mozaika ZAPRASZAMY

do kościoła Świętej Rodziny w Warszawie ul. Rozwadowska 9/11

29 kwietnia 2025 (wtorek)

19.00 Msza święta
20.00 konferencja

Dyżur liturgiczny pełni grupa parafii św. ojca Pio z Grochowa

Ufać z pomocą Tej, która jest Ucieczką grzeszników. Konf. 8.10.2024

Konferencja ks. Adama Kurowskiego

Zacisze, 8 października 2024

Ufać z pomocą Tej, która jest Ucieczką grzeszników.

Dzisiaj patronką dnia jest św. Pelagia. Pelagia, znana również jako Małgorzata, pochodziła z Antiochii. Żyła w V w. Wedle przekazów była kobietą lekkich obyczajów, obdarzoną nieprzeciętną urodą. Pochodziła z bogatej pogańskiej rodziny.
Biskup Antiochii zaprosił pewnego razu do siebie ośmiu biskupów, wśród nich Nonnusa z Heliopolis, znanego ze swej pobożności i ascezy. Gdy wszyscy zgromadzili się przed kościołem, a Nonnus przemawiał do nich, nieopodal przejeżdżała Pelagia. Jej kosztowny strój zwracał uwagę. Nonnus dostrzegł to i gorzko zapłakał, wskazując, że jego słuchacze nie dbają o swoje dusze w takim stopniu, w jakim owa kobieta dbała o własną urodę. Gdy Nonnus wrócił do swej celi, podjął modlitwę o nawrócenie spotkanej kobiety.
Otrzymał wówczas widzenie: ujrzał czarną gołębicę, która - zanurzona przez Nonnusa w wodzie święconej - stała się czysta i biała. Biskup odczytał to jako znak zapowiadający nawrócenie Pelagii. Kiedy kolejnym razem nauczał o Sądzie Ostatecznym, do świątyni weszła Pelagia. Usłyszane słowa wywarły na niej wielkie wrażenie. Z płaczem rzuciła się do nóg biskupa. Nonnus ochrzcił ją. Pelagia postanowiła oddać swój majątek biskupowi, by ten mógł go rozdzielić między potrzebujących. Nowo nawrócona kobieta podjęła pokutę. Wkrótce potem udała się do Jerozolimy. Tam, ukrywając się pod przybranym męskim imieniem, podjęła surowe wysiłki ascetyczne. Zamieszkała w jednej z pustelni na Górze Oliwnej, gdzie około 457 roku odeszła do Pana. (Internetowa Liturgia Godzin)

Niech przykład św. Pelagii (która w swojej pustelni pokutowała za swoje grzechy i adorowała Pana Jezusa, zwracając do Niego swoje serce) nas zachęca byśmy odkrywając prawdę o sobie uciekali się do Bożego Miłosierdzia. Motywem naszych działań jest często zwykły strach. Często patrzymy na drugiego człowieka, grzesznika z oburzeniem i gniewem, to najczęściej kieruje nami zwykły strach przed tym, że możemy być w jakiś sposób skrzywdzeni przez niego. Apostołowie po aresztowaniu Jezusa zwyczajnie uciekli obawiając się, że mogli sami spotkać się z podobnym traktowaniem ze strony prześladowców Jezusa.

Jesteśmy zaproszeni do tego, by na widok ludzkiej słabości nie reagować strachem, ale by budziła się w nas ufność wobec Jezusa. W jaki sposób reagujemy na zło w naszym życiu? Czasem lekceważymy znaczenie i wagę zła, dopóki się da, albo usprawiedliwiamy się, albo „podnosimy się na duchu” wmawiając sobie, jeszcze nie jesteśmy najgorsi, bo inni gorzej postępują.

A jeśli nastąpi przełom i dłużej nie możemy lekceważyć zła, to czujemy się załamani, myśląc, że już niczego nie da się zrobić. Pojawia się smutek rezygnacja, desperacja. Widzimy, że niewiele daje przekonywanie innych, że nie jest z nami tak źle. Jeśli nie potrafimy się już maskować, to potrzeba przekraczać ludzką potrzebę samoobrony, usprawiedliwiania i tłumaczenia się.

