mozaika ZAPRASZAMY

do kościoła Świętej Rodziny w Warszawie ul. Rozwadowska 9/11

29 kwietnia 2025 (wtorek)

19.00 Msza święta
20.00 konferencja

Dyżur liturgiczny pełni grupa parafii św. ojca Pio z Grochowa

Uczniowie, którym zabrakło ufności dziecka. Konf. 02.02.2021

Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego

Zacisze, 2 lutego 2021

Znalezione obrazy dla zapytania: rozmowa z samarytanką obrazy

Jezus objawia się tym, którzy mają wobec Niego wiarę i ufność dziecka. Uczniowie, którzy poszli za Jezusem nie wierzyli Mu w pełni, ponieważ zabrakło im ufności i wiary dziecka. Uwidocznione zostało to w zestawieniu z postawą i wiarą Samarytanki. Ona w pełni otworzyła się na Jezusa, dlatego On objawił się jej, kim jest. Podobnie ujawnił się człowiekowi niewidomemu od urodzenia w odpowiedzi na jego ufną wiarę.

Dotąd uczniowie nie spotkali się z wyraźnym objawieniem się Jezusa. Przygotowywał ich do tego momentu przez dłuższy czas. Potrzebowali przejść przez drogę o wiele trudniejszą niż Samarytanka, czy człowiek niewidomy od urodzenia. Jezus był wobec nich bardziej wymagający i podkreślał ich niewystarczającą wiarę. Pomagał im zobaczyć, że tylko częściowo Mu ufają. Wskazywał im, że mają zbyt małą wiarę, by plany Boże mogły być zrealizowane.

Uczniowie nie byli świadkami rozmowy Nauczyciela z Samarytanką, bo przybyli w momencie, kiedy dialog już został zakończony. Dziwili się tylko, że rozmawiał z obcą kobietą, chociaż wprost nie postawili pytania, dlaczego z nią rozmawiał. Jezus dialog z Samarytanką rozpoczął od pytania, czy dałaby Mu się napić i że może dać jej wodę żywą. Rozmowa z uczniami rozpoczęła się od pytania o pokarm. Uczniowie przynieśli Mu posiłek, a On powiedział, że ma inny pokarm do jedzenia, o którym oni nie wiedzą. Uczniowie od dłuższego czasu przebywają z Jezusem, przyzwyczajeni są do bycia z Nim. Brakowało im świeżości i ufności w relacji z Mistrzem i przy tym nie ujawniali przed Nim pytań, które ich nurtują.

Jezus chciał ich pobudzić do myślenia, do zastanowienia się nad swoją postawą wobec Niego. Apostołowie usłyszeli powołanie, porzucili wszystko, byli świadkami, jak ludzie słuchają Nauczyciela, lecz sami nie otworzyli się do końca na Niego, na Jego moc, nie przyjęli nauki, którą głosił.

W rozmowie z Jezusem Samarytanka przechodzi kilka etapów, aby dojść do pełnej i ufnej wiary. W przypadku uczniów te etapy zostały rozłożone w czasie, a ich rozstrzygnięcie, czyli otwarcie na Jezusa, nastąpiło po Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Wtedy ich otwarcie miało daleko idące konsekwencje. Jezus wielokrotnie przestrzega uczniów przed nieufnością czy racjonalizowaniem tego, w czym uczestniczą. Przestrzega ich przed postawą faryzeuszów. (Strzeżcie się kwasu faryzeuszy. Dlaczego macie otępiały umysł? Dlaczego nie widzicie, choć macie oczy? Dlaczego nie słyszycie, choć macie uszy?) Na potwierdzenie swego ostrzeżenia Jezus przypomina im cud rozmnożenia chleba.

Dla nas jest to również ostrzeżenie. O niedostatku naszej wiary Jezus mówi dosadnie. W życiu również doświadczyliśmy wielu cudów ze strony Jezusa. Do nas mówi: macie oczy, a nie widzicie, macie uszy, a nie słyszeliście, nie pamiętacie, jakie cuda wam uczyniłem? Pamięć cudów wietrzeje i zachowujemy się tak, jakbyśmy nigdy nie doświadczyli mocy Jego działania, chociaż ciągle potrzebujemy odwoływać się do pomocy i działania Jezusa, kiedy stajemy przed wyzwaniami, które nas przerastają.

Czytając dzienniczek duchowy Piotra Sawickiego „Chcę do nieba”, z jego ostatnich dziewięciu miesięcy życia dostrzegamy, że Bóg nie dawał mu taryfy ulgowej, ale obdarował go umiejętnością odwoływania się do swojej miłości i do miłości Matki Bożej. Piotr szczerze i odważnie zarzucił Jezusowi, że nie spełnił wielu jego dobrych próśb, które nie były sprzeczne z wolą Bożą. Stało się tak, by ukształtowała się w nim ufność dziecka. To jest trudne doświadczenie duchowe: kierować do Boga przez wiele lat prośby, gdy On ich nie spełnia. Bóg prowadzi z nami dialog, by wzrastała i osiągnęła w nas pełnię – ufność dziecka.

Zawierzyć Miłosierdziu - rekolekcje zimowe, 4-6 stycznia 2021

Maryja wzorem otwarcia na Pana Boga

 .

https://www.niedziela.pl/gifs/portaln/624x400/1537388034.jpg

.

Konferencja ks. Kazimierza Sztajerwalda, 4 stycznia 2021

.

Zawierzyć – to ważne słowo. Ważne jest komu zawierzamy siebie i swoje sprawy. Zawierzamy siebie tylko osobie, którą dobrze poznaliśmy, zaufanej, która nas nie zawiodła, nie okłamała, i wielokrotnie doświadczyliśmy, że można na niej polegać.

Maryja była prowadzona przez Boga przez całe życie, dosłownie od chwili poczęcia. Zwiastowanie nastąpiło po wcześniejszym przygotowaniu Jej przez Boga. Od dzieciństwa była oddana na służbę Panu, poznawała i rozważała Słowo Boże, poznawała dobroć Boga w historii jej narodu i zapewne także w jej osobistym życiu.

Bóg objawia się każdemu człowiekowi na różny sposób, niekiedy w sposób bardzo wyraźny, kiedy chce pociągnąć nas w szczególnym kierunku w różnych okresach życia. Kiedy w wierze spojrzymy wstecz naszego życia to poznajemy, że tak naprawdę On prowadził i chronił nas przez całe życie.

