mozaika ZAPRASZAMY

do kościoła Świętej Rodziny w Warszawie ul. Rozwadowska 9/11

29 kwietnia 2025 (wtorek)

19.00 Msza święta
20.00 konferencja

Dyżur liturgiczny pełni grupa parafii św. ojca Pio z Grochowa

Wybrani przez Boga przed założeniem świata. Konf. 3.09.2019

Zacisze, 3 września 2019

Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego

Znalezione obrazy dla zapytania rekolekcje w górach obrazy

Każdy z nas został obdarzony różnymi darami i zdolnościami. Tak wielka hojność Boga świadczy o Jego wielkiej miłości do nas. Jednym z cenniejszych darów, którym nas obdarował jest zdolność do miłowania.

Możemy odwołać się do naszych spostrzeżeń z rekolekcji w górach i nad morzem. To co w przyrodzie jest potężne i bezkresne porusza nas i uzmysławia nam, że mamy do czynienia z dziełem Boga. Przerasta nas ta przestrzeń i podziwiamy jej piękno w sercu. Zachwyca nas widok gór i zachód słońca nad morzem. Te obrazy zapamiętujemy i nosimy w pamięci, bo nas zachwyciły swoją prostotą oraz mocą, że aż je pokochaliśmy.

Zdolność do miłowania jest nam dana, abyśmy stykając się ze śladami obecności Boga zaczęli nosić Go w swoim sercu. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, uświadamiając sobie tę niezwykłą prawdę, poczuła się jak maleńki naparstek, na który rzuca się wielki ocean, aby go napełnić swoimi falami. Ale naparstek jest taki mały. Jak to możliwe, aby przyjął w siebie cały ocean? Jednak Teresa nie rezygnuje z pragnień, które odkrywa w swoim sercu i mówi Bogu: „Nie wiem jak to zrobisz, ale wierzę, że potrafisz sprawić, by naparstek mej duszy wchłonął ocean Twojej miłości”.

Taka jest prawda o przyjmowaniu tego, co jest bezkresne, potężne i ogromne, a szczególnie o przyjmowaniu miłości Boga. Nasze serca są podobne do naparstka, który Bóg może rozszerzyć. Jego potężna miłość stanie się naszym udziałem powodując rozwój Bożego daru w nas, byśmy mogli otwierać się na Jego miłość, a szczególnie na dar odkupienia. Gdy wyznajemy własne grzechy, to otrzymujemy ich odpuszczenie. Wtedy rozszerza się naczynie naszej duszy, byśmy mogli przyjmować miłość Boga.

Rozszerzanie naczynia naszej duszy dokonuje się na modlitwie, a także w czasie przyjmowania sakramentów. Pozwalajmy, aby na Mszy świętej, na adoracji Najświętszego Sakramentu, w czasie rozważań różańcowych czy w czasie odprawiania Drogi Krzyżowej obecność Boża nas przenikała i rozszerzała nasze serca.

Bóg daje nam wiele możliwości, by Jego dzieło się w nas dokonywało. Od Niego otrzymaliśmy dar Maryi, której serce było najbardziej rozszerzone, ponieważ w pełni przyjęła dar miłości Bożej. Wpatrując się w Nią będziemy lepiej przyjmować dar miłości Bożej w naszym życiu.

Miłość, która działa przez pokorę. Konf. 18.01.2022

Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego

Zacisze, 18 stycznia 2022

08 | marzo | 2015 | MISAL DIARIO

Naaman w wodach rzeki Jordan

W czasie świąt Bożego Narodzenia przeżywaliśmy prawdę, że miłość Boża działa przez pokorę. Papież Franciszek w czasie pasterki powiedział: „Ewangelia kładzie nacisk na kontrast. Ukazuje pierwszego cesarza w jego wielkości. Ale zaraz potem przenosi nas do Betlejem, gdzie nie ma nic wielkiego; tylko ubogie dziecię owinięte w pieluszki, a wokół niego pasterze. Tam jest Bóg w małości. Oto przesłanie: Bóg nie szuka wielkości, lecz uniża się w małość. Małość jest drogą, którą obrał, aby do nas dotrzeć, by dotknąć naszych serc, aby nas zbawić i sprowadzić ku temu, co się liczy”.

Miłość działa przez pokorę – tak postanowił Bóg dając nam Swojego Syna. Św. Paweł w Liście do Filipian w drugim rozdziale tak powie: „On istniejąc w postaci Bożej nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie”. Siłą miłości zawsze pozostaje pokora i małość. Obrazem tej Bożej idei jest stajenka betlejemska oraz tajemnica przyjścia Jezusa na świat w tak skromnych warunkach, wręcz uwłaczających ludzkiej godności. Standardy obecnego życia nieustannie rosną. Stajemy się coraz bardziej wygodni i upodobniamy się w swoim byciu do dworu Cezara Augusta. Gustujemy i wręcz zabiegamy o coraz wyższy standard bytowania. Nawet remonty, które przeprowadzamy mają często nam zapewniać większą wygodę życia dopasowując nas do współczesnych nurtów życia ponad stan. Czy nasze życie przypomina styl betlejemskiej stajenki? Czy nie szukamy wielkości, a tak łatwo gardzimy wejściem w postawę uniżenia i małości? Czy gdzieś po drodze zagubiliśmy ducha skromności i pokory? Może zbyt duży jest ten kontrast między naszym domem wewnętrznym, który stał się dworem i targowiskiem przyziemnych pragnień a stajenką. To już powinno wyzwalać w nas skruchę i uniżenie. Biedak zawołał i Pan go wysłuchał – czytamy w psalmie 34.

