mozaika ZAPRASZAMY

do kościoła Świętej Rodziny w Warszawie ul. Rozwadowska 9/11

29 kwietnia 2025 (wtorek)

19.00 Msza święta
20.00 konferencja

Dyżur liturgiczny pełni grupa parafii św. ojca Pio z Grochowa

Izaak miłował ją

 

Izaak był jedynym dziedzicem Abrahama a przede wszystkim dziedzicem Bożej obietnicy i błogosławieństwa: „(…) dotrzymam przysięgi, którą dałem twojemu ojcu, Abrahamowi, że rozmnożę potomstwo twe jak gwiazdy na niebie oraz dam twojemu potomstwu wszystkie te ziemie. Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia takiego, jakie jest udziałem twego potomstwa, dlatego że Abraham był mi posłuszny - przestrzegał tego, co mu poleciłem: moich nakazów, praw i pouczeń.” (Rdz 26,3b-5).

Problemem, z jakim musiał się zmierzyć Abraham, była żona odpowiednia dla Izaaka. Nie chciał, aby jego syn pojął za żonę Kananejkę. Wezwał więc swego sługę i dał mu polecenie: „chcę, żebyś mi przysiągł na Pana, Boga nieba i ziemi, że nie weźmiesz dla mego syna Izaaka żony spośród kobiet Kanaanu, w którym mieszkam,ale że pójdziesz do mego rodzinnego kraju i wybierzesz żonę dla mego syna Izaaka” (Rdz 24,3-4). Gdy sługa ów dotarł do rodzinnego miasta Abrahama, modlił się: „Panie, Boże Pana mego Abrahama, spraw, abym spotkał ją dzisiaj; bądź łaskaw dla mego pana Abrahama! Gdy teraz stoję przy źródle i gdy córki mieszkańców tego miasta wychodzą, aby czerpać wodę niechaj dziewczyna, której powiem: "Nachyl mi dzban twój, abym się mógł napić", a ona mi odpowie: "Pij, a i wielbłądy twoje napoję", będzie tą, którą przeznaczyłeś dla sługi swego Izaaka.” Dalej Pismo św. stwierdza: „Zanim przestał się modlić, nadeszła Rebeka córka Betuela, syna Milki, żony Nachora, brata Abrahama; wyszła z dzbanem na ramieniu. Panna to była bardzo piękna, dziewica, która nie obcowała jeszcze z mężem.” (Rdz 24,12-16).

Później zaś: ”(…)dziewczyna pobiegła do domu i opowiedziała swej matce o tym, co zaszło” a sługa został zaproszony do jej domu i mógł przedstawić swoją sprawę. Odpowiedzieli mu wówczas ojciec i brat Rebeki: „Ponieważ Pan tak zamierzył nie możemy ci powiedzieć nie lub tak. Masz przed sobą Rebekę, weź ją z sobą i idź. Niechaj będzie ona żoną syna pana twego, jak postanowił Pan.” (Rdz 24,50-51). Ale i sama Rebeka miała się wypowiedzieć: „Zawołajmy dziewczynę i zapytajmy ją samą. Zawołali zatem Rebekę i spytali: «Czy chcesz iść z tym człowiekiem? » A ona odpowiedziała: «Chcę iść».” (Rdz 24,57-58). W ten sposób plan Opatrzności spotkał się z wolnością człowieka i w niej dopełnił.

Przed odjazdem Rebeka otrzymuje jeszcze ojcowsko-braterskie błogosławieństwo:

«Siostro nasza, wzrastaj w tysiące nieprzeliczone i niech potomstwo twoje zdobędzie bramy swych nieprzyjaciół!»(Rdz 24,60).

Izaak, gdy pojął za żonę Rebekę, miał już czterdzieści lat. Można powiedzieć, że był już starym kawalerem. W podobnej sytuacji znalazł się błogosławiony Ludwik Martin. Po nieudanej próbie wstąpienia do zakonu prowadził życie samotnicze. Tym razem jednak Boża Opatrzność posłużyła się tajemniczym głosem, który odezwał się w duszy jego przyszłej żony. „To ten, którego ci przeznaczyłem” usłyszała Zelia mijając nieznanego sobie jeszcze Ludwika na moście św. Bernarda w Alençon. Wkrótce poznali się i poważnie podeszli do tej propozycji Opatrzności, aby ustabilizować swoje samotne życie. Postanowili podjąć próbę życia ideałami zakonnymi, między innymi ślubu czystości, w małżeństwie. Ludwik napisał nawet na ten temat opracowanie uzasadniające wartość takiego związku na wzór św. Rodziny z Nazaretu.

