TRUDNOŚCI I PRZESZKODY NA MODLITWIE
Modlitwa z jednej strony jest darem łaski, darem Ducha Świętego. Z drugiej strony wymaga również wysiłku, zaangażowania, zdecydowanej odpowiedzi z naszej strony. Wielcy ludzie modlitwy Starego Przymierza, jak również Matka Boża i święci na czele Chrystusem pouczają nas, że modlitwa jest walką. Przeciw komu? Przeciw nam samym i przeciw podstępom kusiciela, który robi wszystko, by odwrócić człowieka od modlitwy, a tym samym od zjednoczenia z Bogiem. Walka modlitwy jest nieodłączna od „walki duchowej” chrześcijanina (por. KKK 2725 ).
Również dla św. Teresy modlitwa przed długi czas była terenem walki duchowej, walki o wytrwanie w wierności: „w ciągu dwudziestu ośmiu lat, odkąd rozpoczęłam modlitwę myślną, ponad osiemnaście upłynęło mi na tej batalii i usiłowaniu jednoczesnego utrzymania relacji z Bogiem i ze światem” - pisze Teresa w swej autobiografii (Ż 8,3).
W innym natomiast miejscu wyznaje: „[...] bardzo często, przez kilka lat, bardziej zajmowało mnie pragnienie, by prędzej skończyła się godzina przeznaczona na rozmyślanie i wsłuchiwanie się, kiedy zegar wybije, niż dobrymi i pobożnymi myślami. I wiele razy o wiele chętniej podjęłabym się najcięższej pokuty, która przyszłaby mi na myśl, zamiast skupienia się dla praktykowania modlitwy” (Ż 8,7).
-
Trudności
a) Roztargnienie.
Najczęstszą trudnością, której doświadczamy na modlitwie są roztargnienia lub rozproszenia. Polega to na tym, że nie możemy skupić się na modlitwie, na przedmiocie rozważania, na Bożej obecności. Nasze myśli gdzieś krążą… Wspominamy minione wydarzenia, planujemy przyszłe zajęcia, analizujemy własne zachowania, prowadzimy w myślach spór ze swoim sąsiadem czy pracodawcą…Nasza wyobraźnia błąka się bez celu… Próba odrzucenia roztargnienia kończy się porażką. Myśli ponownie gdzieś ulatują… Roztargnienia wyjawiają nam, do czego jesteśmy przywiązani, za czym tęsknimy, czego pragniemy.. (por. KKK 2729).
-
Oschłość.
Inną trudnością, zwłaszcza dla tych, którzy chcą się szczerze modlić, którzy już dłuższy czas ćwiczą się w modlitwie jest oschłość. Obecność Boga często jest przez nas przeżywana w sferze uczuć. Jeżeli pozytywnie nastraja nas atmosfera miejsca, usłyszane słowa czy znaki, gdy Jego obecność niejako czujemy, również nasza modlitwa wydaje nam się piękna i skuteczna. W praktyce jednak często narzekamy na brak obecności Boga w czasie modlitwy, co może rodzić dotkliwe cierpienie. Bóg wprowadza nas w stan oschłości uczuciowej, abyśmy podejmowali modlitwę ze względu na Niego, a nie na przeżycia. Oschłość to poczucie wyjałowienia, braku upodobania w myślach, wspomnieniach i uczuciach, nawet tych duchowych. Jest to chwila czystej wiary, która wiernie trwa przy Jezusie w czasie Jego agonii i w grobie (por. KKK 2731).Może być ona elementem duchowego oczyszczenia, ale może też być wynikiem naszej niewierności lub też niedyspozycji fizyczno-psychicznej.
-
Przyczyny rozproszeń
Rozproszenia mogą być dobrowolne i niedobrowolne, czyli mogą być zależne od nas lub niezależne. Mogą pochodzić z wrażeń odbieranych przez zmysły z zewnątrz lub mogą być wynikiem wewnętrznej skłonności naszej wyobraźni i rozumu.
-
Problem moralny
Przyczyna rozproszeń może tkwić w nas, w naszym braku wierności Bożym przykazaniom. Modlitwa, która jest bliską relacją przyjaźni, domaga się wolności wewnętrznej i czystości serca. Nie można zatem dziwić się trudnościom na modlitwie jeśli żyjemy w zniewoleniu grzechem.