Jezus przeszedł przez swoje życie dobrze czyniąc, nauczając o Bogu, uzdrawiając chorych, karmiąc zgłodniałych, nawracając grzeszących i wskrzeszając umarłych. Dotykał ludzkich serc, znał potrzeby duchowe swoich słuchaczy. Ludzie obdarzali Go zaufaniem i powierzali Mu siebie, swoich bliskich i swoje sprawy. Słuchano Go uważnie, gdyż poruszał serca i pociągał do gorącej miłości Boga. Chociaż, kiedy mówił trudne rzeczy wielu ludzi odwróciło się od Niego, w tym nawet uczniowie.

W ostatnich tygodniach do parafii zgłaszają się osoby, które chcą zrezygnować formalnie ze swojej przynależności do Kościoła. W czasie rozmowy ujawnia się, że już dawno porzucili modlitwę, przestali się spowiadać, chodzić do kościoła. Jak to się mogło stać? Można tę sytuację porównać do młodego człowieka, którego rodzice karmią, ubierają, dbają o jego potrzeby, kupują mu prezenty. Aż przychodzi taki dzień, kiedy ktoś obcy mówi temu człowiekowi, że rodzice nie zasługują na zaufanie, że zabraniają, że ograniczają jego wolność. Wskutek złych podszeptów wzbudzana jest w młodym człowieku podejrzliwość, a czasem pewność, że rodzice nie zasługują na zaufanie, ani na szacunek. Młody człowiek może nawet stać się wrogiem swojej rodziny, która go wychowała i obdarzyła miłością.

Podobnie w raju - zły duch powiedział do pierwszych ludzi, że Bóg ich nie kocha, bo nie pozwala wszystko, nie zasługuje na ich zaufanie, i nie muszą Go słuchać i będą wtedy wolni, a nawet będą tacy, jak Bóg. Pierwsi ludzie obdarzeni przez Boga wspaniałymi darami i Jego zaufaniem, tak łatwo nastawili ucho na podstępne złe słowo, bez refleksji, że dlaczego mieliby nie ufać Temu, kto jest godny zaufania i z obfitości Jego dobroci do tej pory korzystali. W jednej chwili odwrócili się od dobrego Boga, a zaufali temu, wobec którego nie ma żadnych podstaw, żeby mu ufać, który nic dobrego dla nich nie zrobił. Jest tylko jego słowo, które w złym świetle stawia dobrego Boga, który ich nie kocha i ich okłamuje.

Postawa Maryi jest przeciwieństwem postawy pierwszych rodziców. Bóg przygotowywał Maryję do zwiastowania i przygotował Ją do udzielenia najdoskonalszej odpowiedzi na Jego Słowo, jakim było – Fiat – "Oto ja Służebnica Pańska, niech mi się stanie według Słowa Twego". Powiedziała, że zgadza się, aby Bóg zrobił z Jej życiem, to co zechce. Bóg dał Jej wolność i Ona tę wolność Jemu oddała. Później życie przyniosło wydarzenia, na które Maryja godziła się mówiąc, niech mi się stanie według Słowa Twego, niech tak będzie.

Podobnie i my jesteśmy zaproszeni, by udzielać Bogu odpowiedź na miarę maryjnego Fiat. Odpowiedzieć na Jego pytanie: czy się zgadzasz na mój plan? Nie rozumiemy, dlaczego nasze życie w określony sposób przebiega, nie rozumiemy sensu wielu wydarzeń, ale mówimy: zgadzam się na Twoją wolę. Nie rozumiem, dlaczego dzieci odeszły od wiary, ale otwieram swoje serce, bo chcę z Tobą przeżywać tę trudność. Maryja powiedziała Bogu – TAK – i Bóg przyszedł na świat.

Bóg nie zostawił pierwszych ludzi bez nadziei. Obiecał, że przyjdzie Niewiasta, która zdepcze głowę węża. Obiecał że „wszyscy, którzy przyjmą Jezusa, Słowo Boże, da moc, aby się stali dziećmi Bożymi” (J 1, 18). Obiecał, że „Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, napełni nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym.” (Ef 1, 3-6)

Św. Augustyn w komentarzu do Psalmów pisał: "Bóg obiecał i zobowiązał się na Piśmie, że da nam wieczne zbawienie, wieczną szczęśliwość niekończącego się życia w społeczności aniołów i nieśmiertelną chwałę, słodycz oglądania Jego oblicza, swoje święte mieszkanie w niebie, a po naszym zmartwychwstaniu wyzwolenie z wszelkiej obawy śmierci. ... Obiecał ludziom udział w swoim bóstwie, śmiertelnym nieśmiertelność, grzesznym usprawiedliwienie, a nędznym stworzeniom uwielbienie. ... Ludzie nie mogli uwierzyć, że oni, poddani śmierci i zagładzie, oni, tak nędzni i słabi, oni którzy są prochem i pyłem mieli się stać w przyszłości równi aniołom Boga."

"Mnie grzesznika Bóg wybiera i gwarantuje wypełnienie wobec mnie obietnic. Ustanowił Pośrednika - swojego jedynego Syna, aby uwierzono Jego słowom, i abyśmy przez Niego mogli dojść do przyrzeczonego nam celu."

W Chrystusie mogę zaufać Bogu. Jezus przyszedł do grzeszników, do tych, co się źle mają, aby być z nimi, aby ich obmyć w swojej Przenajświętszej Krwi i zrealizować wobec nich Bożą obietnicę. Eucharystia pobudza mnie na nowo do zawierzenia się Bogu, gdyż Jezus obmywa mnie z grzechów, abym w wolności i z radością podejmował Jego wolę, aby On we mnie i przeze mnie mógł działać.

Tak, jak Maryja mamy żyć wiarą. Dotykamy obietnicy, którą Bóg już realizuje w naszym życiu. Choć grzech nas powala, osłabia i zawstydza, jednocześnie pomaga nam być pokorniejszymi przed Bogiem i pozwala zadziwiać się coraz bardziej Jego dobrocią gdy wracamy do Niego. Człowiek samotny żyje dla siebie, żyje sprawami bieżącymi i nie ma sensownej perspektywy. Gdy jednak spotyka kogoś kto się w nim zakochał, i którego on pokochał, wtedy wszystko się zmienia w jego życiu. Życie jego nabiera nowej jakości, staje się sensowne, i wartościowe, ma dla kogo żyć i poświęcać się.

Wierzymy, że jesteśmy dziećmi Bożymi powołanymi do świętości, do chwały jak to ukazał nam wyżej św. Augustyn. Jednakże, abyśmy nie wbili się w pychę poznając tak wielkie i niewiarygodne obietnice Boże nie możemy zapomnieć kim jesteśmy sami z siebie. Powinniśmy uczyć się od Maryi postawy pokory i jednocześnie pełnego zaufania Bogu. Ona "pełna łaski, … błogosławiona między niewiastami" mówiła o sobie, że jest służebnicą, dosłownie niewolnicą Pańską. I my także świadomi swojej wolności i godności wypływającej z wybrania przez Boga, powinniśmy w pełni Mu ufać i w postawie uniżenia służyć Mu, jak Maryja - Służebnica Pańska.