Św. Teresa opisując swoich rodziców stwierdziła, że wyrosła „z gleby przesiąkniętej do głębi wonią dziewictwa”. Ideały rodziców spełniły się w powołaniu zakonnym wszystkich pięciu córek, a zwłaszcza w wybitnej świętości twórczyni „małej drogi” i Doktora Kościoła św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Można zaobserwować podobieństwo działania Bożej Opatrzności w losach patriarchy Izaaka i jego żony Rebeki, którzy przenosili błogosławieństwo dla całej ludzkości w dalsze pokolenia, i rodziców reformatorki duchowości Kościoła. Wspólnym mianownikiem będzie tu poddanie się woli Bożej.

Nasze małżeństwa także nie są dziełem przypadku. Boży plan obejmuje zarówno nasze przedślubne drogi, wspólne życie, jak i losy naszych dzieci. Czy dostrzegamy Boże prowadzenie, czy odpowiadamy na nie wiarą? Jaki fundament duchowy Bożego błogosławieństwa budujemy przyszłości naszych najbliższych?

„Wziąwszy Rebekę za żonę, Izaak miłował ją.” (Rdz 24,67). W historii miłości Izaaka i Rebeki ważne miejsce odgrywają studnie. Przy studni sługa Abrahama spotyka Rebekę i przekonuje się, że jest ona życzliwa i godna być żoną dla Izaaka (Rdz 24,11-49). Gdy sługa Abrahama i Rebeka wracają do Ziemi Kanaan spotyka ona Izaaka idącego od studni (Rdz 24,62-65). Studnia/źródło jest symbolem Pana („Bo podwójne zło popełnił mój naród: opuścili Mnie, źródło żywej wody, żeby wykopać sobie cysterny, cysterny popękane, które nie utrzymują wody” Jr 2,13)  i życia pochodzącego od Boga („Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu»” J 4,14). Studnia lub źródło to obraz ukochanej osoby będącej źródłem radości („Pij wodę z własnej cysterny, tę, która płynie z twej studni. (…) niech źródło twe świętym zostanie, znajduj radość w żonie młodości. Prz 5,15.18; Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico, ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym (…) Tyś źródłem mego ogrodu, zdrojem wód żywych spływających z Libanu” Pnp 4,12.15). Te słowa Pisma wypełniły się szczególnie w życiu Izaaka i Rebeki, gdyż był to jedyny patriarcha żyjący w monogamii i bez konkubin.

1. Jaki udział Bożej Opatrzności dostrzegam w podwalinach mojego małżeństwa?

2. Jak realizuję Boży plan odnośnie mojego małżeństwa?

Małżeństwo jako sakrament

Kościół uczy nas o niepojętym zamyśle Boga wobec małżeństwa: „Syn Boży, który przyjął ciało człowieka upadłego”, by odnowić cały rodzaj ludzki, nie poprzestał na włączeniu małżeństwa w ten Boży plan miłości. „Gdy przywrócił mu pierwotną czystość…, podniósł je do godności prawdziwego i «wielkiego» sakramentu Nowego Przymierza”

Ze swej natury małżeństwo jest umową, czyli aktem rozumu i woli. W przypadku osób nieochrzczonych jest to umowa cywilna. Jednak dla chrześcijan małżeństwo nie jest samą tylko umową, ale jest sakramentem. Sakrament nie jest dodany do umowy, ale stanowi go sama umowa. Tak więc gdy narzeczeni oddają się sobie wzajemnie, sprawują sakrament. To oni są jego szafarzami, a nie kapłan – on ich błogosławi. Małżeństwo, podobnie jak każdy sakrament, jest źródłem specjalnej łaski, a narzeczeni są tymi, którzy jej sobie nawzajem udzielają.

 Może wydawać się dziwne, że na materię sakramentu małżeństwa, obok bogactwa więzi duchowej, psychicznej i cielesnej, składają się działania, które są wspólne dla ludzi i dla zwierząt, i o których czasem krępujemy się mówić. Jednak dziwi się tylko ten, ktopostrzega sprawy wyłącznie z ludzkiego punktu widzenia, oczyma człowieka zmysłowego – homo animalis – który nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić (1 Kor 2, 14). W przypadku zwierząt działania te służą jedynie podtrzymaniu gatunku. W przypadku chrześcijan ich celem jest wzrost Kościoła, mistycznego Ciała Chrystusa – powiększanie liczby tych, którzy stają się drugim Chrystusem.

Św. Paweł przy różnych okazjach rozważał tę tajemnicę i mówił o niej, chcąc by pierwsi chrześcijanie dobrze ją zrozumieli. Tłumacząc wiernym obowiązki poszczególnych członków rodziny, zwraca się do mężów: Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół.