Jeżeli nie usiłujemy kierować naszym życiem zgodnie z ewangelią, jeżeli staramy się pamiętać o Bogu tylko w trakcje modlitwy, a zapominamy o Nim przez resztę dnia, nie możemy się dziwić, że modlitwa jest trudna i staje się czymś sztucznym i nienaturalnym.
Rozproszenia i trudności na modlitwie powinny nas skłonić do zrobienia rachunku sumienia, zadania sobie kilku pytań dotyczących mojego sposobu życia. Czy nie jestem czymś zniewolony? Czy nie noszę w sobie ukrytego gniewu lub żalu do kogoś, jakiejś nieprzebaczonej krzywdy? Czy nie noszę w sobie jakiegoś zranienia, zgorzknienia? Czy nie żyję w zbyt dużym stresie, pośpiechu? Czy moja modlitwa otrzymuje dostateczny pokarm poprzez czytanie duchowne? Czy staram się przebywać w Bożej obecności w ciągu dnia? Czy potrafię zawierzyć wszystkie troski Bogu i Jemu zaufać? Czy nie jestem do czegoś nadmiernie przywiązany, np. do wygody, do życia w przyjemności? Św. Teresa pisze, że modlitwa i życie wygodne nie idą w parze.
Rozproszenia mają w dużym stopniu swoje źródło w tym, że człowiek nie w pełni oddał się Bogu. Jeśli podczas modlitwy nachodzą mnie różne myśli, troski czy lęki, to jest to zazwyczaj znakiem braku zawierzenia Bogu. Właśnie dla tej uproszczonej formy modlitwy jest charakterystyczne, że każdy świadomy sprzeciw w stosunku do Boga czyni ją niemożliwą.
Większość ludzi, także tych pobożnych, che jednocześnie „służyć dwom panom”. Natomiast Jezus mówi wyraźnie: ”Nie możecie służyć Bogu i mamonie”. Eliasz z goryczą użala się nad tym, że Izraelici chcą równocześnie służyć i Jahwe, i Baalowi, Bogu i sobie (por. 1Krl 18,21). Jeśli nasze serce przez cały dzień jest podzielone; skoncentrowane na sobie, na swoich troskach, tęsknotach, to naturalnie ten podział odbija się na modlitwie. Modlitwa niemiłosiernie odzwierciedla nasze rozdarte, podzielone, nie w pełni oddane Bogu serce. Rozproszenia mogą nam wiele powiedzieć o nas samych, o naszych przywiązankach, tęsknotach, naszych troskach i niepokojach. Mówią nam czym tak naprawdę żyjemy na co dzień, za czym tęsknimy, do czego przylgnęło nasze serce – „Bo gdzie skarb twój i tam i serce Twoje”. Jeżeli świadomie nie chcemy pozostać ślepi, to modlitwa może nas wiele nauczyć, na ile jesteśmy oddani Bogu.
Dopóki człowiek zatrzymuje coś dla siebie, dopóki czegoś się usilnie trzyma, dopóty nie ma mowy o prawdziwym oddaniu, a więc nie ma mowy o głębokiej, autentycznej modlitwie. Każdy, kto praktykuje tę prostą modlitwę skupienia, dialog miłości, czuje, że nie może się modlić, jeśli w sercu tli się choć cień nienawiści, żalu, jeśli jest w nim coś, czego nie przebaczył.
Modlitwa zawierzenia to prosty sposób, aby rozpraszające myśli włączyć w modlitwę, przemienić je w modlitwę. Oto przychodzą mi złe myśli o koleżance, szefie z pracy…., który może jest nieznośny – modlę się za niego, włączam go w modlitwę. Albo zauważam jak bardzo troszczę się o zdrowie – składam całe swoje życie, swoje zdrowie w ręce Boga, zawierzam Mu siebie. Myśli rozpraszające mogą więc przyczyniać się do pogłębienia mojego zawierzenia.