Mamy wielką godność, której nie umniejsza postawa uniżenia. Postawa uniżenia i pokory jest najlepszą postawą, przez którą Bóg może zrealizować swój zamysł prowadzenia nas w świętości, do pełni zjednoczenia z Nim, do nieba. Maryja udzieliła świadomej odpowiedzi na zwiastowanie anioła i w swej postawie uniżenia - uznania własnej nicości oddała wszystko Bogu. Postawa pokory uniżenia pozwala, by Boża łaska i miłość przez nas promieniowała. Łaska pochodzi od Boga, a my rodzimy się dla Boga. Od Niego wszystko pochodzi i jest dla Jego chwały. Mamy pozwolić Bogu, abyśmy z Niego się narodzili i przez Niego i do Niego byli prowadzeni. Trzeba prosić Maryję, abyśmy nie ustawiali się w poprzek planom Jezusa przez przywiązania, miłość własną, lęki starego człowieka. Zadaniem dziecka przy porodzie jest nie stawiać oporu matce, aby ułatwić jej jego narodzenie. Analogicznie i my powinniśmy pozwolić Maryi, aby była naszą Matką, a także akuszerką, która pomoże dziecku ukierunkować się na Chrystusa, aby dla Niego się narodziło.

Bóg często łamie nasze schematy, według których żyjemy, nasze plany, zaskakuje nas, jednocześnie zapraszając, byśmy się dali Jemu zadziwić i poprowadzić, abyśmy puścili siebie - oddali swoje plany, przywiązania, zabezpieczenia i oparcia i poszli za Nim na wzór Maryi i zawierzając się Jej.

 .

Postawa dziecięctwa Samarytanki

 .

WSZYSTKO JEST GRĄ MIŁOŚCI – Samarytanka « Krzysztof OSUCH, SJ – Szukać i  znajdować Boga we wszystkim

 .

Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego, 5 stycznia 2021

.

 

Biblijnym przykładem dziecka, które przyjmuje w sposób szczególnie owocny miłość Boga, jest

Samarytanka, którą Pan Jezus spotkał, kiedy odpoczywał przy studni Jakubowej.

Była w tej kobiecie szczególna prostota i otwartość, która pociagała Pana Jezusa do okazania

jej szczególnej łaski, właściwie kolejnych łask: najpierw samej rozmowy, obietnicy daru

tajemniczej "wody żywej", wreszcie objawienia prawdy o Sobie - oczekiwanym od wieków

Mesjaszu. Uderzające jest, że tak wielkie łaski stają się udziałem grzesznicy, która zresztą, na

pytanie Pana Jezusa, nie kryje faktu, że prowadzi grzeszne życie z mężczyzną, który nie jest

jej mężem; Pan Jezus to potwierdza, "słusznie powiedziałaś" - aprobuje jej szczerość...

Nie mamy tu zatem do czynienia tylko z grzesznością tej kobiety: Samarytanka trwała

w postawie grzechu, była grzesznicą. A jednak otrzymuje kolejne łaski, można powiedzieć za

św. Janem, otrzymuje "łaskę po łasce", w miarę jak rozwija się jej dialog, spotkanie z Panem

Jezusem.

.

      Chiara i Enrico Petrillo

 .

Chiara Petrillo: Żyjemy, by kochać i być kochani – Miłujcie się!

 .

Współczesnym przykładem życia w podobnej postawie dziecka jest poruszajaca historia Chiary

i Enrico Petrillo, szczególnie w okresie ich małżeństwa, które trwało w latach 2008 - 2012.

Można powiedzieć, że to również byli grzesznicy, podobni do Samarytanki, zwłaszcza

w okresie swojej młodości i burzliwego narzeczeństwa. Kiedy się poznali, na pielgrzymce

w Medjugorie, ona miała 18 lat, a on 23, i od razu pojawiła się między nimi miłość. Jednak ich

relacja przez kilka kolejnych lat była trudna, często kłócili się, rozstawali, znowu godzili się...

On po rozstaniu z inną dziewczyną zmagał się ze swoimi problemami, kompleksami, ona

z kolei była bardzo wymagająca, żądająca wiele od innych... Wtedy na ich drodze Pan Bóg

postawił franciszkanina ojca Vito d' Amato. Przez jego duchową posługę już w czasie

przygotowania do małżeństwa stopniowo zaczęli inaczej rozumieć i patrzeć na swoje zycie.

I tak, zniechęcony wcześniej do życia Enrico odkrył w pewnej chwili, że warto żyć, gdy człowiek

naprawdę pragnie kochać. Z kolei Chiara nauczyła się ufać Bogu i odkryła, że druga osoba jest

darem Pana Boga, a nie kimś, kto jej się po prostu należy. Ojciec d' Amato formował

narzeczonych w duchu św. Franciszka, który nauczał, że "Miłość trzeba oczyszczać przede

wszystkim z pokusy posiadania". Ta myśl towarzyszyła im, była drogowskazem w wielu

sytuacjach, które ich później spotykały w życiu małżeńskim.

.

      Maria Gratia Letizia

.

Wkrótce po ślubie otrzymali dar dziecka. Była to dziewczynka, którą nazwali Maria Gratia

Letizia. Jednak w czasie badania zdiagnozowano u niej wadę, nie miała wykształconej czaszki,

co oznaczało brak szans na przeżycie po porodzie. Chiara odrzuciła wszelkie sugestie

dotyczace możliwości aborcji dziecka. Pomimo diagnozy, że dziecko umrze zaraz po

urodzeniu, była przekonana, że jest ono darem Pana Boga, który Pan Bóg jej powierza i jej

zadaniem jest zapewnić mu jak najlepszy rozwój. Podobnie uważał Enrico, mówił:

„Maria Grazia Letizia otworzyła nasze serca. Otwórz drzwi, a wejdzie łaska, wejdą prawdziwa

miłość, sens życia, wieczność. Tego właśnie dokonała Maria Grazia Letizia. Bóg kazał nam

postępować krok za krokiem i powoli wszystko stawało się dla nas coraz jaśniejsze. A kiedy

odkrywamy rzeczywistą obecność Boga, potrafimy bardziej kochać”. Ten dar, który został

przyjęty przez małżonków, pociągał za sobą kolejne dary, które otrzymywali: "łaskę po łasce".

