mozaika ZAPRASZAMY

do kościoła Świętej Rodziny w Warszawie ul. Rozwadowska 9/11

29 kwietnia 2025 (wtorek)

19.00 Msza święta
20.00 konferencja

Dyżur liturgiczny pełni grupa parafii św. ojca Pio z Grochowa

Wejrzał na Jej uniżenie. Konf. 20.04.2021

Konferencja ks. Emila Adlera

Zacisze, 20 kwietnia 2021

Kto wie lepiej? | DeNews

Na drodze życia duchowego ważne jest uznanie swojej grzeszności. W Anglii obowiązuje przepis nakazujący umieszczenie na tablicy rejestracyjnej samochodu litery W (whisky) kierowcom, którym udowodniono, że prowadziły samochód pod wpływem alkoholu. Przepis jest krytykowany za to, że stygmatyzuje na wiele lat osobę, która może miała chwilową słabość. Stygmatyzuje również inne osoby, choćby z rodziny, które nie popełniły tego wykroczenia, ale mają uprawnienia do kierowania naznaczonym pojazdem. Pewien kapłan, choć nigdy nie pił alkoholu, nie potępiał kierowców prowadzących samochód z taką tablicą rejestracyjną.Mawiał: To mógłbym być ja. Ja też mogłbym tak postąpić.

W moim sercu jest „coś”, czego nie lubię, nienawidzę, cząstka „ja”, której nie mogę zaufać. W naszym życiu naznaczonym błędem i grzechem pozostają blizny podobne do blizn na ciele. Ludzie czasem chwalą się swoimi bliznami po operacjach. Jednak są ślady, blizny na duszy, które nigdy nie będziemy chcieli pokazywać. Mogą być to ślady po traumatycznych wydarzeniach z dawnych lat, albo ślady świadczące, że kogoś skrzywdziliśmy.

Rudolf Hoess (1900-1947) był pierwszym komendantem obozu koncentracyjnego KL Auschwitz w latach 1940-1943. Po wojnie, choć ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem został rozpoznany i wydany polskim władzom. Po rocznym procesie skazany na śmierć i wyrok wykonano. Człowiek ten miał silne poczucie, że skrzywdził olbrzymią rzeszę ludzi. Z wielką raną pozostawił rodziny ofiar, całe pokolenie zostało naznaczone traumą tamtych przeżyć. W okupowanej Polsce do jednego z domów zakonnych jezuitów wtargnęli Niemcy i zaaresztowali wszystkich mieszkańców. Zostali oni deportowani później do obozu i tam zginęli. Tylko jeden jezuita ocalał, ponieważ w chwili aresztowania był poza domem. Był to o. Włodzimierz Lohn SJ, który był prowincjałem Prowincji Polski Południowej Jezuitów i rektorem Seminarium Duchowego w Krakowie. Kiedy wrócił do domu, nikogo z jego współbraci nie było. Czuł, że on też powinien być aresztowany, ale z niewiadomych powodów został uratowany. Czuł się z tym źle i chciał dołączyć do pozostałych. Dowiedział się, że zostali wysłani do obozu w Auschwitz i tam pojechał. Zgłosił się do komendanta Hoessa spodziewając się, że zostanie więźniem. Komendant go wysłuchał, zapamiętał jego nazwisko i nakazał wracać do domu. Jezuita zamieszkał w Łagiewnikach. Po kilku latach Rudolf Hoess znalazł się w polskim więzieniu i tam przebywając wraz z polskimi więźniami skazanymi za udział w walce w armii podziemnej doświadczył szacunku i ludzkiego traktowania, pomimo że wszyscy wiedzieli, kim on jest. Te wszystkie okoliczności spowodowały, że zaczął wracać do wiary, którą wyznawał w dzieciństwie i nawrócił się. Przed wykonaniem wyroku poprosił o możliwość spowiedzi. Kiedy zastanawiano się kogo wybrać na spowiednika, Rudolf Hoess sam wskazał o. Włodzimierza Lohna jezuitę, który kiedyś dobrowolnie zgłosił się do obozu.