Papież w przemówieniu do pracowników Kurii Rzymskiej tak zaznaczył: „Tajemnica Bożego Narodzenia jest tajemnicą Boga, który przychodzi na świat drogą pokory. Można odnieść wrażenie, że czas obecny zapomniał o pokorze, albo też zdegradował ją do formy moralizatorstwa, pozbawiając wstrząsającej mocy, jaką jest obdarzona. Ale gdybyśmy mieli wyrazić całą tajemnicę Bożego Narodzenia jednym słowem, to sądzę, że najbardziej może nam pomóc słowo pokora”.

Utracić pokorę w życiu duchowym – to utracić tę siłę, która toruje drogę dla Miłości, ponieważ Miłość działa przez pokorę. Miłość z samej natury sprzeciwia się pysze. Najprawdopodobniej nie przemówiła by z taką mocą, gdyby Pan Jezus narodził by się na dworze ziemskiego króla. Stajenka pachnie siankiem ubóstwa, skromności i prostoty. Tam nie ma miejsca dla przepychu i wyniosłości. Jest nowonarodzone Dziecię, Maryja i Józef. Stajenka milczy otulona ciszą i kontemplacją. Nie ma zbędnych słów i fałszywej gadaniny. A Bóg przemawia w Tajemnicy Pokory i Małości Swojego Syna.

Do królestwa miłości wchodzi się przez bramę pokory i małości. Atmosfera stajenki przypomina w sobie coś z z atmosfery adoracji i kontemplacji w ciszy Najświętszego Sakramentu. Adoracja i kontemplacja są najlepszą odpowiedzią człowieka na spotkanie z tajemnicą. Adwent był czasem oczekiwania, teraz jest czas adoracji i kontemplacji Wcielonego Słowa. Stajenka wraz z Jezusem, Maryją i Józefem milczy. Zachęca do wchodzenia przez odrzwia pokory. Do stajenki można wejść i wejść w postawę adoracji i kontemplacji. Skromność wystroju betlejemskiego sprzyja skupieniu i koncentracji na modlitwie wokół Jezusa. Pycha i wyniosłość zawsze jakoś zasłaniają Boga. Człowiek po grzechu pierworodnym ulega tendencji do nieświadomego wykorzystania Boga dla reklamy samego siebie. Czy przez pychę i skupienie na sobie nie zasłaniamy Boga? Czy nie wykorzystujemy Boga do promowania samych siebie? Ubóstwo stajenki pozwala doświadczyć zachwytu nad objawiającą się miłością. Natomiast pokora doprowadza do zachwytu, adoracji i kontemplacji.

Papież Franciszek powie: Pokora była Jego bramą wejściową i zaprasza nas, abyśmy przez nią przeszli. Nie można iść naprzód bez pokory i nie można iść na przód w pokorze bez upokorzeń. Św. Ignacy mówi nam, by prosić o upokorzenia. Gdy słyszymy to duchowe wezwanie św. Ignacego, żeby prosić o upokorzenia, to wszystko w nas się wzdraga i buntuje. Często śpiewamy w naszych grupach: Tak mnie skrusz, tak mnie złam, tak mnie wypal Panie. Byś został tylko Ty, jedynie Ty. Pewnie jeszcze nie jesteśmy na to gotowi. Zbyt przywiązani do sukcesów, albo przynajmniej do „świętego spokoju”. Lansuje się dzisiaj ludzi o wysokich aspiracjach, którzy potrafią promować samych siebie i wspinać się po szczeblach kariery. Cenią sobie sukces, który ich napędza i daje poczucie własnej wartości. Gotowi są poświęcić wiele na rzecz budowania wielkości i swojego pijaru. Czy ta świeckość życia nie wkrada się również do naszego życia? Czy nie przyjmujemy logiki świata deprecjonując logikę Ewangelii?

Nie można iść naprzód bez pokory i nie można iść naprzód w pokorze bez upokorzeń – jak zaznacza Papież. Droga pokory w życiu i misji Jezusa jest wyborem i planem Odwiecznego Boga. U nas jest raczej zgoła inaczej. Nie jest to to nasz wybór, lecz jest czymś jakby wymuszonym przez wydarzenia, które zaczynamy przyjmować jako łaskę upokorzeń. Skoro nie jesteśmy zdolni prosić o upokorzenia, to przynajmniej próbujmy je z wiarą i w komunii z Maryją przyjmować, gdy będziemy ich doświadczać. Przecież słusznie nam się należą ze względu na naszą pychę i grzeszność.

Miłość działa przez pokorę, W przeciwnym razie będzie tylko budowaniem siebie i swojego prestiżu. Ile osób mogliśmy poranić niby rzekomą miłością. Ogrom miłości objawionej w stajni betlejemskiej nie przytłacza pyszną wielkością i przepychem – jest po prostu uboga. Każdy się może do niej zbliżyć bez obawy: pasterze i magowie oraz zachwycić się. W stajence miłość świeci jak światło wśród ciemności. Mówi się w duchowości, że czasem w życiu duchowym wszystko się upraszcza. Modlitwa z gadulstwa i zarzucania Boga prośbami przeradza się w milczącą kontemplacją. Życie staje się znacznie prostsze i mniej jest narzekania i buntu. Człowiek staje się bardziej uległy Duchowi Świętemu. Jego życie staje się przejrzyste, a świadomość własnej grzeszności zachęca do permanentnej ufności i wdzięczności za Bożą Dobroć. Tak prosto żyła Maryja. Jej pokora i uniżenie pozwalały, aby miłość Boża wypełniały Ją po brzegi – Pełna Łaski.