Chiara i Enrico kochali swoją córkę coraz bardziej. Nie wstydzili się dziewczynki i z dumą o niej

opowiadali. Jej życie nie było dla nich błędem i nie nosili w sobie myśli, że byłoby lepiej, gdyby

ich córka była inna. Chiara mówiła: „Każde kopnięcie Marii było darem. Tak bardzo chciała,

bym naprawdę ją czuła… Jak gdyby chciała przypomnieć nam, że jest tam dla nas”. Maria

Grazia Letizia przyszła na świat 10 czerwca 2009 r. i w ciągu pół godziny swego ziemskiego

życia zdążyła ucieszyć sobą rodziców i bliskich oraz przyjąć chrzest, który Chiara nazwała

„największym darem, jaki Bóg mógł nam ofiarować”. Młoda matka wyznała też później: „Nigdy

nie zapomnę chwili, kiedy ją zobaczyłam po raz pierwszy. Zrozumiałam wtedy, że jesteśmy

złączone na zawsze. Nie myślałam, że będzie z nami tylko przez chwilę. To było

niezapomniane pół godziny. Gdybym usunęła ciążę, aborcji z pewnością nie mogłabym

wspominać jako radosnego dnia, w którym pozbyłam się problemu. Chciałabym o nim

zapomnieć, bo byłby to dzień ogromnego cierpienia. Tymczasem dzień narodzin Marii będę

mogła wspominać jako jeden z najpiękniejszych w moim życiu i będę mogła opowiadać

dzieciom, że Bóg chciał, żeby miały niezwykłą siostrzyczkę, która się za nich modli w niebie.

Matkom, które straciły dzieci, chciałabym powiedzieć, że zostałyśmy matkami, otrzymując

w darze dziecko. Nie liczy się, na jak długo zostało ono nam dane: na miesiąc, na dwa

miesiące czy tylko na kilka godzin… Liczy się tylko to, że otrzymaliśmy je w darze… I tego

nie da się zapomnieć”. Zapomnieć nie dało się także pogrzebu dziewczynki. Ku zdumieniu

obecnych rodzice dziecka ubrani byli na biało i w czasie nabożeństwa – grając na skrzypcach

(Chiara) oraz na gitarze (Enrico) – wielbili Boga za Marię Grazię Letizię. Przygotowali też

obrazki z wizerunkiem Matki Bożej, na których odwrocie zamieścili wzruszający list do córki,

zawierający m.in. takie słowa: „Możemy obyć się bez wszystkiego, potrzeba nam tylko poznać

Ojca i przygotować się na to spotkanie. Ty urodziłaś się gotowa na nie, a ja nie znajduję słów,

by ci powiedzieć, jak bardzo jesteśmy z ciebie dumni”.

.

 

      David Giovanni

.

Kilka miesięcy później przyjęta łaska przyciągnęła nastepną łaskę. Dar kolejnego dziecka.

Tym razem Chiara oczekiwała chłopca Davida Giovanniego. On także, podobnie jak jego

siostra, okazał się dla rodziców zaproszeniem do większej miłości. Podczas jednego z badań

prenatalnych stało się jasne, że dziecko nie ma jednej nogi i tylko kikut drugiej. „Za pierwszym

razem – relacjonowała Chiara – Bóg zapytał nas: »Czy jesteście gotowi towarzyszyć dziecku

tam, dokąd was zaprowadzę?«. Zgodziliśmy się i było to przepiękne. Za drugim razem,

w przypadku Davida, Bóg zapytał: »Czy jesteście gotowi przyjąć do waszej rodziny dziecko

niepełnosprawne, nawet jeśli będzie miało poważne wady?«. W tym przypadku nasza

odpowiedź również brzmiała: tak. Byliśmy gotowi przyjąć dar łaski”. Dar łaski w miarę rozwoju

chłopca objawił nowe oblicze. Z powodu braku wód płodowych matki w organizmie Davida

nie wykształcił się szereg narządów wewnętrznych, co oznaczało, że i jego czeka rychła

śmierć po porodzie. W kościele św. Anastazji, do którego oboje rodzice weszli po wizycie

u lekarza, Chiara raz jeszcze powtórzyła: „Nie rozumiem, ale się zgadzam”. Podobnie myślał

Enrico: „My nie powinniśmy posiadać. Nie mamy prawa do życia innych i tyle. Pan daje mi

krzyż i ja muszę go nieść. Bo idąc z krzyżem, dowiem się, co Bóg pragnie mi powiedzieć”.

Małżonkowie w czasie ciąży Chiary znów imponowali czułą miłością do swego dziecka,

pokojem, pogodą ducha oraz niekoncentrowaniem się na sobie, lecz na innych. Wraz

z przyjaciółmi pojechali na pielgrzymkę do Turynu, ażeby – jak przyznała Chiara – modlić

się tam przed Całunem „o uzdrowienie dziecka, ale przede wszystkim o łaskę, by również

i tym razem z otwartym sercem przyjąć ten wielki dar”. Dawid żył 38 minut, uradowawszy

najbliższych i przyjąwszy chrzest, tak jak jego siostra żegnany był przy akompaniamencie

muzyki oraz śpiewu Chiary i Enrica. Jemu także poświęcono obrazek ze znamiennym

wyznaniem jego rodziców: „Nauczyłeś nas, że miłość nie tworzy żadnych dzieł niedoskonałych.

Ty jesteś cudem jedynym, niepowtarzalnym i wyjątkowym. Ileż miłości nam dałeś! […] twoje

przeznaczenie to chwała większa od naszej”.

.

      Francesco

.

Boda católica de Paco Roig y Mara Vidagany tras 40 años de matrimonio  civil: Su hijo jugaba a ser cura, él y su padre se encontraron con Cristo y  todos viven la

.

Małżonkowie otrzymali nastepnie kolejny dar łaski. Pojawia się Franciszek, trzecie dziecko.

Chłopiec od początku rozwijał się prawidłowo i nic nie wskazywało na to, że podzieli los

swojego rodzeństwa. Cios dla rodziny przyszedł z zupełnie nieoczekiwanej strony. Zaczęło się

od afty na języku Chiary. Pomimo przyjmowanych przez pacjentkę leków zmiana ta nie znikała,

lecz się powiększała. Po serii badań, kiedy kobieta była w szóstym miesiącu ciąży, nie było już

wątpliwości: 27-letnią Włoszkę zaatakował jeden z najbardziej agresywnych nowotworów. Co

więcej, zabieg polegający na usunięciu sporej części języka Chiary nie rozwiązał problemu.

Konieczna była operacja wycięcia węzłów chłonnych oraz radioterapia i chemioterapia. Tym

zaś Chiara nie chciała się poddać, kierując się dobrem dziecka. Sprzeciwiła się też propozycji

wywołania przedwczesnego porodu, uważając, że jej obowiązkiem jest zapewnić Franciszkowi

jak najlepszy rozwój, a nie narażać życie chłopca na ryzyko. Po urodzeniu dziecka była gotowa

poddać się nawet najbardziej inwazyjnemu leczeniu, wykluczała je jednak w czasie ciąży.