Jezus po zmartwychwstaniu płaczącej Marii Magdalenie zadał pytanie: Niewiasto, czemu płaczesz? Możemy jeszcze dodatkowo zapytać: Co jest twoją raną? Gdzie jesteś człowieku? W czym pokładasz nadzieję? Nasze spotkanie z Jezusem też wymaga zaangażowania. Jezus choć zna nasze rany i blizny, wskazuje na swoje przebite ręce, nogi i bok. Przychodzi nie robiąc nam wyrzutów, ale przekazuje Ducha Świętego i przebacza winy. Jezus pokazuje nam swoje rany, abyśmy nie bali się pokazywać Jemu swoich ran spowodowanych grzechem. Wielka jest moc spowiedzi, która wymazuje grzechy i leczy zadane rany i blizny. Jezus przychodzi do Wieczernika, jako Ten, którego uczniowie zdradzili i mówi: „Pokój wam”. Oni się przestraszyli, a potem ucieszyli, że z nimi jest. Wiedzieli, że nie zasługują na Jego miłość i przebaczenie, ale czuli, że Go potrzebują. Nie bali się Mu pokazywać zranionego życia. Jezus pokazuje na swoim ciele skutki naszych grzechów, abyśmy nie bali się przyjść do Niego z zaufaniem. Grzech jest okropny, ale miłosierdzie Boże nie ma granic. Okazuje się darem danym za darmo tym, którzy tak naprawdę, nie zasługują ani na szacunek, ani na miłosierdzie.

Jezus posyła świadków, nie spośród herosów, ludzi mocnych, choć może ich świadectwo wzbudziłoby chwilowy poklask świata. Jezus narodził się po to, aby świat uwierzył, że ma Ojca w niebie i Bóg Go posłał. Jesteśmy dziećmi Boga i możemy doświadczać miłości Ojca i świadczyć o Bożym życiu w nas. Świadectwem są nasze dobre uczynki, ponieważ ludzie widząc je będą mogli chwalić nie nas, jacy jesteśmy wspaniali, ale będą chwalić Boga Ojca w niebie.

Po rozmnożeniu chleba Jezus udał się na modlitwę, ludzie się rozeszli, a uczniowie przeprawiali się na drugi brzeg łodzią. Wiatr był przeciwny i w pewnym momencie uczniowie zobaczyli Jezusa kroczącego po jeziorze. Przestraszyli się, potem chcieli zabrać Jezusa do łodzi, jakby nie mógł sobie poradzić bez ich pomocy, a potem bez wysiłku w jednym momencie wszyscy znaleźli się u celu podróży.

Co mamy czynić, by pełnić dzieła Boże? Dzieło Boże polega na tym byśmy uwierzyli w Syna Człowieczego, uwierzyli, że mamy Boga Ojca w niebie, a my jesteśmy Jego dziećmi. Mamy pozwolić Bogu, by był naszym Ojcem, pozwolić Jezusowi, by leczył nasze rany, bo w Jego ranach jest nasze zdrowie.

Relacja z 24 Pielgrzymki RRN do Lichenia 10.04.2021

Obraz Matki Boskiej Licheńskiej – Wikipedia, wolna encyklopedia

W tym roku wiosenna pielgrzymka naszego Ruchu, już dwudziesta czwarta, odbyła się do sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Licheniu. Jej hasłem były słowa: Duch Święty pociesza i prowadzi do prawdy. Do bazyliki licheńskiej przybyła reprezentacja naszej wspólnoty podczas gdy większość z nas łączyła się z sanktuarium duchowo za pośrednictwem mediów. Szczególnym patronem pielgrzymki był św. Stanisław Papczyński, wielki czciciel Matki Bożej, założyciel zgromadzenia Marianów, opiekunów sanktuarium.

Zapraszamy do lektury oraz do obejrzenia materiałów wideo dostępnych na stronie www.rrn.info.pl.

Pielgrzymka rozpoczęła się od słów powitania skierowanych do nas przez ks. Bogusława Bindę MIC, przełożonego licheńskiej wspólnoty, który opowiedział obszernie o życiu i świętości o. Papczyńskiego.

Następnie wysłuchaliśmy poruszających świadectw.