My natomiast – jak mawiał św. Ludwik Maria Grignon de Montfort – nie mając w sobie pokory, lecz wszechobecną pychę i obłudę – tym większa jest nasza wiedza – zwracajmy się do Niej o pomoc. Widząc w sobie zakamuflowanych pyszałków wpatrzonych w swoje odbicie, wyniośle zadowolonych z siebie – wołajmy o ratunek.

Papież Franciszek zachęca do modlitwy: Panie, obym nie był pyszałkiem, obym nie był samowystarczalnym, obym nie myślał, że jestem w centrum wszechświata. Uczyń mnie pokornym, daj mi łaskę pokory i abym z tą pokorą umiał Ciebie znaleźć. To jedyna droga. Bez pokory nigdy nie znajdziemy Boga. Znajdziemy tylko siebie, ponieważ osoba pozbawiona pokory nie ma przed sobą perspektywy. Ma przed sobą lustro i patrzy na siebie. Prośmy Boga o rozbicie lustra i spojrzenia poza nie na perspektywy, gdzie jest On obecny. Ale to musi uczynić On. Dać nam łaskę i radość pokory, aby przejść tę drogę.

Tak trudno zrozumieć i pojąć czym naprawdę jest pokora. Papież mówi, że jest ona wynikiem przemiany, którą dokonuje sam Duch Święty. Papież ukazuje postać Naamana Syryjczyka. W czasach proroka Elizeusza, osoba ta cieszyła się wielką sławą. Był dzielnym generałem armii aramejskiej i wykazywał się wielokrotnie męstwem i odwagą. Ale oprócz sławy, siły, poważania, zaszczytów i chwały człowiek ten musiał żyć ze strasznym dramatem: był trędowaty. Jego zbroja, ta sama zbroja, która przynosiła mu sławę, okrywa w istocie kruche, zranione, chore człowieczeństwo. Często znajdujemy tę sprzeczność w naszym własnym życiu: czasami wielkie dary są zbroją, która przykrywa wielką słabość. Naaman rozumie fundamentalną prawdę: nie można spędzić życia chowając się za zbroją, spełnianą rolą, społecznym uznaniem – ostatecznie to szkodzi. Przychodzi taki czas w życiu każdego człowieka, kiedy ma pragnienie, aby nie żyć już za zasłoną chwały tego świata, lecz w pełni szczerego życia, bez potrzeby noszenia zbroi czy masek. To pragnienie pobudza dzielnego generała Naamana do wyruszenia na poszukiwanie kogoś, kto mu może pomóc, a czyni to dzięki sugestii niewolnicy, żydowskiej branki wojennej, która opowiada o Bogu zdolnym do leczenia takich sprzeczności. Zaopatrzony w srebro i złoto Naaman wyrusza w podróż i w ten sposób dociera do proroka Elizeusza. Prorok poprosił Naamana o prosty akt rozebrania się i obmycia się siedem razy w rzece Jordan. Bez sławy, bez honoru, złota i srebra! Łaska, która zbawia jest darmowa, nie można jej sprowadzić do ceny rzeczy tego świata. Naaman opiera się tej prośbie, wydaje się zbyt banalna, zbyt prosta, zbyt przystępna. Wydaje się, że siła prostoty nie miała miejsca w jego wyobraźni. Ale słowa jego sług sprawiają, że zmienia zdanie. Naaman poddaje się i w geście pokory „zstępuje”, zdejmuje swoją zbroję i zanurza się w wodach Jordanu, „a ciało jego na powrót stało się, jak ciało małego dziecka i został oczyszczony” (2 Krl 5, 14) Jest to wspaniała lekcja! Pokora obnażenia swojego człowieczeństwa, zgodnie ze słowem Pana przynosi Naamanowi uzdrowienie.

Miłość działa przez pokorę.

Św. Jan od Krzyża jako ptochos, człowiek ubogi w duchu i ewangeliczny żebrak. Konf. 25.04.2025

Konferencja ks. Janusza Kopczyńskiego

Zacisze, 25 kwietnia 2025

Św. Jan od Krzyża jako ptochos, człowiek ubogi w duchu i ewangeliczny żebrak.

W Psalmie 16 autor natchniony zapisał: „Zachowaj mnie Boże, bo chronię się do Ciebie. Mówię Panu: Ty jesteś Panem moim. Nie ma dla mnie dobra poza Tobą”. Do Boga woła człowiek słaby, ograniczony. Taka jest przecież tożsamość chrześcijanina.

Istnieje takie podejrzenie, że kret wcześniej widział, ale kiedy wybrał życie podziemne, natura zabrała mu wzrok. Dalej w Psalmie 15 czytamy: „Zawsze stawiałem sobie Pana przed oczy, nie zachwieję się, bo On jest po mojej prawicy”. Kto nie stawia sobie Pana przed oczy, temu zabraknie oczu wiary, by dostrzegać Pana Boga w życiu codziennym. Widzi wady swoich bliźnich z daleka, ale swoich wad nie dostrzega. Bogu nie pozwala kształtować siebie przez wydarzenia.