Zdanie żony podzielał jej mąż. Małżonkowie, których spotkała za tę decyzję fala krytyki,

postanowili szukać umocnienia nie u ludzi, lecz u Boga. W czasie swego pobytu w Asyżu

modlili się, czytali Pismo Święte i wzrastali w ufności. O ich wielkiej wierze i posłuszeństwie

woli Bożej świadczą słowa Enrica: „Nie jesteśmy zagniewani na Boga, bo wiemy, że to On stoi

za wszystkim. A zrozumieć, że za wszystkim stoi Bóg, jest czymś najwspanialszym na

świecie”. Ostatecznie Franciszek urodził się kilka dni przed terminem, 30 maja 2011 r. Chiara

na nacieszenie się trzecim, tym razem zdrowym, dzieckiem miała na razie dwa dni, po nich

bowiem przeniesiona została na oddział onkologiczny i poddana operacji, a w kolejnych

tygodniach intensywnemu naświetlaniu i chemioterapii. Po okresie leczenia, który – jak się

wydawało – przyniósł zatrzymanie choroby, kobieta poświęciła się macierzyństwu. Niepokojące

objawy pojawiły się w jej organizmie pod koniec roku, a przypieczętowane zostały wynikami

medycznymi 28 marca 2012 r. Wykazały one przerzuty nowotworowe na płuca, oko, wątrobę

oraz piersi. Dla Chiary rozpoczął się ostatni, dwuipółmiesięczny, etap ziemskiej wędrówki.

Chiara bardzo świadomie przygotowywała się do pożegnania z bliskimi i do spotkania

z Bogiem. Przede wszystkim dokonała kolejnej ofiary z siebie, rezygnując z całkowitego

oddania się dziecku, wiedząc, że byłoby to zabójcze nie tylko dla niej i dla Franciszka, który

nagle znalazłby się bez matki. Uczyła więc Enrica samodzielnego rodzicielstwa,

a przyjaciołom oddała większość obowiązków macierzyńskich. Do końca myślała o potrzebach

innych, nie swoich. Ciesząc się małymi radościami, Chiara coraz bardziej wybiegała ku

wieczności. Żyła sakramentami pojednania i Eucharystii, adoracją Najświętszego Sakramentu

i codzienną modlitwą. Póki miała siły, grała na skrzypcach na cotygodniowym nabożeństwie

różańcowym. Imponowała spokojem i radosną ufnością. Powierzała się Maryi specjalną

modlitwą: "O Dziewico Maryjo, Ty, która jesteś moją Matką, która tak bardzo mnie kochasz ze

strony Boga, przyjmij dzisiaj moje pragnienie całkowitej konsekracji Tobie. Oddaję Ci całą

swoją osobę i całe swoje życie, oddaję Ci swoje ciało, swoje myśli i uczucia, swoją głęboką

zdolność do miłości i do poznania prawdy. Wszystko, co jest moje, niech będzie Twoje i do

Ciebie przynależy. Wszystko Ci oddaję, abym mógł (mogła) całkowicie należeć do Chrystusa,

który jest życiem mojego życia. Z ufnością i miłością powtarzam Ci: „Gwiazdo Poranna,

prowadź mnie do Jezusa”. Totus Tuus!"

30 maja rodzina Petrillich świętowała roczek Franciszka. W liście-testamencie Chiara napisała

wówczas do synka m.in. takie słowa: „Z tego, co udało mi się zrozumieć przez te wszystkie

lata, mogę tylko ci powiedzieć, że Miłość stanowi centrum naszego życia. Przychodzimy na

świat z miłości, żyjemy, by kochać i być kochani, i umieramy, by poznać prawdziwą miłość

Boga. Celem naszego życia jest kochać i być zawsze gotowym kochać innych tak, jak tylko

Bóg może nas tego nauczyć. […] Pan zawsze cię kocha i zawsze wskaże ci drogę, którą iść,

jeśli otworzysz przed Nim swe serce… Zaufaj, bo warto”. Na cztery dni przed śmiercią

podczas modlitwy wiernych prosiła o ufność w plany Boże, dodając, że one „nigdy nas

nie rozczarują”. Pełna pokory postawa Chiary, tak daleka od buntu, szła w parze

z posłuszeństwem woli Bożej jej męża. „Jeżeli moja żona idzie ku Temu, kto miłuje ją bardziej

niż ja, dlaczegóż miałbym się z tego nie cieszyć?” – pytał Enrico. Od swej żony usłyszał też

niezwykłe pytanie: „Enrico, gdybyś wiedział, że twoja ofiara może zbawić dziesięć osób,

zgodziłbyś się?”. „Tak, ale tylko z pomocą łaski” – odpowiedział. „Ja też, Enrico. Dlatego

modlę się o cud wyzdrowienia, ale tak naprawdę nie pragnę go”.

.

Canonization Cause for Chiara Corbella & Peace in Ethiopia and Eritrea |  EWTN Vaticano Full Episode - YouTube

.

W internecie jest dostępne ich zdjęcie ze spotkania z Papieżem Benedyktem XVI: Chiara

trzyma na rękach kilkumiesięczne dziecko, ma zasłonięte prawe oko, utracone w wyniku

choroby, obok mąż Enrico, Papież im błogosławi... Chiara Petrillo zmarła 13 czerwca 2012 r.

w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa. Uderzające jest w tej historii, jak wiele może

dokonać Pan Jezus swoją łaską w kimś, kto jest grzesznikiem, podobnym do Samarytanki.

Taki grzesznik może otrzymywać "łaskę po łasce", o ile ma postawę dziecka, stałą gotowość

do przyjmowania darów Boga. Małżonkowie Petrillo świadomie, konsekwentnie odrzucali

pokusę traktowania dzieci jak swoją własność, dzięki temu mogli doświadczyć tak wielu

darów miłości Pana Boga.

 .

Postawa dziecięctwa niewidomego od urodzenia

.

warsztaty ikonopisania / The Way of Icon - Iconography workshop: Ikona  Uzdrowienia niewidomego od urodzenia - DROGA IKONY

.

Konferencja ks. Mieczysława Jerzaka, 6 stycznia 2021

.

Bóg ma dla człowieka plan zbawienia, dobroci i miłości, który chciałby zrealizować. Plan, wtedy będzie zrealizowany, jeśli człowiek przyjmie postawę ewangelicznego dziecka. Przeszkodą realizacji planu Bożego są ludzkie plany, które nie zawsze są spójne z planami Boga. Pan Bóg powiedział do ludzi narodu wybranego: „Jestem bowiem świadomy zamiarów, jakie zamyślam co do was - wyrocznia Pana - zamiarów pełnych pokoju, a nie zguby, by zapewnić wam przyszłość, jakiej oczekujecie”(Jr 29,11).