Inną przeszkodą na modlitwie jest nadmierne zajmowanie się sobą, skupienie na sobie, kręcenie się wokół siebie. Jeśli modlitwa jest relacją, to jest rzeczą oczywistą, że zamykanie się w sobie, zajmowanie się sobą przerywa modlitwę. Może się to dziać na wiele sposobów: przez nadmierne troski, marzenia albo przesadne analizowanie siebie, swego wnętrza, swego życia duchowego. Nie da się pogodzić modlitwy i zajmowania się sobą, kręcenia się wokół siebie. Błogosławiona Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej modli się: „Boże mój, Trójco, którą uwielbiam, pomóż mi zapomnieć o sobie samej, bym mogła zamieszkać w Tobie…” Potrzeba zapomnieć o sobie, aby móc kochać Boga, drugiego człowieka…
Kolejną przeszkodą jest stres i związane z nim napięcie. Stres blokuje kontakt z Bogiem. Oznacza, że chcę dokonać wszystkiego na własną rękę, bez Bożej pomocy, nie licząc na Niego. Biorę życie w swoje ręce, zamiast zaufać i złożyć je w ręce Boga. Stres, napięcie, niepokój związany jest zawsze z niewystarczającym zaufaniem do Boga. Stres jest często symptomem subtelnego buntu przeciw Bogu: buntu, że powierza mi zbyt wiele, a jednocześnie daje zbyt mało czasu, by temu sprostać. A bunt przeciw Bogu nie da się pogodzić z modlitwą, która jest relacją miłości.
-
Problem psychologiczny
Rozproszenia to także problem psychologiczny. Jest możliwe, że świadomie nie ulegam żadnym przywiązaniom, że jestem oddany Bogu, a mimo to jestem bardzo rozproszony na modlitwie, po prostu nie mogę się skupić. Wszystko, co zdarzyło się w ciągu dnia powraca w czasie modlitwy. Może całkowicie nie zajmuje to mojego wnętrza, ale po głowie chodzi mi mnóstwo myśli, uczuć, wspomnień.
Trzeba sobie uświadomić, że współczesny człowiek ma duże problemy z koncentracją i skupieniem. Postęp techniczny, wielka różnorodność zajęć i urządzeń elektronicznych doprowadziła do tego, że tempo dzisiejszego życia jest szybsze niż było wcześniej. Nasze zmysły zostają poddane dużo silniejszym i intensywniejszym bodźcom zewnętrznym. Wywołują one burzę w myślach, uczuciach i pragnieniach. Utrzymują nas na zewnątrz zamiast skupiać i koncentrować. Człowiek przyzwyczaja się do tych ciągle zmieniających się bodźców i już nie potrafi się bez nich obyć, nie potrafi się skupić na modlitwie.
Każdy z nas jest dzieckiem swej epoki. Stąd też dla większości z nas skupienie jest trudnym zadaniem. Jak się go nauczyć? Przez trwanie w skupieniu nie tylko w czasie modlitwy, ale także w ciągu całego dnia.
Przez większość dnia prowadzimy bowiem wewnętrzny dialog w naszych myślach, który ma ogromny wpływ na nasze życie duchowe, na nasze skupienie, na wyobrażenie o sobie, na nasze uczucia. Gdyby tak prześledzić te myśli, to można by zobaczyć, jak w większości są one „wałkowaniem” tego, co już się wydarzyło, tego, co ktoś powiedział, jak się zachował, co pomyślał. Są przeżywaniem na wyrost przyszłości; tego, czego się obawiamy, tego, co mamy jeszcze do zrobienia. Są więc często „rozgrzebywaniem” przeszłości lub „zamartwianiem się” o przyszłość.
Rozwiązaniem jest skupienie na tym, co robimy. Age quo agis – jak uczy św. Ignacy Loyola. Czyń, co czynisz – innymi słowy – nie rób dziesięciu rzeczy na raz, żyj uważnie. Kto stara się żyć chwilą obecną, tu i teraz, z radością będzie doświadczał jak powoli rośnie w nim wewnętrzna wrażliwość i otwartość na Bożą obecność w codziennych sprawach. Kto przez cały dzień próbuje żyć świadomie, stara się być skupionym, ten o wiele łatwiej znajdzie skupienie na modlitwie.