Aby zdać sobie sprawę z wielkości sakramentu małżeństwa trzeba ponadto wziąć pod uwagę jego wybitnie społeczny charakter. „Małżeństwo istnieje przede wszystkim ze względu na społeczne ciało Kościoła. Z tego tytułu można je porównać z sakramentem kapłaństwa, który ma na celu nie tyle osobiste dobro kapłana, co przede wszystkim dobro Kościoła. Małżeństwo chrześcijańskie «konsekruje» w pewien sposób małżonków do pełnienia misji w Kościele. Są oni włączeni w ciało Kościoła już nie tylko z tytułu indywidualnej przynależności, lecz jako małżonkowie i rodzice, jako współtwórcy ogniska domowego, i z tego tytułu są powołani do podjęcia specjalnej i niezwykle ważnej roli w Kościele”

Rodzice św. Teresy Dzieciątka Jezus, Zelia i Ludwik Martin, doświadczyli bardzo wyraźnie tej społecznej funkcji małżeństwa. Na początku swego wspólnego pożycia młodzi nie zachowywali się jednak jak zwykli zakochani. Chcieli żyć w związku podobnym do tego, jaki łączył Najświętszą Maryję Pannę ze św. Józefem. Zelia – głęboko tęskniąca za klasztorem – mogła w dziewiczym małżeństwie spokojnie trwać w ideałach młodości i mieć nadzieję na osiągnięcie doskonałości. Poglądy Ludwika możemy poznać z jego dzieła na temat dziewiczego życia Świętej Rodziny. Jednak Panu Bogu wcale nie o to chodziło... W Zelii rodzi się wówczas pragnienie posiadania dzieci.

Po dziesięciu miesiącach małżeństwa, na skutek interwencji spowiednika, następuje koniec okresu życia dziewiczego. W kilka tygodni później poczyna się Marynia. Szansa osiągnięcia „wyższej doskonałości” wydaje się bezpowrotnie stracona. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Zelia uległa tzw. myśleniu na sposób ludzki, czyli pokusie przykładania do Boga i Jego planów ludzkiej miary.. Pokora wzrastała w Zelii, kiedy doznawała rozczarowania w realizacji swoich planów i czuła się gorsza od swojej siostry zakonnicy – jakby wzgardzona przez Boga. Posłuszeństwo wyraziło się w rezygnacji z własnej wizji drogi do świętości i poddaniu kierownictwu spowiednika.

Zaparcie się samego siebie– małżonkowie Martin spełnili na pozór paradoksalnie… podejmując współżycie fizyczne. Kochali się miłością ludzką, lecz ich umiłowanie czystości i siła ciążącego stereotypu drogi do świętości, która zarezerwowana w tamtych czasach była dla duchowieństwa były tak wielkie, że dopiero wyraźne ukazanie woli Bożej przez pośrednictwo kapłana otworzyło dla nich tę „zakazaną” sferę życia. Nie było to jednak przekreślenie życia w duchu ewangelicznej czystości. wyłączając jej wymiaru cielesnego (dziewictwo). Małżonkowie Martin właśnie w ten sposób oddali swe ciała Bogu: poprzez siebie nawzajem, okazując sobie oddanie nie na użytek własnemu egoizmowi, lecz by przyjąć od Boga dar dzieci i ciężar rodzicielstwa. Okazał się on ogromny – wystarczy powiedzieć, że czworo dzieci zmarło, w tym wszyscy chłopcy, krzyżując tym samym marzenia matki o tym, że ich dłonie celebrować będę Eucharystię..

Sama Zelia w liście do bratowej pisze: „ Gdy zamykałam oczy moim kochanym dzieciom i gdy je grzebałam, doznawałam wiele bólu, ale on był zawsze pełen rezygnacji. Nie żal mi było cierpień i trosk, jakie dla nich poniosłam. Niektórzy mi mówili: „Lepiej było nie mieć ich wcale”. Nie mogłam słuchać tych słów. Uważałam, że cierpienia i troski nie mogą być porównane ze szczęściem wiecznym moich dzieci. Zresztą nie straciłam ich na zawsze. Życie jest krótkie i pełne nędzy, odnajdę je tam wysoko. Szczególnie po śmierci pierwszego odczułam żywo szczęście z posiadania dziecka w niebie. Bo Pan Bóg dowiódł mi w sposób wyraźny, że przyjął moją ofiarę. Otrzymałam za pośrednictwem tego aniołka nadzwyczajną łaskę. Widzisz, droga Siostro, że to wielkie szczęście posiadać aniołka w niebie, ale niemniej to wielki ból utracić dziecko. Na tym polegają największe cierpienia naszego życia.”