Wszystkie wydarzenia opisane w Ewangeliach mają swój cel, ponieważ zostały wybrane spośród innych, niezliczonych wydarzeń, cudów, czy wypowiedzi Jezusa, które zapamiętali i zapisali Jego uczniowie. Ewangeliści wybrali tylko część z nich. Św. Jan kończąc swoją Ewangelię zapisał: „Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać”. (J 21, 25)

Bóg miał ciekawy plan miłości wobec człowieka niewidomego od urodzenia, którego historię tak opisał św. Jan Apostoł i Ewangelista. Jezus, ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: «Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomy – on czy jego rodzice?» Jezus odpowiedział: «Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże. Trzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata». To powiedziawszy, splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego; i rzekł do niego: «Idź, obmyj się w sadzawce Siloam» – co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił, widząc (J 9,1-7).

Niewidomy był w szczególnej sytuacji, bo Boży plan miłości był ciekawy dla niego, dla jego rodziców oraz dla uczonych w Piśmie i faryzeuszów, którzy z urzędu zajmowali się cudem uzdrowienia. (Cud jest to religijne określenie zjawiska lub zdarzenia, którego nie da się racjonalnie wyjaśnić przez odwołanie do przyczyn naturalnych, a które będąc niepojętym i niewyjaśnionym przez znane człowiekowi prawa natury, uważane bywa za znak ingerencji Boga).

W tamtym czasie ludzie uważali, że wszelkie cierpienie jest karą Bożą za grzechy osoby, którą dotknęło nieszczęście albo za grzechy jego najbliższych, w tym wypadku rodziców. Niewidomy zmagał się ze swoim kalectwem od początku swojego życia, a od chwili kiedy zaczął rozumieć swoją sytuację, miał poczucie, że jest osobą gorszą, winną, naznaczoną odrzuceniem przez swoje środowisko i przez Boga (myślał, że Pan Bóg go i jego rodziców pokarał). Często dotykało go upokorzenie. Kiedy spotyka Jezusa i rozmawia z Nim, to przyjmuje wszystko, co On mówi i robi. Jezus czyni błoto, nakłada je na jego oczy i poleca, aby poszedł do sadzawki. Czy Jezus nie mógł od razu uczynić cudu? Niewidomy nie buntuje się, przyjmuje polecenie i je spełnia. Ma postawę dziecka ewangelicznego. Ufa i wierzy, że tylko Jezus może go uratować.

Ciekawa jest reakcja rodziców niewidomego wobec cudu, jakiego doznał ich syn. Od kiedy odkryli, że ich dziecko nie widzi, przeżywali nie tylko nieszczęście syna, ale mieli poczucie własnej winy, choć nie wiedzieli jakiej. Żyli w stresie i doznawali upokorzeń przez wiele lat. Dodatkowo wiedzieli, że syn jest skazany na przegraną, że nic w życiu nie osiągnie i będzie musiał liczyć na opiekę innych osób. Po uzdrowieniu swojego dziecka mają trudne zadanie, gdyż mają się wypowiedzieć przed uczonymi w Piśmie na temat syna, a przede wszystkim na temat Jezusa, który go uzdrowił, ponieważ faryzeusze nie tyle pytają o ich syna, ile o Syna Bożego. Byli w trudnej sytuacji, gdyż faryzeusze wszystkich zwolenników Jezusa postanowili wyłączyć z Synagogi. Łatwo było ich zastraszyć, ponieważ już wcześniej czuli się wykluczeni, naznaczeni winą. W takiej sytuacji nie wiadomo, czy się cieszyli czy martwili z uzdrowienia swojego dziecka? Rodzice wybrali drogę kompromisu. Nie chcą potwierdzić, że to Jezus go uzdrowił. Nie wyznali publicznie wiary w cud Jezusa. Dyplomatycznie odesłali swoich rozmówców do syna „ma swoje lata, niech mówi”.

Trudne zadanie przyjęli na siebie faryzeusze i uczeni w Piśmie. Mieli udowodnić, że nieprawdziwym jest cud, którego naocznymi świadkami byli sami i wielu ludzi, w tym uzdrowiony, jego rodzice i sąsiedzi. Jeśli rodziców prawie udało się uciszyć, to z uzdrowionym mieli problem. Nie pomogły żadne środki nacisku, ani groźba odrzucenia, ani nawet samo wyrzucenie z Synagogi. Uzdrowiony nie poszedł na kompromis, jak rodzice, nie wyparł się ani cudu, ani Jezusa. Dlaczego faryzeusze nie byli w stanie przyjąć Jezusa? Dlaczego zaprzeczali oczywistym faktom, których byli świadkami? Sami nie potrafili przyjąć planu miłości Boga i utrudniali przyjęcie takiego planu innym ludziom.

Niewidomy, główny bohater tej ewangelicznej opowieści, doznał uzdrowienia, ale to nie on jest główną postacią tego wydarzenia. Najważniejszą osobą jest Jezus Chrystus, który się objawia człowiekowi poprzez dokonany cud. Objawia się, aby w Niego uwierzyć i przyjąć jako Syna Bożego, tak jak objawił się trzem mędrcom ze Wschodu, którzy uwierzyli w Niego i oddali Mu hołd jako nowo narodzonemu królowi Izraela. Zakończenie tej opowieści jest ciekawe. Jezus dowiedziawszy się, że faryzeusze wyrzucili uzdrowionego spotkał się z nim ponownie. Zapytał: „Czy wierzysz w Syna Człowieczego?” Ten odpowiedział pytaniem (taki był wtedy sposób relacji, że na pytanie odpowiadało się pytaniem) „A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył?” Wtedy Jezus objawia się mu i mówi: „Jest nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie”. On zaś odpowiedział: „Wierzę, Panie!” i oddał Mu pokłon. Uzdrowiony przyjmuje w pełni plan miłości Bożej w postawie dziecięcej wiary, bez cienia kompromisu.

Jezus jest przy nas i ma dla nas plan miłości Bożej. Możemy siebie zapytać, jak odkrywamy ten plan i jak go przyjmujemy? Ten plan ma szczegóły i detale, które mają być odkrywane i realizowane na co dzień.

Plan miłości Bożej można przyjąć, jak Maryja, która powiedziała Bogu „TAK” i była temu wierna przez całe życie. Jak Samarytanka, która uwierzyła Jezusowi i mówiła o Nim wszystkim. Jak Chiara i Enrico, którzy rozpoznali plan Boży przyjmując z miłością wszystkie swoje dzieci, którymi ich Bóg obdarzył i akceptując wszystkie wydarzenia, jakie ich spotkały. Albo, jak niewidomy od urodzenia, który nie lękając się odrzucenia, uwierzył w Jezusa. Czy przyjmujemy plany miłości Bożej na drogach naszego powołania życiowego?