Papież Franciszek był człowiekiem, który potrafił żyć tu i teraz. Mówił: jeśli jesteś mężem – bądź jak najlepszym mężem, jeśli jesteś żoną – bądź najlepszą żoną, jeśli jesteś kapłanem – bądź najlepszym kapłanem, jeśli jesteś papieżem – bądź najlepszym papieżem. Nie można mówić: gdybym miał możliwość żyć w innym miejscu, w innej rodzinie, wśród innych ludzi, to by było lepiej. Jeśli jesteś niezadowolony z tego, co masz – to pozbawiasz się łask, jakie na ciebie chce rozlewać Bóg.

„Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy”, bo bez Niego mogę stracić wielkie sprawności duchowe jakimi są: wiara, nadzieja i miłość. Apostołowie odeszli, ale Pan Jezus ich nie zostawił, nie odszedł od nich. Przyszedł do zalęknionych uczniów mówiąc: Pokój wam. Obecny wśród uczniów Jezus uczy ich patrzeć na siebie, patrzeć na swoje przebite serce, przebite ręce. Zaprasza ich, by wejść w relację z Bogiem.

Papież Franciszek uczył, że skrucha nie jest wstydem. Skrucha jest błogosławieństwem. Być człowiekiem ubogim, to uznać, że bez Boga się zginie, jak kwiat bez wody. Jeśli przychodzimy do Boga, to daje On właściwe warunki do rozwoju. Człowiek ubogi prosi Boga, by dokonał w nim, to, co zamierza, by nawet nocą upominał jego serce, by go uchronić od grzechu.

Patrząc na krzyż mówmy do Chrystusa. Chroń mnie Boże, bo uciekam się do Ciebie z ufnością, z wiarą i z miłością.

Rekolekcje wielkopostne 2025

 

AKTUALIZACJA: PARAFIALNE REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE – Bazylika Narodzenia  Najświętszej Maryi Panny w Pszowie

Rekolekcje wielkopostne wygłosił dla nas ks. Sławomir Kowalski, kapłan z Ruchu Rodzin Nazaretańskich w diecezji płockiej i proboszcz parafii Świętej Rodziny w Mławie.

Zacisze, 7 kwietnia 2025

Homilia

Dzisiejsza Ewangelia, czytana też w V niedzielę Wielkiego Postu, opowiada o wydarzeniu w Jerozolimie, kiedy do Jezusa została doprowadzona przez faryzeuszy kobieta cudzołożna. Ta Ewangelia pokazuje jak człowiek sprytnie ukrywa swoje problemy, potępiając i obciążając innych. Faryzeusze mieli problem ze sobą, ale oskarżali dziewczynę. Jezus zaproponował, aby ten, kto uważa się za człowieka bezgrzesznego pierwszy rzucił w młodą kobietę kamieniem. Oni jednak zastanowili się i zaczęli odchodzić i w ten sposób przyznając , że są grzesznikami.

Przykładem oskarżania innej osoby, by samemu się oczyścić, może być pewne małżeństwo. Mąż poważany człowiek pracował w firmie i współpracował z wieloma ludźmi. Praca zapewniała stabilność finansową rodziny. Dzięki sumiennej i rzetelnej pracy jego żona, będąc na emeryturze zajmowała się domem. Jednak zaniedbywała swoje obowiązki, bo nie potrafiła utrzymać porząku, ani nie przygotowywała posiłków. Mąż wystarczająco dużo zarabiał, że stać go było na zatrudnienie ludzi do sprzątania i prowadzenie domu. Żona nie uważała się winna zaniedbań, za to obwiniała męża o romans z księgową. Całą swoją energię kierowała na śledzenie męża, sprawdzanie jego telefonów, kontrolowanie: gdzie i z kim udaje się na wyjazdy służbowe. Dokuczała mu swoimi podejrzeniami, poniżała ciągłymi docinkami i oskarżeniami. Mąż był niewinny. To były normalne kontakty zawodowe. Jednak w domu był prześladowany. Między małżonkami był dystans, mieszkali w oddzielnych pokojach. Ona miała władzę nad mężem, a sama nie spełniała swoich podstawowych obowiązków. Kto był gorszy w tym małżeństwie? Mąż czy żona?

Następny przykład jak można oskarżać innych, a samemu być sto razy gorszym. Tam, gdzie małżonkowie mają złe relacje ze sobą, wtedy dzieci są zagrożone. Zagrożone jest ich szczęście, powołanie i droga rozwoju, ponieważ rodzice domagają się od dzieci więzi wyłączności, nawet, gdy dzieci są już dorosłe i mają swoja rodzinę. Taki rodzic może żądać od dziecka częstych, nawet codziennych kontaktów ze sobą. Jeśli dziecko mieszka daleko oczekuje częstych i długich rozmów telefonicznych lub za pomocą łącza elektronicznego. Pewna mama dorosłego syna, kiedy poznała jego wybrankę na żonę wzięła ją na osobistą rozmowę. Poinformowała w sposób wydawałoby się życzliwy, że jej syn jest jak mały chłopiec, którego musi ta dziewczyna wychowywać. Zdradziła jego słabość i zasugerowała, by popracowała nad tą wadą, choć to będzie dla niego trudne, ale w przyszłości okaże się dobre dla ich przyszłego małżeństwa. Chodziło matce o to, by pomiędzy młodymi była niezgoda, podejrzliwość i oskarżanie. Kiedy syn po spotkaniu z dziewczyną przychodził do domu zdenerwowany, zbolały i rozdrażniony, matka otaczała go swoją dobrocią i troską, pokazując mu, kto go tak naprawdę kocha, by poczuł niechęć do dziewczyny, która mu dokucza, a doceniał tylko ją - matkę.