Każda z córek (było ich pięć) otrzymuje powołanie zakonne: wśród nich znajduje się św. Tereska, jedna z najbardziej znanych i kochanych świętych, odnowicielka duchowości Karmelu oraz, jako trzecia w historii kobieta, Doktor Kościoła.

I ta niezwykła święta w swoich kanonizowanych pismach stwierdza, że będzie tylko jedną z pereł w koronie matki. Jej świętość bazowała na świętości rodziców, którzy – jako pierwsi w historii małżonkowie – wspólnie objęci są procesem beatyfikacyjnym. Opisując swoją rodzinę (jako ziemię świętą i do głębi przenikniętą wonią dziewictwa) św. Teresa potwierdza, że mimo wydania na świat dziewięcioro dzieci, rodzice żyli duchem ewangelicznej rady czystości. A cierpienia Zelii spowodowane śmiertelną chorobą piersi, były podstawą skuteczności jej macierzyństwa – już nie w wymiarze fizycznym, lecz duchowym, gdyż zgodnie z jego zasadą, sformułowaną przez św. Teresę, tylko cierpienie może rodzić dusze dla Jezusa.

Na rodzinnym grobie państwa Martin widnieje napis: Błogosławione plemię sprawiedliwych. Znaczy to, że dzieci świętych rodziców dziedziczą ich błogosławieństwo – święci rodzą świętych. A drugi napis na nagrobku Zelii i Ludwika: Ave Crux, spes unica! (Witaj Krzyżu, nadziejo jedyna!) pozwala zrozumieć tajemnicę duchowego macierzyństwa i ojcostwa, które tak wyraźnie się w nich dokonało – cierpienie połączone z Krzyżem Chrystusa może rodzić dusze dla Chrystusa, sprowadzać na nie łaskę, która skutecznie ułatwi im drogę do świętości.

Pytania są tylko pomocnicze, może zrodziły się inne refleksje po przeczytaniu tekstu.

  1. Jaką widzę rolę przed moim sakramentalnym małżeństwem?
  2. Jak patrzę na moje dzieci? Może uznaję ich za swoją własność, nie licząc się z tym, że wobec każdego z nich Bóg ma plan?

Abraham i Sara

 

„Wiara otwiera nam drogę i towarzyszy nam na przestrzeni dziejów. Dlatego jeśli chcemy zrozumieć, czym jest wiara, powinniśmy opowiedzieć jej historię, drogę ludzi wierzących, o której w pierwszym rzędzie świadczy Stary Testament. Szczególne miejsce należy się Abrahamowi, naszemu ojcu w wierze.” Te słowa otwierają I rozdział nowej Encykliki „Lumen Fidei” (tj. „Światło wiary”) Ojca Świętego Franciszka, która została opublikowana na obecnie przeżywany w Kościele rok wiary.

Dalej Ojciec Święty stwierdza: „(…) jeden aspekt historii Abrahama jest ważny dla zrozumienia jego wiary. Słowo Boże, nawet jeśli niesie ze sobą nowość i zaskoczenie, nie jest czymś odległym od doświadczenia Patriarchy. W głosie, który zwraca się do Abrahama, rozpoznaje on głębokie wezwanie, od zawsze wpisane w jego wnętrzu. Bóg łączy swoją obietnicę z miejscem, w którym życie człowieka jawi się zawsze jako obiecujące: jest w nim ojcostwo, zrodzenie nowego życia: «Żona twoja, Sara, urodzi ci syna, któremu dasz imię Izaak» (Rdz 17, 19)”

Te stwierdzenia kierują nas w stronę przeżywania wiary we wspólnocie osób, jaką stanowi małżeństwo. Sara, żona Abrahama, również była adresatką obietnicy i podobnie jak on, przeżywała trudności w jej przyjęciu. Przedłużający się okres oczekiwania na spełnienie planów Bożych wywołał u niej kryzys wiary i próbę znalezienia ludzkiego rozwiązania problemu bezpłodności. Podsunęła swojemu mężowi pomysł spłodzenia potomka z jej niewolnicą Hagar, co wywołało później kryzys w małżeństwie Abrahama i Sary. Niewolnica zaczęła uznawać siebie za ważniejszą od żony Abrahama a Sara zaczęła się na to skarżyć mężowi. To, co było ludzkim rozwiązaniem, nieopartym na wierze w Bożą obietnicę, okazało się zgubne dla wszystkich: dla Sary, Abrahama, Hagar, która uciekła na pustynię a nawet jej syna Izmaela, który stał się kimś, kto, odwrotnie niż syn obietnicy Izaak, przyniesie przekleństwo: „będzie on utrapieniem” (Rdz 16,12). Czy problem braku potomstwa nie staje się obecnie często przyczyną ludzkich manipulacji i rozwiązań niezgodnych z wiarą?