Najdoskonalsza odpowiedź Maryi. Konf. 8.12.2020

Konferencja ks. Andrzeja Mazańskiego

Zacisze, 8 grudnia 2020

W duszy rodzi się Bóg. Ks. Jan Sochoń o kazaniach adwentowych Mistrza  Eckharta - ks. Jan Sochoń

W czasie Zwiastowania Maryja udzieliła aniołowi najlepszą odpowiedź jaka mogłaby być udzielona. Jednak, aby ta odpowiedź mogła być doskonała Bóg obdarzył Ją najpierw łaską Niepokalanego Poczęcia. Ta łaska sprawiła, że Maryja była wolna od grzechu pierworodnego i od jego skutków. Była wolna od mówienia Bogu ”nie”, wolna od braku zaufania Bogu, braku zawierzenia, wolna od układania po swojemu planu na życie z pominięciem woli Bożej. Maryja, pełna łaski była przygotowana, by na wezwanie Boga odpowiedzieć „tak”.

Najdoskonalsza odpowiedź, jaką się Maryja posłużyła została zapisana w Ewangelii: „Oto ja, Służebnica Pańska. Niech mi się stanie według Słowa twego” (Łk 1, 38). Słowa te zostały wypowiedziane z wnętrza serca osoby całkowicie zwróconej ku Bogu. Te słowa są najdoskonalsze, jakie mogłyby być wypowiedziane w takiej chwili. Ale nie chodzi tylko o słowa. Dalej Maryja najdoskonalej odpowiada na to pytanie swoim życiem poprzez podejmowanie wybory i decyzje w sytuacjach, w jakich Ją stawia Bóg.

W komentarzu do odpowiedzi Maryi w czasie Zwiastowania w Biblii Poznańskiej czytamy, że Maryja w czasie Zwiastowania określa siebie, jako Niewolnicę Pańską, a nie Służebnicę Pańską, do którego określenia jesteśmy przyzwyczajeni. Maryja widzi siebie bardziej, jako Niewolnicę Pańską, niż Służebnicą Pańską. Niewolnik, to osobą, która nie posiada żadnych praw i wolności, a wola pana jest jego wolą. Dzieje się tak nie dlatego, że tego pragnie, ale jest to mu narzucone wbrew jego własnej woli. W wypadku Maryi różnica jest taka, że Ona sama dobrowolnie podejmuje postawę Niewolnicy Pańskiej wobec Boga. Wybiera taką postawę, ponieważ Jej wola, rozum i serce przeniknięte są łaską Bożą.

W starożytności nikt dobrowolnie nie stawał się niewolnikiem, a Maryja chce dobrowolnie stać się Niewolnikiem Boga. Chce być rzeczą Boga. Była przeniknięta łaską, dlatego Jej serce, umysł i wola dobrowolnie wybrało poddanie się Bogu. Odpowiedź Maryi była najlepsza dla Niej i dla wszystkich ludzi.

Jakie to ma znaczenie dla nas? Mamy przyjmować i żyć postawą Maryi. Pragnąć takiej zależności od Boga i tę zależność realizować w życiu. Powinniśmy otwierać się na łaskę Bożą i pozwalać, by wnikała w nasze serce, umysł i wolę.

image_154

Chiara Corbella Petrillo to współczesna kobieta, która jest kandydatem na ołtarze. W jej sprawie prowadzony jest obecnie proces beatyfikacyjny. Chiara jest przykładem osoby, która na drodze swojego powołania rozpoznaje i przyjmuje wolę Bożą. Chiara urodziła się w 1984 roku. W 2008 roku zawarła sakrament małżeński z Enrico Petrillo. Jeszcze w okresie narzeczeńskim młodzi przyjęli przewodnictwo duchowe franciszkanina ojca Vito d'Amato, który przygotowywał ich do rozpoznawania w życiu łaski Bożej. Ojciec Vito wpoił im zasadę ubóstwa duchowego, uczył ich przyjmować z wdzięcznością wszystko, co Bóg im daje. Wskazywał, aby żadnego Bożego daru nie przywłaszczali sobie, ponieważ miłość należy oczyszczać z pokusy posiadania, a szczególnie z pokusy posiadania współmałżonka i dziecka jako własności.

Kiedy Chiara była w pierwszej ciąży w czasie badań lekarskich usłyszała, że jej dziecko, cierpi na anencephalię, czyli na poważną wadę rozwojową cechującą się brakiem lub szczątkowym rozwojem mózgu i z tego powodu nie ma szans na życie poza organizmem matki. Pada propozycja aborcji, którą małżonkowie odrzucają. Troszczą się o swoją córeczkę, dopóki może żyć i rozwijać się w łonie matki. Maria urodziła się, otrzymała chrzest święty i zmarła po 30 minutach od urodzenia. Rodzice przyjęli swoje dziecko, jako dar od Boga otwierający ich na niebo.

W krótkim czasie Chiara ponownie została zaproszona do większej miłości. Nosiła drugie dziecko synka Dawida. Badania lekarskie wykazały, że dziecko ma liczne wady, w tym nie ma jednej nogi, a druga jest nierozwinięta. Rodzice ponownie otrzymali propozycję aborcji. Ich odpowiedź brzmiała – nie. Nie rozumiemy dlaczego, ale przyjmujemy niepełnosprawnego synka. Chłopiec po urodzeniu żył równie krótko, jak siostra, bo tylko 38 minut, ale zdążył przyjąć sakrament chrztu świętego i dać miłość swoim najbliższym. Mama powiedziała do niego: twoim przeznaczeniem jest chwała większa niż nasza.

Przy trzeciej ciąży Chiara usłyszała, że dziecko rozwija się prawidłowo i jest zdrowe. Jednak trudne doświadczenie przyszło  z nieoczekiwanej strony. Na języku Chiary pojawiła się afta, która nie mogła się zagoić. Po konsultacjach lekarskich padła diagnoza – nowotwór złośliwy. Znów pada propozycja aborcji, ze względu na konieczność wdrożenia leczenia ratującego życie matki. Chiara nie zgodziła się na żadne leczenie, dopóki nie urodzi dziecka. W tym czasie przez kilka miesięcy nowotwór się rozwijał i dawał przerzuty do innych organów. Po urodzeniu zdrowego syna, mama natychmiast została poddana obciążającemu leczeniu, ale było już zbyt późno na skuteczną kurację. Umarła 13 czerwca 2012 roku, kiedy jej synek ukończył pierwszy rok życia.