Ks. Jerzy Owsianka, Moderator RRN Diec. Ełckiej, opowiedział o cudownych uzdrowieniach, które dokonały się za wstawiennictwem św. Stanisława Papczyńskiego. Pierwsze z nich miało miejsce w roku 2008 i dotyczyło młodej kobiety z par. MB Królowej Apostołów w Ełku, której ks. Jerzy był wówczas proboszczem. Kobieta podłączona wcześniej do respiratora i wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej została w niewyjaśniony z medycznego punktu widzenia sposób uzdrowiona z całkowitego zwapnienia płuc i powstałej w jego następstwie niewydolności wielonarządowej. Cud uznany przez Stolicę Apostolską, stał się przyczynkiem do kanonizacji św. Stanisława. Drugie uzdrowienie, również za wstawiennictwem św. Stanisława, dokonało się niedawno podczas rekolekcji wielkopostnych, które ks. Jerzy prowadził w Suwałkach i na których m.in. opowiadał o Świętym. Tym razem dotyczyło osoby chorej na Covid-19, której płuca również w większej części były już zniszczone.

Drugie świadectwo złożył diakon Jan Konopko z Suwałk, który opowiedział o swoim synu Rafale, zmarłym na chorobę nowotworową w poranek Bożego Narodzenia 2020 r. Tym razem świadectwo dotyczyło uzdrowienia duchowego, w którym św. Stanisław również odegrał istotną rolę. Rafał wraz ze swoją narzeczoną a później żoną dojrzewali stopniowo do przeżywania narzeczeństwa a następnie małżeństwa według planu Bożego. I choć Rafał nie został fizycznie uzdrowiony, można bez cienia wątpliwości powiedzieć, że w jego życiu i w życiu jego bliskich dokonała się niezwykła interwencja Boża. Pan Bóg chroni nasze dzieci – zakończył diakon Jan.

Po świadectwach miała miejsce wspólna modlitwa za wstawiennictwem ojca Papczyńskiego. Odmawiając litanię do świętego polecaliśmy Bogu w szczególny sposób osoby chore na covid i przechodzące rehabilitację postcovidową, prosząc dla nich o łaskę zdrowia i powrotu do sił. Modliliśmy się także przez wstawiennictwo św. Stanisława za młodzież, aby dzięki Bożej opiece została uchroniona od deprawacji.

Pierwszą część zakończyła konferencja ks. Dariusza Kowalczyka, Moderatora Krajowego RRN. Zwrócił on na początku uwagę, że misją Ducha Świętego jest prowadzenie do pełni prawdy, na którą składa się zarówno prawda o grzechu, jak i prawda o Bożym Miłosierdziu oraz prawda o tym, że Miłosierdzie jest potężniejsze niż wszelkie zło. Tę prawdę zalęknieni Apostołowie poznali w wieczerniku, gdy Zmartwychwstały ukazał im rany, świadczące o ich zdradzie. Jednak chwalebne rany Chrystusa nie oskarżają, lecz są znakiem Bożej miłości. Tymczasem szatan, ojciec kłamstwa, potrafi jedynie oskarżać i przemilcza prawdę o miłosierdziu, by wpędzić nas w rozpacz i zasiać nieufność wobec Boga. Ksiądz Moderator wyjaśnił, że w świetle objawienia zło na tym świecie ma ostatecznie swoją przyczynę w sercu człowieka, które odwróciło się od Boga przez grzech. Jedność rodzaju ludzkiego sprawia, że skutki grzechu jednego człowieka dotykają innych. Ale nie wolno nam na tym zakończyć, gdyż na mocy tej samej jedności wszyscy mamy udział w usprawiedliwieniu wysłużonym przez krzyż i zmartwychwstanie Chrystusa – Syna Bożego, który stał się człowiekiem. Mamy udział w Jego ostatecznym zwycięstwie nad złem. Dokonuje się to przez wiarę. Korzeniem grzechu jest pycha, grzech diabelski. Przejawia się ona w tym, że żyjemy tak, jakby Bóg nie istniał, nie jesteśmy Mu wdzięczni. Tylko Bóg może nas skutecznie oczyścić z pychy a czyni to także w taki sposób, że dopuszcza, by dotykały nas bolesne skutki naszych grzesznych wyborów. Oczekuje wtedy, że zrodzi się w nas pragnienie powrotu, jak w sercu syna marnotrawnego. Jednak w takich sytuacjach łatwo zwątpić w Jego miłość, dlatego potrzebna jest wytrwała wiara. Nie tylko my sami mamy zostać oczyszczeni ze zła, ale mamy też pomagać innym przez modlitwę i pokutę, o które prosiła Matka Boża w Fatimie. Musimy pamiętać, że Bóg nigdy nie jest bezsilny wobec zła. Świadczą o tym cuda wyproszone za wstawiennictwem św. Stanisława Papczyńskiego. Bóg ma moc z każdego wydarzenia, nawet zła, wyprowadzić jeszcze większe dobro. To przesłanie nadziei na czas próby, również na czas pandemii.