Często bronimy siebie, naszej nieuporządkowanej grzeszności przez napadanie na drugiego człowieka. Bóg musi zwrócić naszą uwagę, byśmy zauważyli, że to my mamy problemy, a nie inni. Gdy obwiniamy drugiego człowieka, to często po to, by ukryć swój grzech. Pozostawmy w spokoju bliźniego. Bóg sam o niego zadba. Tak jak zadbał o jawnogrzesznicę, kiedy ze wstydem odeszli jej oskarżyciele. Jezus wtedy powiedział do niej: Jesteś wolna. Nie grzesz już więcej. Jesteśmy wolni w konfesjonale, gdy wyznajemy grzechy. Mamy się modlić i oddawać swoje problemy Bogu, a nie zajmować się innymi. Bóg sam się o nich zatroszczy.

Zacisze, 7 kwietnia 2025

Konferencja wielkopostna - Nadzieja jest lekiem na cynizm i oziębłość.

W życiu każdego człowieka może się pojawić oschłość. Możemy być zniechęceni, gdy nic emocjonującego się nie dzieje, gdy modlitwa nie przychodzi z łatwością, w czasie Mszy świętej nic się nie przeżywa, a w czasie adoracji nie ma uniesień. W czasie tych spotkań z Bogiem nic do nas nie dociera, nie przenika. A wspólnota: to wciąż ci sami ludzie, wiadomo kto i co powie, nie ma emocji pobudzających do aktywności. Tak apatia przenika do życia duchowego. Mamy za sobą wiele lat w Ruchu, długo w duchowości. Na początku przeżywaliśmy głęboko więź z Bogiem, uczyliśmy się żyć Jego wolą. To trwa tyle lat, aż staje się zwyczajne.

Papież Benedykt XVI pisał o nadziei w encyklice Spe Salvi. Świat stanie się doskonały i człowiek stanie się doskonały długą mozolną pracą. Wszystko, co osiągnęliśmy mozolną pracą, co było dobre i uświęcone, chcemy przekazać następnemu pokoleniu. Jednak jest to złudzenie. Każdy człowiek, każde pokolenie musi siebie na nowo budować. Jeśli przyjmie to duchowe dziedzictwo, to będzie mu łatwiej, ale musi się samo zdobyć na wysiłek budowania tego, co dobre, moralne, duchowe. Tak jak znalezienie lekarstwa na groźną chorobę nie da spokoju na dłużej, ponieważ pojawią się nowe schorzenia nie mniej groźne od poprzedniego, na które trzeba szukać nowych sposobów leczenie i nowych lekarstw.

Nadzieją jest Bóg. On jest inicjatorem nowych więzi z nami. On nas kocha i chce ciągle na nowo obdarzać nadzieją. Szczególnie, gdy dopada nas apatia, zniechęcenie czy zobojętnienie. Miejmy nadzieję, że będziemy bliżej Boga. Choć teraz może przeżywamy powierzchownie wiarę, to jednak Bóg doprowadzi nas do zjednoczenia ze sobą, bo nas kocha. Odpowiedzią na duchowe problemy jest postawa duchowego żebraka, który nic nie ma, a we wszystkim zależy od Boga.

Abraham był dojrzałym mężczyzną o ustabilizowanej sytuacji pozycji rodzinnej, społecznej i majątkowej. Kiedy już wydawało się, że dobiega jesieni swojego życia, to nagle objawił się Bóg i powiedział mu: Zostaw to wszystko, co masz, ziemię, która daje ci chleb, pastwiska dające pokarm twoim stadom, to co tworzyłeś przez całe życie, zabierz swój lud i wyruszaj do Ziemi Obiecanej. Abraham zostaje wybudzony z uśpienia, ze spokoju, ze spokojnego konsumowania efektów pracy całego życia. Ma wszystko zaczynać na nowo, w nieznanej ziemi.

Maryja, której anioł zwiastował Dobrą Nowinę doznaje lęku, bo Bóg zachwiał Jej poukładanym życiem. Zaślubiona z Józefem, przygotowywała się do rozpoczęcia życia małżeńskiego. Doznała lęku, bo wiedziała, że zawiedzie Józefa, że znajdzie się w niebezpieczeństwie nawet utraty życia. Kto Ją osłoni, kto Ją obroni, gdy wszyscy będą przeciwko Niej. Maryja stała się żebrakiem, który nie wie, jak przejść przez tę sytuację. Jest bezradna nawet w relacji z Józefem. On też czuje się pogubiony. Ich spokój został zburzony, bo nie układa się tak jak się spodziewali. Anioł Ją uspokoił: "Duch Święty Cię osłoni". A później Józef usłyszał: "Nie bój się Józefie przyjąć swojej Małżonki do siebie, bo z Ducha Świętego jest To, co się w Niej poczęło". Czy chcemy, by Bóg wstrząsnął na nowo naszym życiem? Byśmy doznali zachwiania? Byśmy stali się bezradnymi żebrakami, co nic nie mogą?