-
Niedyspozycja fizyczna
Niezdolność do rozmyślania i miłosnej rozmowy z Bogiem pochodzi często z niedyspozycji fizycznej. Człowiek bowiem stanowi jedność cielesno-duchową, dlatego nasza dusza podziela z ciałem jego niedomagania. „Często zmienność pogody albo zaburzenia w organizmie tak na nią wpływają, że bez żadnej swojej winy nie może uczynić tego, co chce, ale cierpieć musi na wszelki sposób. Gdyby w takich chwilach przymuszać ją do modlitwy, złe tym bardziej się będzie wzmagać i tym dłużej trwać. Potrzeba tutaj roztropności, aby umieć rozpoznać taki czas i nie dręczyć biednej duszy na próżno. Niech taka dusza zrozumie, że jest chora” (Ż 11,15).
W tym przypadku Święta Teresa zaleca na pierwszym miejscu akceptację naszych ograniczeń psycho-fizycznych. Do tego potrzebna jest jednak znajomość siebie, swojej natury i swojego organizmu. Dlatego doradza roztropność – słowo, które często używa, a które oznacza równowagę, właściwą miarę, szacunek do osób i ich możliwości, ale również ostrożność, aby nie dać się zwieść pewnemu laksyzmowi w stosowaniu powyższych rad: "Roztropności" tu potrzeba – mówi święta. Bo nieraz i diabeł może być sprawcą tych niemożności. Nie należy, zatem ani opuszczać zaraz modlitwy, ile razy nachodzą nas natarczywe roztargnienia czy zamęt wewnętrzny, ani też uparcie dręczyć duszy i zmuszać jej do tego, czego nie może”.
Laksyzm (z łac. laxus – luźny) – postawa, według której wszelka wątpliwość co do obowiązywalności prawa stanowi wystarczającą podstawę do usprawiedliwienia postępowania niezgodnego z tym prawem. Był to siedemnastowieczny kierunek w teologii moralnej, który uwalniał chrześcijan od wypełniania ich obowiązków z powodów błahych i niewystarczających.
Jeżeli jednak rozpozna się, że niedyspozycyja do modlitwy pochodzi z przyczyn psychofizycznych, wówczas Teresa nalega, by nie zmuszać się do ciągłej koncentracji na modlitwie i nie przedłużać jej ponad to, co można w tym stanie znieść. Radzi zmienić godzinę modlitwy. Wskazuje też na inne środki, które mogą być pomocne w odzyskaniu wewnętrznej równowagi. Są nimi zajęcia zewnętrzne, takie jak uczynki miłosierne albo czytanie. Doradza również skorzystanie z jakiejś świętej rozrywki, takiej jak pobożna rozmowa czy przechadzka na świeżym powietrzu. Niech wówczas posłuży ciału z miłości dla Boga, aby w wielu innych sytuacjach ciało służyło duszy. (Ż 11,16).
Tego typu rady powracają bardzo często, zwłaszcza wtedy, gdy Teresa mówi o początkowych etapach modlitwy: nie dać się zaniepokoić, nie wpadać w panikę, gdy samopoczucie fizyczne lub psychiczne czyni modlitwę trudną, nie przymuszać się ponad siły, ale modlić się tak, jak w danej chwili się potrafi albo oddać się dziełom zewnętrznym (por. D 24, 4-5; T VI, 1, 13).
-
Rady i wskazówki
W prostej modlitwie miłosnej uwagi i rozmowy „serca do serca” jest się szczególnie narażonym na rozproszenia i oschłości. Pierwszą rzeczą, którą należy zrobić, to przyjąć, zaakceptować rozproszenia, oschłości i ograniczenia naszej natury. Normalną modlitwą człowieka jest modlitwa rozproszona. Takimi Bóg nas stworzył i takimi mamy się modlić. Spokojne przyjęcie tego faktu może nas uchronić przed zbuntowaniem, zniechęceniem, czy swego rodzaju wewnętrzną złością, że nie modlimy się tak, jak byśmy chcieli.