Gdy pojawia się problem to nie szukajmy winnego, tylko szukajmy gdzie znajduje się ratunek. Ratunek jest w Panu Jezusie. On jest naszym Zbawicielem. Można też szukać pomocy u Matki Bożej. Kto był w na SOR-ze ze swoim problemem zdrowotnym, to choć nie widzi przy sobie cały czas obecnego lekarza, to wie, jest pewien, że ten lekarz jest blisko i zawsze może podejść i pomóc, gdy nasz stan się pogorszy. Możemy być pewni, że choć znajdujemy się w trudnej sytuacji, to Jezus cały czas jest blisko i zawsze w odpowiednim momencie dotrze, by nas uratować. Zawsze powinniśmy pamiętać, że jesteśmy grzesznikami, takimi chorymi na SOR-ze. Nie przyjmujmy postawy faryzeusza, który myślał o sobie dobrze. ale bądźmy jak celnik, który nie usprawiedliwiał się, ale z pokorą przyznawał się do zła. Nie wiemy jaki jest nasz status, tylko Bóg to wie. Faryzeusz odszedł zadowolony ze swojej modlitwy, ale przed Bogiem został usprawiedliwiony tylko celnik.

Czyny są uzewnętrznieniem tego, co dzieje się wewnątrz nas. Oziębłość, płytkość ciągle nam zagrażają. Mamy swoje wizje, chcemy wymóc na Bogu pewne sprawy, które nie są zgodne z Jego wolą. Musimy się ciągle nawracać. Może myślimy, że z nami jest dobrze, bo Bóg spełnia nasze prośby, wysłuchuje modlitwy. Prawda może być inna. Bóg spełnia nasze pragnienia, ponieważ wie, że byśmy nie znieśli faktu nie wysłuchanej modlitwy i byśmy się odwrócili od Boga i obrazili się na Niego.

Korzystajmy z pomocy Matki Bożej, Tej, która jest Ucieczką grzeszników. Jezus jest źródłem zbawienia. Źródłem dobroci i troski o nas jest sam Bóg, który nam pomaga i chce byśmy się wiązali z Matką Bożą. Bóg jest zachwycony Maryją, chce, by Ona była nam bliska i byśmy się do niej uciekali w odkrywaniu prawdy o sobie. Matka Niebieska chce nas uczyć zaufania do Bożego Miłosierdzia.

Jak uniknąć niewłaściwego patrzenia na własne zło? Konf. 1.10.2024

Konferencja ks. Emila Adlera

Zacisze, 1 października 2024

Jak uniknąć niewłaściwego patrzenia na własne zło?

Jesteśmy Bożymi dziećmi. Nasze Boże dziecięctwo ma swoje źródło w Bożym ojcostwie. Przypomniała nam o tym św. Tereska od Dzieciątka Jezus. Przykładem dziecięcego stawania przed Ojcem jest Jezus. On poucza nas, kim jest Bóg i poucza nas, jak mamy podchodzić do własnego zła i grzechu.

Nasze poczucie winy, które jest skoncentrowane na sobie jest z gruntu fałszywe. Widząc grzech ganimy siebie samych z powodu niedoskonałości. Spowiadamy się z tego, że popełniliśmy grzech, że zło się wydarzyło, ponieważ sami na sobie się zawiedliśmy. Nie ma w tym prawdy. Stajemy wprawdzie przed Ojcem, ale żal nie jest doskonały. Z pomocą przychodzi nadzieja chrześcijańska, świadomość, że jesteśmy umiłowani, choć popełniamy błędy. Tak zostaliśmy stworzeni przez Boga, który jest miłością.

Zło nie tyle chce, byśmy popełnili błąd, czy grzech. Zło uderza w coś, co jest istotne, czyli uderza w nasze relacje miłości z Bogiem, podważając pewność, że jesteśmy umiłowanymi dziećmi. Walka ze złem, to walka o świadomość, że jesteśmy kochani. Widząc zło, martwimy się, że nie jesteśmy tacy, jacy chcemy być. Bóg dał nam Syna i przez Niego przekazuje nam pewność, że jesteśmy umiłowani, przekonuje nas o swojej miłości.

Cała historia biblijna dotyczy historii relacji Bóg – człowiek. Odchodzimy od Boga, ponieważ Go lekceważymy. Dopiero problemy, jakie przeżywamy przyprowadzają nas do Niego z powrotem. Do Jezusa ludzie przychodzili z problemami, z chorobami, z grzechami. Jezus chce nam dać zbawienie i chce nam dać poczucie i pewność, że jesteśmy umiłowani. Właśnie w ten obszar uderza szatan. Sugeruje nam, że tylko wtedy będziemy kochani przez Boga, jeśli spełnimy wymogi idealnego dziecka. Jeśli nie spełnimy wymagań ideału, zły przychodzi z pokusą, że nie jesteśmy tacy, jacy powinniśmy być.