W hospicjum przebywała pacjentka, która była kobietą silną, sprawną i zadbaną. Kiedy do niej przychodził ksiądz mawiała, że do szczęścia potrzebuje tylko trzech rzeczy: tlenu, leków przeciwbólowych i Pana Boga. Po pewnym czasie, kiedy ją odwiedził, kobieta się zmieniła. Już nie wyglądała tak zdrowo i pięknie, brakowało jej sił, zniknęła pewność siebie. Gdy ksiądz zapytał, jak można pacjentce pomóc, dowiedział się, że chora wchodzi już w etap umierania i żadne zabiegi jej nie pomogą.

Nie wiemy, kiedy przyjdzie dla nas trudny czas. Może to być samotność bez bliskich i niemożność poukładania sobie na nowo życia. Wtedy może pojawić się oziębłość, cynizm, może złość. Może będziemy chcieli sobie po ludzku poradzić. Może nie będziemy chcieli wołać do Boga. Bóg przestanie być dla nas nadzieją. Pamiętajmy, że to nie na nas opiera się nasza nadzieja. Nadzieją jest, że Bóg, który nie cofnął swojej miłości, choć burzy nasze zabezpieczenia. Żyjemy dla wieczności, do życia w wieczności. Bóg chce nas tym życiem obdarzyć. Nie jest łatwo to uznać. Potrzebna jest obecność Maryi, by nas przeprowadziła przez niepokój, lęk i bezradność. Abraham szedł sam. Józef miał Maryję. Jej miłość i więź z Nią była Bożym darem dla Józefa. Maryja uczy nas przechodzenia przez to wszystko, co jest trudne. Gdy zachwieje się nasz świat warto mieć Ją obok siebie. Jej obecność i zjednoczenie z Nią jest naszą nadzieją. Nasza duchowa droga w Ruchu Rodzin Nazaretańskich oparta jest na zawierzeniu się Matce Bożej. To zawierzenie jest bardzo cenne w pracy nad sobą. Niech więź z Maryją będzie naszą nadzieją.

Zacisze, 8 kwietnia 2025

Homilia

Izraelici na pustyni sprzeciwili się Bogu. Brakowało im wody, nie mieli jedzenia, jak w egipskiej niewoli. Zaczęli żałować, że opuścili Egipt. Wtedy Bóg zesłał jadowite węże, które ich śmiertelnie kąsały. Umierali w swoim grzechu. Ratunek przyszedł od Boga. Nakazał wykonanie miedzianego węża na palu. Każdy pokąsany, gdy na niego spojrzał został ocalony od śmierci.

Chrystus w Ewangelii przypomina jak ważne jest spotkanie z Nim, uwierzenie Mu, abyśmy nie pomarli w swoich grzechach. Bez Jezusa w człowieku nie ma doskonałości. Kościół mówi tak często o grzeszności, szczególnie w okresie Wielkiego Postu. Pomaga nam stanąć w prawdzie, zachęca do proszenia o Boże miłosierdzie, byśmy prosili o przebaczenie grzechów. Każdy z nas, na swój sposób zrobił coś złego. Troską Kościoła jest byśmy się uratowali i nie pogubili się na wieki.

Każdy z nas ma swoje złe skłonnosci, tak, że trudno z nami żyć. Mamy taką naturę i charakter, że ludzie z nami nie wytrzymują i odchodzą. Dlaczego odchodzą? Bo chcą być szczęśliwi, a my im na to nie pozwalamy. Kościół tak często mówi o grzechu, abyśmy się nawrócili i poprawili, aby nasi bliscy od nas nie odchodzili.

Uczniowie w Emaus powiedzieli do Jezusa: Zostań z nami Panie. Jezus jest pięknem, dobrem i miłością. Chcemy, by został z nami. Kiedy jesteśmy nawróceni, to ludzie też chcą z nami przebywać. Zastanawianie się nad grzesznością jest po to, by inni chcieli z nami być.

Matka miała syna, który był narkomanem i rozprowadzał narkotyki. Nie można było z nim wytrzymać. Udało się namówić go na wyjazd do Medjugorie. Tam w ośrodku dla narkomanów postanowiła go zostawić. Gdy autokar odjeżdżał do Polski, syn błagał ją, by go nie zostawiała. Prosił tak przekonująco, że inne osoby w autokarze też wstawiały się za nim do matki. Mówi między sobą: bezduszna i bezwzględna matka. Psychiczna presja była tak silna, że matka zgodziła się na powrót syna do kraju. Po dwóch dniach po powrocie syn zmarł z przedawkowania narkotyku.

Niektórzy uważają, że Kościół za dużo mówi o grzeszności, że niepotrzebnie zwraca nam uwagę, że potrzebujemy nawrócenia i Bożego. Nie mów nam, że mamy problemy, to znaczy pozwól nam zginąć, pozwól nam przegrać życie, pozwól nam zdławić nasze powołania.Jak Kościół ma nie mówić i patrzeć obojętnie, jeśli chrześcijanie idą na potępienie.

Każdy ma skłonność do zła i odpowiednio sprowokowany może sam siebie zniszczyć. To nie prawda, że człowiek jest dobry i sam z siebie zawsze wybiera dobro. Nie narzucajmy ludziom przykazań, nie stawiajmy wymagań moralnych, niech każdy sam wybierze. Człowiek sam z siebie nie wybierze dobra, tylko to, co jest dla niego wygodne. Ludzie wyznający tę zasadę wywołali I i II wojnę światową. Oni wiedzieli, czym jest dobro i zło. A wybrali zadawanie ludziom cierpienia. Sama wiedza nie wystarczy. Człowiek potrzebuje wsparcia woli, postawienia granicy złu.