Rozproszenia, trudności są również okazją, abyśmy utwierdzili się w pokorze i uświadomili sobie, że modlitwa jest darem Ducha Świętego, że sami z siebie nie potrafimy modlić się tak, jak trzeba. Takie podejście do trudności na modlitwie pozwoli nam uzyskać wewnętrzny pokój, który rodzi się ze zgody i akceptacji. Pokory, pokory! – pisze św. Teresa - Nie mogę jakoś obronić się tej pokusie, bym tych, którzy tak wielkie rzeczy robią z oschłości swoich, nie posądzała o brak tej cnoty (Tw III, 1,7). Pilnie rozważcie, córki, te kilka uwag …, abyście z oschłości waszych odnosiły pomnożenie się w pokorze, a nie trwogę i zamieszanie, jak tego pragnie diabeł. I bądźcie pewne tego, że gdzie jest prawdziwa pokora, tam Bóg, chociażby wam nigdy nie użyczył pociech duchowych, da wam za to taki pokój i zgodzenie się z wolą Jego, że większe w nim znajdziecie zadowolenie, niż drudzy w rozkoszach wewnętrznych (Tw III, 1, 8).
Bóg jednak pragnie, abyśmy korzystali z normalnych, dostępnych środków, które zmniejszają rozproszenia i ułatwiają modlitwę, tak samo jak pragnie, byśmy korzystali ze zwyczajnych środków zapobiegających chorobie.
Św. Teresa w tym celu proponuje przeróżne pomysły i „zręczne sposoby”. Doradza posiłkowanie się „jakąś dobrą książką, napisaną nawet językiem potocznym, aby skupić naszą uwagę” (D 26,10) Sama wyznaje, że przez osiemnaście lat, „z wyjątkiem dziękczynienia po Komunii świętej, nigdy nie odważyłam się rozpocząć modlitwy bez pomocy książki. […] Książka uspokajała mnie, dotrzymywała mi towarzystwa, lub też jak tarcza, przyjmowała częste ciosy nastających myśli” (Ż 4,9).
Lektura staje się punktem zaczepienia myśli. Stanowi pomost, który pomaga w skupieniu ducha i rozbudzeniu woli. Szczególne miejsce zajmuje tutaj Ewangelia. „Zawsze lubiłam słowa płynące z Ewangelii; zawsze pomagały mi w skupieniu bardziej, niż najlepiej napisane książki” – czytamy w Drodze Doskonałości(D 21,4).
Wśród innych sposobów Teresa zaleca, aby „mieć jakiś obrazek czy portret Pana, który będzie się Wam podobał,… aby przed nim często do Niego się zwracać” (D 26,9).
Co do osób, które nie potrafią się skupić, ani zmusić swojego umysłu do modlitwy myślnej, Teresa doradza modlitwę ustną, szczególnie Ojcze nasz. Poleca przy tym, aby powoli wymawiać każde słowo, starając się jednocześnie nad każdym zastanowić się przez chwilę. Ten sposób modlitwy, nawet jeśli będzie ona tylko ustna, najszybciej pomoże skupić umysł” (D 28, 4). i „przynosi ogromne korzyści”. Tym sposobem można nawet osiągnąć kontemplację doskonałą, co Teresa potwierdza swoim przykładem (por. D 25,1 i 30,7).
Wobec trudności na modlitwie św. Teresa zaleca przede wszystkim odwagę i mocne postanowienie, aby wytrwać na niej: „Odwagi, mówię, bo wielkie i niezliczone są trudności, jakie czart stawia początkującemu, aby nie wstąpił na tę drogę modlitwy wewnętrznej, gdyż wie dobrze nieprzyjaciel zbawienia…, iż nie tylko tę jedną duszę utraci, ale i wiele innych przez nią…” (Ż 11,4).
Przystępując do modlitwy trzeba mieć niezachwiane postanowienie wytrwać na niej niezależnie od wszelkich trudności i przeciwności. Jak pisze Święta, „trzeba oburącz chwycić się krzyża”
Osobom praktykującym modlitwę poleca, aby szukały pomocy i towarzystwa osób ćwiczących się w rozmyślaniu (Ż 7, 20). Posiadanie przyjaciół oddanych Bogu jest wielką pomocą dla osób, które jeszcze się nie umocniły duchowo. Ponadto „jest to także znak pokory nie ufać samemu sobie, ale raczej spodziewać się pomocy od Boga za pośrednictwem drugich, u których rady szukamy; i miłość także rośnie przez wzajemne udzielanie się i innych wiele pożytków z tego źródła płynie…” (Ż 7, 22).
Rekolekcje wygłosił ojciec karmelita bosy Roman Hernoga.