Po chrzcie w rzece Jordan, Jezus udał się na pustynię. Tam modlił się i pościł. Szatan przyszedł do Niego z trzema pokusami. Co było istotą pokus? Zły rozpoczynał kuszenie od zdania: Jeśli jesteś Synem Bożym, to... (zamień kamienie w chleb, rzuć się z wysokiego muru, oddaj mi pokłon). Zły podważał status Jezusa wobec Boga Ojca, czy na pewno jest Synem Bożym, czy na pewno jest umiłowanym Synem. Uderzał w relację miłości Jezusa z Bogiem.

Syn marnotrawny, gdy zrozumiał swoje położenie i że nie pozostaje mu już nic innego, tylko wrócić do domu ojca, myśli sobie: „Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem". Syn już nie zdążył dokończyć przygotowanej wypowiedzi, bo ojciec mu przerwał. „Ojciec rzekł do sług: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. I zaczęli się bawić”.(Łk 15, 18-24) Ojciec nie pozwolił powiedzieć, że syn marnotrawny chce być najemnikiem, czy niewolnikiem, zamiast być i czuć się synem. Nie można podważać tego, że na pewno jesteśmy dziećmi Boga. Zresztą Jezus ucząc modlitwy zachęca nas do zwracania się do Boga – Ojcze nasz.

Kiedy się uczymy, to w proces nauki wpisana jest możliwość popełniania błędów. Nie bójmy się błędów, aż przyjdzie dzień pewności. Jesteśmy umiłowani przez Boga. Przechodzimy przez czas próby i jesteśmy kuszeni, tak jak Jezus, pytaniem: czy na pewno jesteśmy dziećmi Boga. Zły skupia nas pokusą doskonałości, na przekonaniu, że musimy zasłużyć na miłość. Judasz tak był kuszony.

Jak nauczyć się właściwego patrzenia na własne zło? Mojżesz nauczył się, że Bóg jest Bogiem ludzi niedoskonałych. Przyszedł na świat z wyrokiem śmierci. Był balastem dla swojej rodziny, więc porzucono go na rzece. Porzucenie jest wielką raną dla człowieka, bo żyje się z przekonaniem, że nie należy się do nikogo. W młodości jesteśmy przywoływani do obowiązków. Rodzice, nauczyciele ciągle coś chcą. Chcielibyście, aby was nie wołali? To by było obraźliwe. Nie czulibyście się wtedy ważni, ani potrzebni. Mojżesz został zraniony brakiem relacji przez własną rodzinę. Doświadczenie zranienia rodzi wewnętrzną złość, którą nosi się latami. Mojżesz ze złości śmiertelnie zranił Egipcjanina. Stał się zabójcą i dlatego musiał uciekać.

Jeśli nasza historia naznaczona jest złem, nieszczęściem, to te czyny sprawiają, że jesteśmy niedoskonali. Zły mówi wtedy: nie jesteś godny, by być umiłowanym dzieckiem Boga, nie znajdziesz nikogo, komu mógłbyś zaufać. Mojżesz po zabójstwie stał się obcy wśród Egipcjan i obcy wśród swoich rodaków. Nie mógł nikomu zaufać. Uciekał na pustynię, uciekał ze swojej historii. Nawet jeśli nie uznajemy naszej grzeszności, to nie odbiera nam to sensu życia i nie uniemożliwia doświadczenia miłości.

Skoro Bóg jest miłością, to powinien zaleczyć rany historii. Ale Bóg nie leczy, tylko wchodzi w naszą historię. Bóg zaczyna działać w historii, nie poza nią, byśmy jako ludzie niedoskonali potrzebowali Boga. Mojżesz był niedoskonały – jąkał się, miał wadę wymowy, był niezrozumiały dla innych, co utrudniało mu przemawianie. Bóg nie uleczył go z tej wady, ale wskazał na Aarona, który miał być jego głosem i przemawiał do ludzi. Chcemy, by nas Bóg uleczyć, uzdrowił ze zranień, uleczył blizny ran. Jednak Bóg raczej wybiera niedoskonałych, zamiast tych bez wad.

Mojżesz w Egipcie był zraniony przez swoich, narastała w nim złość. Na pustyni został powołany. Na pustyni Mojżesz zaakceptował siebie i prawdę o sobie. Potem został powołany przez Boga, który ukazał się mu w krzaku gorejącym. Mojżesz przyjął odpowiedzialność za siebie i odpowiedzialność za innych, których miał wprowadzić do ziemi obiecanej. Grzechy i słabość pozostają, ale Mojżesz realizuje plan Boży. Potem następuje kolejny etap, pozostawania na pustyni przez 40 lat z powodu buntu. Na polecenie Boga Mojżesz uderza w skałę, z której wypływa woda, ale nie było wdzięczności za ten cud. Dlatego Mojżesz i jego pokolenie nie weszło do Kanaan, do ziemi obiecanej.