Kilka dni przed śmiercią wraz z mężem napisała list do Francesca pokazując mu drogę otwierania się na łaskę Boga. Napisała w nim, że jeśli Bóg nam cokolwiek odbiera, to po to by dać więcej. „Idę do nieba, by zaopiekować się Marią i Dawidem, a ty zostaniesz tutaj z tatusiem. Będę się stamtąd za ciebie modlić. Pięknie jest mieć przykłady życia, które przypominają, że można dążyć do pełni szczęścia już tutaj, na ziemi, z Bogiem jako przewodnikiem. Wiemy, że jesteś wyjątkowy i masz wielką misję do spełnienia. Pan pragnął cię od zawsze i pokaże ci właściwą drogę, jeśli tylko otworzysz Mu swoje serce. Zaufaj Mu, bo warto!"

Przykład życia Chiary i jej rodziny pokazuje, jak bardzo jest potrzebna łaska, by odpowiedzieć Bogu na każde wezwanie, na każde zaproszenie, jakie od Niego przychodzi i ufać Mu do końca.

 

Nie stawiać granic Bożemu miłosierdziu. Konf.1.12.2020

Konferencja ks. Adama Kurowskiego

Zacisze, 1 grudnia 2020

Repertuar - NoveKino Siedlce - kino cyfrowe 3D

Kadr z filmu "Paweł - apostoł Chrystusa"

Większość ludzi ma swoje wyobrażenia na temat Pana Boga. Jednak nasze wyobrażenia są tylko naszymi wyobrażeniami, ponieważ Bóg i Jego działanie przekracza nasze myśli i wyobraźnię.

Gdy spodziewamy się, że Bóg powinien w określony sposób postąpić czy postanowić, to są to tylko nasze oczekiwania. Bóg nie działa zgodnie z naszymi schematami myślenia. Jeśli spodziewaliśmy się, że nasze sprawy zostaną rozwiązane zgodnie z naszym przekonaniem, a stało się inaczej, to z tego powodu nie powinniśmy być niezadowoleni. Jeśli Bóg nie spełnia naszych życzeń nie wątpmy myśląc: to Bóg jest, czy Go nie ma? Stajemy się wtedy podobni do dziecka, które chcąc otrzymać prezent, szantażuje rodzica: Jeśli tego nie otrzymam, to znaczy, że mnie nie kochasz. Nie chcemy być w sytuacji tego rodzica, to Bóg tym bardziej.

Jezus w dzisiejszej Ewangelii wysławia Ojca, że zakrył te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawił prostaczkom. Forsujemy nasze pomysły, okazujemy swój bunt i roszczenia, szantażujemy Boga: Gdybyś naprawdę był dobry, to byś uczynił tak, jak oczekiwałem. W ten sposób narzucając Bogu swoje pomysły i plany ograniczamy Jego działanie. On chce przekraczać nasze wyobrażenia i małostkowość, mozolnie przekonuje do swoich rozwiązań i nie rezygnuje ze swoich planów.

Oczekujemy, jak ma wyglądać dany dzień, a nie raz wychodzi inaczej. Jeśli jest inaczej, to bardzo dobrze, bo to pokazuje, że Bóg nie dał się zaszantażować. Dla nas jest to znak i szansa, byśmy przyjęli Boży scenariusz, a nie własny. Nie musi być tak, jak chcemy, nie musimy stawiać Bogu granic.

Pewien chłopiec modlił się, by w prezencie na I Komunię dostał rowerek. Chciał go otrzymać od Pana Jezusa i prosił mamę, aby nikomu z gości nie mówiła o jego marzeniu. Kiedy przyszedł dzień I Komunii, okazało się, że nie dostał oczekiwanego prezentu. Mama zapytała chłopca: To co, Pan Jezus cię nie wysłuchał? Chłopiec odpowiedział: Wysłuchał, ale się nie zgodził. Bardzo coś chcemy, ale Bóg może nie zgodzić się i przeprowadzić wszystko inaczej.

Spotykamy ludzi, którzy postępują nie tak, jak tego oczekujemy. Powinniśmy przyjąć, że nie wszyscy muszą myśleć, tak jak my i mieć poglądy podobne do naszych. Powinniśmy zakładać, że jeśli mamy określone poglądy, to nie znaczy, że inni są o tym, tak samo przekonani. W pewnych sprawach możemy się mylić i nie mieć racji. Jeśli zawężamy myślenie, usztywniamy poglądy, zapiekamy się w swoich przekonaniach, to stawiamy Bogu granice, ograniczamy sobie dostęp do miłosierdzia Bożego.

W filmie „Paweł – apostoł Chrystusa”, gdzie rolę św. Łukasza grał Jim Caviezel, odtwórca roli Jezusa Chrystusa w filmie Mela Gibsona „Pasja”, można usłyszeć ciekawą rozmowę, która została nawiązana pomiędzy św. Pawłem, a rzymskim namiestnikiem. Otóż ten dostojnik miał chorą córkę, którą nie mógł wyleczyć żaden z miejscowych medyków. Św. Paweł zaproponował usługę chrześcijańskiego lekarza – św. Łukasza. Prosty zabieg, jaki zastosował przyjaciel św. Pawła odniósł skutek, dziewczynka wyzdrowiała. Wyszło na to, że kiedy pogańscy lekarze byli bezradni, chrześcijański medyk potrafił wyleczyć. Namiestnik z wdzięczności zaprosił św. Pawła do swojej rezydencji. Podjął gościa z honorami. Może odczuwał przymus przyjęcia, z powodu wdzięczności, wiary gościa. W czasie rozmowy zadał św. Pawłowi pytanie: Co się stanie, jeśli nie uwierzę w Jezusa, to co On mi zrobi? Św. Paweł uśmiechnął się i odpowiedział: Jezus i tak cię znajdzie. Nie było ze strony Pawła niezadowolenia, złości, gorączkowego oczekiwania, że ma się zrealizować schemat: skoro doświadczyłeś dobroci Jezusa, to musisz się nawrócić. Nie musiał. To namiestnik czuł się zakłopotany, nie św. Paweł. Apostoł nawet pocieszał ojca dziecka: nie musisz na siłę przyjmować wiary. Św. Paweł nie zacieśniał scenariusza wydarzeń do swoich wyobrażeń.

Bóg jest większy, ma więcej mocy, ma bardziej finezyjne działanie. Nie musimy się zbytnio przejmować, że sprawy się potoczą inaczej niż chcieliśmy. Jeśli z Bożym sposobem działania walczymy, to ograniczamy Go do naszych wyobrażeń. Nie musimy się przejmować, nie musimy czuć się nieszczęśliwymi czy niezadowolonymi. Jezus chce nas wyzwolić z naszych schematów i łamać je.