W homilii wygłoszonej 28.06.2013 Papież Franciszek skierował pouczenie o różnych sposobach działania Boga w naszym życiu do tych ludzi, którzy chcieliby „poganiać” Pana, bo wydaje im się, że działa zbyt wolno, opieszale albo nawet – zapomina o tym, co powinien dla nas zrobić. „Nie ma protokołu działania Boga w naszym życiu, choć zawsze mamy do czynienia ze spotkaniem między nami a Bogiem” – stwierdza Ojciec św. „On wybiera swój sposób wejścia w nasze życie. Czyni to na swój sposób, kiedy to jest najlepsze dla nas. Uznanie tego faktu wymaga od nas cierpliwości.”

Nieraz zauważamy, że Bóg natychmiast nas wysłuchuje. Przykładem może być uzdrowienie trędowatego, opisane przez św. Mateusza: „A oto zbliżył się trędowaty, upadł przed Nim i prosił Go: Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: Chcę, bądź oczyszczony! I natychmiast został oczyszczony z trądu.” (Mt 8,2-3)

Nie zawsze jednak Boże działanie ujawnia się natychmiast. Tu Ojciec św. odwołuje się do przykładu Abrahama. Otrzymał on obietnicę od Boga, że jego potomstwo będzie „liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza” (Rdz 22,17), a tymczasem mijały lata i żona nie urodziła mu ani jednego potomka.

„Ta późna ingerencja Boga w życie Abrahama i Sary była tak wielka, że – jak zauważa papież Franciszek – wydała się niemożliwa do spełnienia. Podobnie bywa i z nami. To, co obiecał nam Pan, jest tak wielkie, że jesteśmy trochę niedowiarkami, sceptykami i jak Abraham ukradkiem się uśmiechamy. Mówi dzisiejsze pierwsze czytanie, że Abraham, upadłszy na twarz, roześmiał się... z odrobiną sceptycyzmu pomyślał: «Jakże to, jak w wieku niemal stu lat będę miał syna, a moja 90 letnia żona zostanie matką, urodzi syna?». Ten sam sceptycyzm dostrzeżemy u Sary przy dębach Mamre, gdy trzej aniołowie mówili to samo do Abrahama. Sara uśmiechnęła się do siebie i pomyślała: „Teraz, gdy przekwitłam, mam doznawać rozkoszy, i mój mąż starzec?” (Rdz 18,1-15). Pan ma swój czas.” (Hom. 28.06.2013)

Trzeba ufać Bogu, gdy wydaje się nam, że działa zbyt wolno. Pan zawsze wybiera swój sposób wejścia w nasze życie. Wiele razy czyni to tak powoli, że grozi nam utrata cierpliwości. Kiedyż o Panie! Modlimy się i modlimy... A Pan nie wkracza w nasze życie. Pomimo tego pozornego „ociągania się Boga” trzeba Mu ufać i przyjąć z cierpliwością Jego sposób ingerowania w nasze życie. Trzeba cierpliwie czekać, trwać w obecności Pana i żyć nienagannie. Trzeba wierzyć, że Bóg wkroczy w nasze życie wtedy, gdy będzie to najlepsze dla nas. Również wybrał dla nas najlepszy moment i rodzaj naszej śmierci. Najlepszy dla naszej wieczności. I z tym powinniśmy się pogodzić. To przyjąć z ufnym poddaniem się Mądrości i Miłości.

Powinniśmy pamiętać o tym, że Bóg nie może zadziałać szybciej, bo sami Mu w tym przeszkadzamy. Nieraz Bóg nie może szybciej ukazać nam swojego działania z powodu naszej małej wiary i niechęci do nawrócenia. Papież Franciszek zauważa, że Bóg nie może szybciej zadziałać, bo nie dowierzamy Mu, bo jesteśmy sceptyczni, nie wierzymy w Jego moc. „Dla sceptyków nie może On uczynić cudu”. (Hom. 28.06.2013) Bóg musi cierpliwie czekać, aż pozwolimy Mu działać dzięki naszej umocnionej wierze.

1. Czy doświadczyłem oczekiwania na spełnienie się Bożych obietnic i o poczucia „ociągania się” Boga w moim życiu?
2. Jakie jest moje podejście do trudności, które spotykają mnie i moich najbliższych?