Centralny moment pielgrzymki stanowiła uroczysta Eucharystia sprawowana pod przewodnictwem bp. Andrzeja Siemieniewskiego, Delegata Konferencji Episkopatu Polski ds. RRN, po której złożyliśmy Akt zwierzenia naszego Ruchu Bożemu Miłosierdziu za wstawiennictwem Maryi.

Ksiądz Biskup w homilii wyjaśnił hasło pielgrzymki: Duch Święty pociesza i prowadzi do prawdy. Zaznaczył, że potrzebujemy pociechy w dwóch sytuacjach: gdy obciąża nas świadomość słabości i grzechu oraz gdy jesteśmy pogrążeni w desperacji, czyli braku nadziei, ciemności. Otaczający nas świat proponuje pociechę polegającą na zapomnieniu o grzechu – przez używki i pustą rozrywkę – łudząc, że w ten sposób można uwolnić się od świadomości winy. Taka pociecha jest ulotna. Natomiast Bóg ma moc prawdziwie uwolnić nas od przytłaczającej świadomości grzechu – usuwając grzech przez przebaczenie. Dokonuje się to nie przez zapomnienie grzechów, ale przez ich uznanie i wyznanie na spowiedzi. Grzesznik, któremu przebaczono słyszy: Idź w pokoju i od tej pory już nie grzesz więcej, ale czyń dobro. Ciemności nie da się tak po prostu usunąć, ale walczy się z nią rozsiewając światło. W taki sposób w liturgii wigilii paschalnej światło świecy-paschału, który jest znakiem Chrystusa zmartwychwstałego, oświetla i przezwycięża ciemność świątyni, która jest znakiem grzechu i jego skutków. Oświeceni światłem zmartwychwstania mamy stać się posłańcami nadziei jak Apostołowie. Najpierw oni sami otrzymali pociechę Ducha Świętego, który posłużył się słowami niewiast przynoszących wieść o zmartwychwstaniu. Potem zaś, już przez słowo głoszone przez Apostołów, Duch Święty zaniósł pociechę płynącą ze zmartwychwstania na krańce świata.

Po Komunii Świętej Ksiądz Moderator odczytał w imieniu nas wszystkich tekst aktu zawierzenia Bożemu Miłosierdziu przez wstawiennictwo Matki Bożej – Tej, przez której matczyne serce najskuteczniej dociera do nas z krzyża miłość miłosierna (por. św. Jan Paweł II, Dives in Misericordia). Następnie skierował do Matki Bożej krótką modlitwę, w której zaznaczył, że nie potrafimy Maryi, a przez Nią Bogu, oddać wszystkiego i często buntujemy się, gdy przyjdzie utracić zdrowie, dobra materialne lub duchowe, dobrą opinię itd. Ale przynosimy do Maryi tę naszą nędzę z ufnością, że Ona potrafi naprawić każde zło i że żyjąc w nas i przez nas wypełni wolę Ojca. Pragniemy również zanieść Jej miłość wszystkim zagubionym i ukazać im, że Chrystus na krzyżu także im dał Maryję za Matkę, i to bez żadnej zasługi z ich strony. Na koniec Ksiądz Moderator zwrócił się do św. Józefa, którego papież Franciszek uczynił w tym roku szczególnym patronem naszej kruchości, aby prowadził nas do swojej przeczystej Oblubienicy.

Bardzo dziękujemy Księżom Marianom za gościnę oraz za udostępnienie transmisji online i zgodę na wykorzystanie jej na naszych stronach internetowych. Bóg zapłać!

