samorządowych i organizacji. Wymiar materialny pomocy przejawiający się w konkretnych czynach jest ważny, potrzebny i przemawiający, by Bóg mógł wejść w życie ludzkie. Jednak nie mniej ważny jest wymiar duchowy miłosierdzia w udzielaniu się łaski.

Św. Tereska z Lisieux w 1887 r. w święto Zesłania Ducha Świętego poprosiła ojca o pozwolenie wstąpienia do Karmelu. W utwierdzeniu się w tej decyzji pomogła jej pewna informacja, o której przeczytała w gazecie. Chodziło o egzekucję przestępcy Pranziniego. Zaczęła się za niego żarliwie modlić, aby przed śmiercią doznał skruchy. W dniu egzekucji, morderca z początku nie chciał pomocy księdza, lecz potem, gdy miał położyć głowę pod gilotynę, zmienił zdanie i poprosił kapłana, żeby mu podał krzyż, po czym go ucałował. Teresa wyprosiła dla niego łaskę żalu za grzechy, odkrywając przy tym, że jej modlitwa i skrucha może doprowadzić do skruchy zbrodniarza. Akty skruchy, wyrzeczenia, modlitwy mają znaczenie przed Bogiem.

Cichą tajemnicą wszystkich sióstr w Karmelu w Lisieux była modlitwa, wyrzeczenia, ofiary w intencji pewnego karmelity, który wcześniej był znanym duszpasterzem, spowiednikiem, zakonnikiem znanym i poszukiwanym do głoszenia konferencji, rekolekcji w ówczesnej Francji. Otóż ten znakomity kapłan w pewnym okresie swojego życia odwrócił się od Boga i z żarliwego duszpasterza stał się żarliwym wrogiem Kościoła, walczącym z Bogiem i z wierzącymi ludźmi. Walka o jego skruchę wymagała większych ofiar i modlitw ze strony św. Tereski i całego Karmelu. Przez wiele lat siostry modliły się nieprzerwanie, ale św. Tereska nie otrzymała tak spektakularnego znaku, jak w przypadku Pranziniego. Chociaż wiadomo, że dziennik „Dzieje duszy” trafił do rąk byłego zakonnika po śmierci świętej i choć w dzienniku nie padło jego nazwisko, to mógł zapewne rozpoznać, że to za niego modliła się święta zakonnica i jej współsiostry.

Bóg daje łaskę pobudzając wiele dusz do aktów skruchy, by torować drogę do nawrócenia tym, których ambicje są powodem cierpień wielu ludzi. Wiemy, że samo cierpienie nie nawraca człowieka do Boga, ale może prowadzić do Boga i powodować otwarcie serca na skruchę i łaskę. Skruszone serce absorbuje łaskę Bożego miłosierdzia i może stać się kanałem, przez które Bóg może docierać.

Módlmy się, byśmy odnaleźli w tym czasie swoją drogę i łaskę.