Mamy różne problemy. One przypominają nam o granicach. Przypominają nam, że nie jesteśmy idealni, ani doskonali. One nas uczą pokory, byśmy potrzebowali Boga. Św. Paweł pisze w swoim świadectwie: „Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował - żebym się nie unosił pychą. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali». Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa”. (2 Kor 12, 7-9)

Niedoskonałości pomagają człowiekowi w stanięciu w prawdzie, ułatwiają przyznanie się do winy, zostaje zraniona pycha, a uczy nas to, że nie jesteśmy doskonali. Człowiek pokorny staje w prawdzie, ufa Bogu. Przepaść grzechu i przepaść ufności otwierają go na przepaść miłości Boga.

Poznawanie przepaści grzeszności, pierwszym etapem aktu zawierzenia. Konf. 24.09.2024.

Konferencja ks. Mieczysława Jerzaka

Zacisze, 24 września 2024

Światowy Dzień Zdrowia” – Przedszkole nr 2 w Praszce

 

Św. Paweł napisał: „Tam, gdzie wzmógł się grzech, tam obficiej rozlała się łaska” (Rz 5, 20). Aby jednak łaska Boża dokonała swojego dzieła, musi ujawnić się nasz grzech w celu nawrócenia naszego serca i udzielenia nam sprawiedliwości wiodącej do życia wiecznego przez Jezusa Chrystusa, byśmy mogli powstać. Lekarz będzie nas skutecznie leczył, jeśli wyjawimy mu wszystkie objawy choroby, które nas dotykają, pokażemy wyniki badań, parametry życiowe itp. Tak Bóg przez swoje Słowo i swojego Ducha rzuca żywe światło na grzech. Św. Hieronim stwierdził, że „jeśli chory wstydzi się odkryć ranę lekarzowi, sama sztuka lekarska tego nie uleczy, czego nie rozpozna”.

Gdy zmierzamy się ze swoją słabością i grzesznością, to wtedy ujawnia się prawda o nas. Prawdę o sobie nie zawsze przyjmujemy, ale kiedy grzechy staną przed naszymi oczami, to wtedy uznamy, że sami o własnych siłach nie potrafimy sobie poradzić. Jeśli nawet mamy dobre postanowienie, to dzieje się inaczej, niż tego chcemy. Z tego właśnie powodu otrzymaliśmy pomoc – łaskę zawierzenia się Maryi.

Św. Paweł stwierdza: „Ja jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu. Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę – to właśnie czynię... A zatem już nie ja to czynię, ale mieszkający we mnie grzech” (Rz 7, 14-17). Uznanie własnej grzeszności i doświadczenie bezradności w walce ze skłonną do zła cielesnością, jeśli jest powiązane z ufnością w Boże miłosierdzie, czynią w nas miejsce dla pochylającego się nad nami Boga – przepaść grzeszności „przyzywa” dalsze przepaści. Wielkie miłosierdzie Boże udziela się nam, byśmy wkroczyli w przepaść ufności.

Św. Faustyna mówiła Jezusowi o swojej grzeszności, a jednocześnie zabiegała usilnie, by zaufać Bogu. Główne przesłanie, jakie usłyszała od Jezusa zawiera się w słowach „Jezu, ufam Tobie”. Zechciejmy podjąć trud modlitwy zawierzenia Matce Bożej, gdy widzimy, że nasze ludzkie siły zawiodły albo zostały wyczerpane. Jeżeli zechcemy w tej sytuacji modlić się modlitwą zawierzenia, będziemy musieli podjąć trud trwania przed Bogiem w prawdzie. Mogą nam w tym dopomóc pewne obrazy: obraz coraz pełniej odsłanianego nam grobu pobielonego, obraz Morza Martwego, w którym giną strumienie udzielanych nam łask, obraz skalnego masywu naszej stale wypiętrzającej się pychy, obraz zakochanego w sobie Narcyza, obraz żebraka „cuchnącego” grzechem, obraz duchowego trądu.

Sytuacje, w których poznajemy naszą grzeszność i coraz częściej doświadczamy bezradności, stwarzają dla rozwoju życia wewnętrznego warunki niezwykle korzystne, ponieważ skłaniają do oczekiwania na Bożą interwencję i zdobywania się na głębszą ufność. Wówczas proporcjonalnie do poznawanej przepaści grzeszności może pojawić się w naszej modlitwie zawierzenia kolejny jej element – przepaść ufności.