Tekst przytoczony ze strony www.rrn.info.pl

Przepaść grzeszności. Konf.13.04.2021

Konferencja ks. Kazimierza Sztajerwalda

Zacisze, 13 kwietnia 2021

Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi  celnik.

Określenie „przepaść grzeszności” może kojarzyć się ze smutkiem, przygnębieniem, rozdrażnieniem. Kto chciałby zaglądać w ciemność swojej duszy po grzechu, a co mówić po wielu grzechach. Ten smutek wynika z tego, że jesteśmy źli, bo okazaliśmy się słabi we własnych oczach, albo co gorsze skompromitowani w oczach innych. Jak w takiej sytuacji mamy się zagłębić w prawdę o sobie? Przecież nie jesteśmy masochistami. Jednak nie możemy uciekać od poznania własnej słabości. Unikać spojrzenia w głąb siebie.

Grzech pierwszych ludzi nazywa się „szczęśliwą winą”, czyli można na grzeszność patrzeć inaczej. Przeciwieństwem przepaści grzeszności jest szczyt doskonałości. Jezus zwrócił się do siostry Faustyny słowami: „Zrób mi przyjemność i oddaj mi swoją grzeszność, a Ja ci dam skarby łask.” Bóg ukochał grzesznika. „Uniżonego serca nigdy nie odrzucę” On zachwycił się Dobrym Łotrem, który miał trudne doświadczenie własnej grzeszności. Czuł się bankrutem nie tylko życiowym, ale i duchowym. Zgadzał się, że słusznie ponosi konsekwencje swojego postępowania i słusznie umiera, a jednocześnie zrodziło się w nim pragnienie świętości. Bóg ulitował się nad człowiekiem, który przyniósł Mu swoje grzechy. Największą biedą jest być przekonanym o własnej doskonałości.

Ewangeliczni celnik i faryzeusz mieli różne spojrzenie na własną grzeszność. Celnik znał siebie i nic przed Bogiem nie ukrywał. Prosił tylko o Boże miłosierdzie i został usprawiedliwiony. Był skupiony na Bogu, z Nim prowadził dialog. Faryzeusz był przekonany o swojej doskonałości i sam siebie usprawiedliwiał. Faryzeusz był skupiony na sobie. Nie miał relacji ani z Bogiem, ani z drugim człowiekiem.

Niewłaściwość postawy faryzeusza można zrozumieć przez przykład męża, który jest pracowity, utrzymuje cały dom, ale nie ma serca dla rodziny. Co z tego, że jest dobrym gospodarzem, kiedy nie kocha żony. Jeśli nie mamy serca dla Boga zagrożone jest nasze zbawienie. Wysiłek, by wypełnić obowiązki religijne nie jest zły, ale co z tego, kiedy nie ma relacji z Bogiem. Jeśli ta relacja jest żywa, to nie ma rozproszeń na modlitwie. Takiemu człowiekowi nic nie przeszkadza. Bije się w piersi, woła, szuka, pragnie i nie zawiedzie się, bo pamięta, że Bóg uniżonego serca nigdy nie odrzuci. Powinniśmy się cieszyć, że Bóg pozwala nam poznać prawdę o nas samych. Jeśli użalamy się nad sobą, to znaczy, że nie chcemy poznawać siebie. Także trudni bliźni pozwalają nam poznać prawdę o sobie.

Z naszych serc powinna wyrywać się modlitwa do Boga: dziękuję Ci, że jestem taki sam jak inni – pełen wad. Egoiści szukają korzyści – ja także. Inni są tchórzami – ja także. Lękają się trudności – ja też. Inni są kapryśni, obiecują, a nie dotrzymują słowa – ja też. Inni są ociężali, mają słomiany zapał, nudzą się i są do wszystkiego zniechęceni – ja też. Dobrze by było, żeby taka modlitwa odzwierciedlała rzeczywistość, a nie była rutynowa.