Św. Paweł pisał: Nie czynię dobra, którego chcę, lecz popełniam zło, którego nie chcę. (Rz 7, 18) Chcemy pojednania w rodzinie, a nie umiemy się przełamać i wyciągnąć rękę do zgody. Chcemy nie wracać do zła, którego się brzydzimy, a nie potrafimy się powstrzymać. Pamiętamy w szczegółach, co złego zrobił nam bliźni i przy każdej okazji wypominamy mu to z satysfakcją, by go poniżyć. Mądrość nakazuje wybaczyć, a nie wracać ciągle do tego samego przykrego wydarzenia. Wiele osób nie potrafi powstrzymać się przed dokonaniem zła, czy powiedzeniem czegoś przykrego.

Jezus mówi: Pomrzecie w grzechach, jeśli nie zwrócicie się do Mnie. Musicie się spojrzeć na Mnie z wiarą. Tylko Ja was uratuję przed śmiercią w grzechach. Spojrzenie na krzyż Chrystusa ratuje nas przed grzesznością i pozwala na uczynienie odrobiny dobra.

Św. Benedykta od Krzyża zobaczyła w budynku klasztornym obraz przedstawiający ubiczowanego Jezusa. Spojrzenie na ten obraz zrobiło na niej ogromne wrażenie. Zrezygnowała z klasztornych apartamentów i wybrała skromną celę. Spojrzenie na krzyż ratuje nas przed naszą naturą, pomoże w powstrzymaniu złości, gniewu, popełnieniem złego czynu. Spojrzenie na krzyż daje siłę do dobrych czynów, do dobrych postanowień, do zmiany własnego życia. Pomoże nam postanowić nie poniżać innymi, nie dokuczać im. Spojrzenie na krzyż może tak nas zmienić, że ktoś nam bliski nie odejdzie od nas, bo uzna, że z nami da się żyć.

Kościół przez krzyż uczy jak podnieść się do dobra. Za to powinniśmy być Kościołowi wdzięczni. Jeśli zauważamy, że nie popełniliśmy żadnego zła, to oznacza, że Bóg obdarzył nas wielką łaską. Za to powinniśmy być Mu wdzięczni.

Zacisze, 8 kwietnia 2025

Konferencja rekolekcyjna - Istnieje słabość.

Obchodzimy Rok Jubileuszowy. Rok Nadziei i łaski. Można odwiedzać kościoły jubileuszowe i uzyskać wzmocnienie i łaskę odpustu, w tym jest nadzieja. Jesteśmy zachęcani do podejmowanie troski o bliźniego, by go nie porzucić, ale uratować, by miał nadzieję, że go nie zostawimy, gdy się pogubi, by pamiętał, że będziemy się za niego modlić.

Już nie mamy wpływu na dorosłe dzieci. Mieszkają daleko, a jeśli mieszkają blisko, to i tak nie chcą nas słuchać. Zostaje tylko wymiar duchowy i modlitwa. Nie możemy układać im życia, ale nasza modlitwa może im towarzyszyć.

Otrzymałem SMS – em informację od znajomego, że jego żona złożyła wniosek o rozwód. Napisany bardzo kulturalnie, z prośbą, by nie było orzeczenia o winie. Mąż kocha żonę i swoje córki i zdaje sobie sprawę, że widzenie się z nimi będzie utrudnione. Nadzieją dla niego jest modlitwa z prośbą o interwencje Boga. Zostaje Bóg i Jego łaska.

Papież Benedykt XVI głosząc w 1954 roku kazanie prymicyjne swojemu 24 letniemu koledze powiedział: „Będziesz teraz rzucał Boże sieci w morze świata. Ludzi, którzy stawiają opór i zamykają się w ułudzie pozornego szczęścia, masz wyciągać z powrotem na brzeg wieczności. Będziesz to robił w posępną noc wielu niepowodzeń. Będziesz to robił niestrudzenie i bez szemrania, również w gorzkich godzinach dnia, w których wszystko wyda ci się niepotrzebne, a dzieło twojego życia zmarnowane”.

Jesteśmy tutaj i widzimy, że brakuje nam osób młodych i bogatych. Te dwie grupy czują się silne. Młodzi wierzą w swoją przyszłość, a bogaci uważają, że mogą mieć wszystko, co chcą. Uważają, że Bóg jest im niepotrzebny. W 1929 roku na giełdzie amerykańskiej nastąpił krach. Ludzie tracili w jeden dzień majątki. Wielu bogatych skakało z okien, strzelało do siebie. Nie pogodzili się z myślą o stracie. Kiedy giełda odbiła, ich już nie było To nie jest tak, że zawsze wszystko się ma. Przyszły papież mówił do swojego o dwa lata młodszego kolegi: Będziesz łowił tych, co stawiają opór i zamykają się w ułudzie pozornego szczęścia, masz ich wyciągać z powrotem na brzeg wieczności”. To jest nasze powołanie.

Młodzi rezygnują z sakramentów, z posyłania dzieci na religię w szkole. Byłem świadkiem rozmowy pomiędzy młodą mamą a matką jej partnera życiowego, który był ojcem jej dziecka: Proszę pani, czy mogę wziąć na ręce mojego wnuka? - zapytała babcia.  Za chwilę pani podam dziecko - odpowiedziała młoda mama. Ucinane jest prawo do bycia babcią, okradani jesteśmy z bycia teściową i synową. Okradani jesteśmy z więzi rodzinnych.