Twoje nowe narodzenie pod krzyżem. Konf. 17.09.2024

Konferencja ks. Janusza Kopczyńskiego

Zacisze, 17 wrzenia 2024

Twoje nowe narodzenie pod krzyżem.

Jezus Chrystus na krzyżu zawierzył nas Maryi. To jest Jego wielki dar, który nas zobowiązuje do przyjęcia postawy – uznawania prawdy o sobie. Nie wiemy z jakiego powodu św. Jan znalazł się pod krzyżem i co czuł. Czy kierowały nim względy ludzkie? Czy miał wyrzuty sumienia? Otrzymał łaskę zobaczenia siebie w prawdzie i dlatego z ufnością otworzył się na dar Matki, która jest mistrzynią chodzenia drogą Bożą.

Przyjęcie chrztu świętego sprawiło, że narodziliśmy się dla Boga. Od tego momentu, jak zapisał św. Paweł: „Świat stał się dla mnie ukrzyżowany, a ja dla świata”. Istnieje w życiu doczesnym taka śmierć, która jest naprawdę dobrą śmiercią, która zachęca nas, abyśmy w ciele naszym nosili śmierć Jezusa. Kto bowiem nosić będzie w sobie śmierć Jezusa, ten i życie Pana Jezusa będzie miał w swoim ciele. Dlatego jesteśmy zachęcani, by rozerwać kajdany zła, by rozwiązać więzy wymuszonych układów, wypuścić na wolność uciśnionych i połamać wszelkie jarzmo. Niech zatem nie przeraża nas imię śmierci. Czymże bowiem jest śmierć, jeśli nie pogrzebaniem wad i wskrzeszeniem cnót? Każdy z nas, choć grzeszny jest zobowiązany: by starać się o prawdę, uznawać to, kim jest się naprawdę i całym sercem przylgnąć do Boga.

Bł. Stefan Wyszyński stwierdził: „Ludzi mówiących w prawdzie nie trzeba wielu. Chrystus wybrał niewielu do głoszenia prawdy. Tylko słów kłamstwa musi być dużo, bo kłamstwo jest detaliczne i sklepikarskie, zmienia się jak towar na półkach, musi być ciągle nowe, musi mieć wiele sług, którzy według programu nauczą się go na dziś, na jutro, na miesiąc. Potem znowu będzie na gwałt szkolenie w innym kłamstwie. By opanować całą technikę zaprogramowanego kłamstwa trzeba wielu ludzi. Tak wielu ludzi nie trzeba, by głosić prawdę. Może być niewielka gromadka ludzi prawdy, a będą nią promieniować. Ludzie sami ich odnajdą i przyjdą z daleka, by słów prawdy słuchać”. Przychodzimy na Eucharystię, by słuchać słów prawdy, by stać blisko prawdy. Bez Matki Bożej trudno wytrwać w prawdzie, przyznawać się do prawdy i zbliżać się do światła prawdy. Bez Maryi trudno się zbliżyć do Bożej miłości.

Dziecko w szkole ubrudziło się i nauczycielka nie zdążyła je umyć. Kiedy przyszła mama, dziecko pomimo swego umorusania rzuciło się jej na szyję brudząc ją. Nauczycielka chciała je powstrzymać. Ale mama zaprotestowała: „To moje dziecko, sama je umyję”. Do Matki Bożej możemy przyjść bez obaw, tacy jacy jesteśmy, z ufnością i w prawdzie. Tak jak św. Faustyna: „Ja idę naprzód, choć burza z piorunami, ja idę za prawdą, a ta mnie wprowadza i oswobadza ze wszystkich trudności”.

Kim jesteśmy? Zostaliśmy powołani do wielkiej godności, by zanurzyć się w Bożej miłości. Nie możemy zmienić praw życia duchowego. Bóg jest miłością i tej miłości od nas oczekuje. Wierzę Boże, że wypełniasz mnie swoją miłością.

Pod krzyżem Chrystusa dokonują się nowe narodziny. Śmierć Chrystusa, który odkupił każdego człowieka, to fakt. Zwracamy się do Boga żywego, który odkupił nas w prawdzie i oczekuje prawdy. Trzeba oddać „pieniążek” kłamstwa i nie bać się zanurzyć siebie w Bogu, który jest miłością. Tylko pod krzyżem Chrystusa otrzymamy życie Boże. Uznanie własnego grzechu jest warunkiem otwarcia się na Boga. Prawda wyzwala. Jezus zaprasza nas: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy obciążeni i utrudzeni jesteście, a Ja was pokrzepię” Jezus nas zawierza Maryi, abyśmy zawierzyli się Bogu.