Nie traćmy z oczu Jezusa. Bóg widzi grzesznika przez rany i miłość Jezusa. „Boże, jak bardzo mnie kochasz, choć tyle grzeszę”. Widząc coraz wyraźniej prawdę o sobie nie wątpmy w miłość Chrystusa. Kiedy zbliżymy się do punktu „0”, czyli do naszej śmierci, będziemy mieli świadomość, że zbliżamy się do Boga, zobaczymy Jego świętość i własną nicość. Do tego „nic” zstępuje Bóg, tak jak wejrzał na niskość swojej Służebnicy. Bóg przychodzi do słabych, co nie dają sobie rady. Gdybyśmy czuli się doskonałymi, przekonani o własnej samowystarczalności, Bóg pozostawiłby nas samych sobie, bo nie potrzebowalibyśmy Jego działania.

Człowiek nie wierzący w Boże miłosierdzie będzie się zamartwiał samym sobą. Wierzący w Miłosierdzie Boga będzie zachwycony, że Bóg kocha go takim, jakim jest. On jest szczęśliwy, że może siebie zobaczyć w prawdzie. Przechodzi wtedy do „plus nieskończoności”. Bóg nie chce grzechu, ale jeszcze bardziej samowystarczalności grzesznika i jego zamknięcia na Boże miłosierdzie. Zwykły grzesznik świadomy swojej słabości wystarczy, że okaże się mu serce, powie o miłości Boga i to mu wystarcza, by się nawrócić. Zaś faryzeusz – nad nim trzeba się napracować, aby zobaczył swój faryzeizm, swoją pychę i grzeszne postępowanie. Gdy faryzeusz odkryje swój faryzeizm, to jest to wielkie święto.

Cały świat nas formuje w taki sposób, żebyśmy byli doskonałymi. Nikt nas nie uczy przeżywać porażek. Trzeba się natrudzić, żeby inaczej spojrzeć na swoją grzeszność. Wiemy, że Jezus nas odkupił, zbawił i podnosi do życia. Zaś szatan najpierw kusi do grzechu, a kiedy go popełnimy mówi: zobacz, jak się zachowałeś, jesteś do niczego, ile zmarnowałeś łask i przychodzi smutek, że nie okazaliśmy się doskonałymi, jak byśmy chcieli. Nasza postawa powinna być inna: jestem dzieckiem Boga, jestem odkupiony. Jeśli zgrzeszę, uciekam się do Boga, widzę Jego dobroć i miłość. On na mnie czeka, On mnie kocha i chce mi przebaczyć, bym na nowo stał się Jego dzieckiem. W ten sposób spełniam marzenia Boga, który chce przytulić z miłością swoje dziecko, które się zgubiło, ale teraz powraca. Ci, którzy skupieni są na sobie, grzech przeżywają jako klęskę, nie wierzą w moc Boga, w Jego miłość i prawdomówność. Nie powinniśmy się zatrzymywać, kontemplować grzechu, bo to jest niechrześcijańskie. Ostatnie słowo należy do Boga. Nie można stracić z oczu Jezusa.

Przyglądajmy się swoim czynom, uczuciom i myślom. Z jakiego źródła pochodzą. „Wiem, że zgrzeszyłem i Ciebie zraniłem. Dziękuję Boże, że mi przebaczasz. Pomóż mi, zajmij się tym, z czym sobie nie radzę”. Grzechów nie widzimy, ale nasze uczucia dużo mówią o nas. Pokazują, że nie kochamy Boga, że Go lekceważymy. Nawet jesteśmy gorsi od szatanów, bo oni przed Bogiem drżą, a my nie drżymy przed Nim.

Jezus chce nas podnieść i odrodzić. Czeka na nas Ukochany naszej duszy. Tym bardzie zbliżmy się do Niego. Takiej odwagi trzeba sobie życzyć.

Spotkania z Jezusem Zmartwychwstałym. Konf. 6.04.2021

Konferencja ks. Mieczysława Jerzaka

Zacisze, 6 kwietnia 2021

Elżbietanki – Zgromadzenie Sióstr św. Elżbiety

Z ewangelicznych opisów spotkań Pana Jezusa Zmartwychwstałego z Marią Magdaleną, niewiastami, apostołami i uczniami wynika, że pierwszą reakcją tych wszystkich ludzi było niedowierzanie i lęk. Pan Jezus mimo wielokrotnych zapowiedzi swojej męki, śmierci i zmartwychwstania nie uzyskał ani zrozumienia, ani posłuchu.