Właśnie do takiego świata jesteśmy posłani, by się za nich modlić, by ich nie zostawiać. Świat potrzebuje naszej modlitwy i wierności Bogu, naszych komunii świętych i adoracji. Kiedy byliśmy w trudnych sytuacjach doświadczyliśmy życia w komunii z Maryją. Też przeżywaliśmy niezgodę w rodzinie, zadawane były nam rany. Dlaczego to przetrwaliśmy? Teraz młodzi nie chcą przetrzymać kryzysów, tylko się od razu rozstają. Utracili pragnienie małżeństwa, pragnienie więzi z Bogiem, pragnienie miłości drugiego człowieka. Nie mają pragnienia relacji, trwałego związku.

Gdzie szukać nadziei? Znajdziemy ją w życiu zawierzeniem Maryi. Święty Jan, jako jedyny z apostołów dożył sędziwego wieku, napisał Ewangelię i Listy do wspólnot chrześcijańskich, nauczał, ale przede wszystkim przebywał pod opieką Maryi. Dożył jesieni życia oddany Maryi. To pokazuje, że choć przeżywamy trudności, porażki, to pod opieką Maryi nasze życie będzie bezpieczne. Zjednoczeni z Maryją możemy wchodzić do Jej mieszkania, być obok Niej, prosząc, by Ona była w naszych sercach. Będąc w komunii z Maryją możemy wchodzić do domów naszych braci, wiele nie mówić, ale przychodzić z Maryją. Natchnienie wróci, nadzieja wróci, gdy otworzymy się na Boga.

W dzisiejszym świecie możemy dostrzegać znaki nadziei. Jednym ze znaków było otwarte sprzeciwienie się aborcji przez papieża Franciszka w Brukseli. Drugim znakiem nadziei było przemówienie wiceprezydenta USA J. C. Vance'a w Monachium (14 lutego 2025). W dniu przyjęcia nominacji na swój urząd zapytany, czy jest to dla niego najszczęśliwszy dzień, odpowiedział, że najpiękniejszym przeżyciem ostatnio było poznać wolę swojego syna. Żona Vance'a jest protestantką i umówili się, że ich dzieci, w odpowiednim wieku, same zdecydują jaką wiarę chciałyby wyznawać. Syn oznajmił mu, że chce przyjąć chrzest w Kościele Katolickim

W czasie II wojny światowej znakiem nadziei była śmierć św. Maksymiliana Kolbe. Kiedy przebywał w bunkrze głodowym w całym obozie czuć było jakby innego ducha, zło przestało przerażać i dominować. Bł. ks. Jerzy Popiełuszko w stanie wojennym na swoich kazaniach przypominał, że zło można zwyciężyć dobrem.To dawało nadzieję w stanie wojennym.

Żyjemy w takich czasach, że zmuszają nas różnymi sposobami do odejścia od Boga. Młodzi ludzie mają trudniej, nie radzą sobie, ogarnia ich apatia. Bóg właśnie dlatego, będzie wzbudzał nowe powołania ludzi, którzy będą łowić tych, co stawiają opór i zamykają się w ułudzie pozornego szczęścia, by wyciągać ich z powrotem na brzeg wieczności. Podejmijmy troskę o bliźniego. Wierzymy w interwencję Maryi. Choć jesteśmy bezradni i bezbronni, to mamy więź z Maryją budowaną przez lata poprzez akt zawierzenia. Bóg chce wzbudzać nowe powołania ludzi, którzy będą walczyć o zagubionych. Na rekolekcje, ktoś zaprosił 30 młodych osób, zaraził ich swoim entuzjazmem wiary. W jaki sposób odpowiedział na powołanie dane przez Boga, by zdobyć dla Boga zagubionych. Przyjmijmy z wiarą wydarzenia, jakie nas spotykaja, przyjmijmy porażki i cierpienia, ofiarujmy za bliźnich cichą modlitwę i komunię świętą.

W Mławie prowadzimy przedszkole katolickie dla dzieci. Rodzice, którzy je zapisują do nas nie zawsze są głęboko wierzący. Może tylko przez te kilka lat wykorzystują naszą ofiarność, a potem odchodzą od Kościoła. Jednak ten wydawałoby się krótki okres w życiu dziecka jest niezwykle ważny i zostawia ślad w jego osobowości. Dziecko w wieku od 3 do 6 lat może u nas się modlić, poznawać swojego Boga, będzie myśleć o Bogu. Potem, nawet jeśli rodzice nie podtrzymają jego wiary pozostanie w nim zapis na całe życie, nie do wymazania. Nawet po 20, 30, 40 latach przypomni sobie. Wystarczyć może mały impuls duchowy i może wrócić pragnienie powrotu do wiary w Boga. Może po wielu latach powie Jezusowi: Jezu, ufam Tobie. To jest nadzieja.

Rok Jubileuszowy, Rok Nadziei przypomina nam, że nie jesteśmy sami. Mamy własną historię, poznaliśmy ludzi, którzy zdecydowali się na radykalną formację, na radykalną drogę życiową. Nadzieja jest w tym, że Bóg może powołać nowych ludzi i uczynić ich apostołami naszych czasów. My też pozostając w komunii z Maryją będziemy darem dla bliźnich. Maryja pragnie naszego zbawienia. W tej nadziei pozostańmy.

Zapisane konferencje pochodzą z notatek spisanych przez E. Myśliwiec i nie stanowią całości wypowiedzi.