Maria Magdalena, która wcześniej doznała miłosierdzia od Pana, tym bardziej chciała okazać miłosierdzie Jemu poprzez pośmiertne namaszczenie Jego ciała. Gdy przybyła na miejsce zobaczyła pusty grób. Już było trzy dni po śmierci, więc była pewna, że Jezus na pewno nie wróci do żywych. Przy pustym grobie płakała przekonana, że Jezusowe ciało ktoś musiał zabrać i ukryć. Słysząc pytanie: dlaczego płacze, sądziła, że zadał je ogrodnik, który mógł przyjść do pracy o tak wczesnej porze. Jezus musiał odsłonić się, aby mogła poznać z Kim rozmawia. Wypowiedziane w charakterystyczny sposób imię sprawiło, że „spadły jej łuski z oczu” i zrozumiała, że to jest jej Nauczyciel i Pan. Kiedy poznała Jezusa od razu zostało jej ujawnione, że wstępuje On teraz do Boga Ojca Jezusa i naszego, a później otrzymuje polecenie udania się do apostołów. Otrzymuje tę misję, ponieważ jest twardą osobą, język ma prosty, ale wymowny, a jej wiara uprawnia ją, aby poszła i głosiła uczniom Jezusa Zmartwychwstałego. Myślimy, że głosić Jezusa mogą tylko wybrane osoby, a tu niespodzianka. Kobieta oznajmia uczniom, że Jezus zmartwychwstał i ona Go widziała i przekazuje to, co jej powiedział.

W grona apostołów: Piotr i Jan udają się do grobu, aby sprawdzić, to co usłyszeli. Szybko orientują się, że kobieta mówiła prawdę i zaczynają wierzyć w to, co zapowiedział wcześniej Jezus, że po trzech dniach zmartwychwstanie. Pozostali uczniowie również mogli sprawdzić, że Jezusa nie ma już w grobie.

Tego samego dnia Jezus przychodzi do uczniów zgromadzonych w Wieczerniku, a później drugi raz, aby i Tomasz mógł Go spotkać.

Apostołowie po Zesłaniu Ducha Świętego od razu głoszą Jezusa. Dają świadectwo, że jest On Mesjaszem. Dla Żydów to stwierdzenie było istotne, ponieważ oni na Mesjasza czekali od dawna. Teraz zrozumieli, że nie tylko, że nie poznali Go, ale i doprowadzili do Jego śmierci. Stąd rodziło się w nich pytanie: co mamy robić? Odpowiedź Piotra pomaga nie popadać w rozpacz i daje nadzieję: nawróćcie się i niech każdy z was przyjmie chrzest na odpuszczenie grzechów, a w darze przyjmijcie Ducha Świętego.

W naszym świecie panuje obawa przed zaraźliwą nową chorobą. Ci co ją przechorowali rozumieją i wiedzą, co to znaczy mieć nadzieję. Część z nich wie, co to znaczy mieć nadzieję w Zbawicielu. Zostaliśmy przygotowani i uformowani, by nieść wiarę i nadzieję innym ludziom. Oni tego potrzebują. Są teraz pozamykani w swoich „wieczernikach”, czyli w domach. Nawet jeśli wychodzą na zewnątrz nikogo nie spotkają, bo wszyscy pozostają w swoich domach. Cisza – ludzie zamknęli się w swoich domach, w sobie i przy swoich sprawach. Czekają na nadzieję, że życie zmienia się, ale się nie kończy. Śmierć fizyczna nie jest najgorszą sprawą, jaką można przeżyć. Choć jest bolesna, może przyjść zbyt wcześnie, może być niesprawiedliwa, może rodzić pytania: dlaczego? Warto wtedy wskazywać na Jezusa poprzez swoje uczynki. Ludzie z naszych uczynków mają czerpać nadzieję i wiarę w Pana Jezusa Zmartwychwstałego. To jest nowa misja, którą otrzymujemy od Niego: głosić tym wśród, których żyjemy, że Jezus jest Panem życia i śmierci. Tak apostołowie czynili wobec swojego pokolenia.

Prośmy Maryję, by wyjednała nam światło, gorliwość i mądrość apostołowania.